Okładka

Ten październikowy poranek poprzedzony krótką nocą spędzoną w aucie na parkingu pod kościołem parafialnym w Tyliczu zapowiadał się nad wymiar niewinnie i spokojnie.

Autor: 
BN265

Właściwie, po tym, co przeżyłem ostatniej nocy, mało co mogłoby mnie zaskoczyć. Co takiego wydarzyło się noc wcześniej?

Autor: 
BN64

Było kilka minut po 23.00, kiedy zjechałem z głównej drogi w dukt leśny wyłożony płytami betonowymi, z zamiarem spędzenia nocy pod prowizorycznym namiotem, ukryty gdzieś z dala od świata. Droga wiodła mnie wgłąb lasu, skąd przed wschodem słońca miałem udać się na pierwszy z pięciu szczytów, które zamierzałem zdobyć tego weekendu. Po przejechaniu kilkuset metrów dostrzegłem niewielką polanę, na której były zaparkowane dwa pojazdy; na węgierskich i rumuńskich tablicach rejestracyjnych. Powody, dla których ludzie jeżdżą nocą do lasu bywają zaskakujące, i gdyby to było jedno auto pewnie pojechałbym spokojnie dalej. A może jedno auto w moich okolicznościach też wyglądałoby mrocznie…

W pojazdach widać było jakiś ruch, ktoś w nich był, ale najdziwniejsze dla mnie były luźno porozrzucane ubrania i buty na zewnątrz, tak, że musiałem uważać by w nie nie wjechać. Momentalnie poczułem strach, zimny pot popłynął przez plecy, jeszcze tego nie skojarzyłem, a to budził się mój instynkt. Zrobiło się strasznie, a ja, bądź, co bądź stałem się świadkiem czegoś, czego nie potrafiłem nazwać i…wiedziałem, że jeśli moje zawieszenie potrwa jeszcze ułamek sekundy, to mogę z tego lasu nigdy nie wyjechać i przez długie lata nikt mnie tam nie odnajdzie.

Ba! Nikt nawet nie będzie wiedział, gdzie mnie szukać, bo pojechałem w malownicze góry zmierzyć się tylko z kilkoma pagórkami brakującymi mi do zdobycia swojej, nie poddającej się ocenie Korony Gór Polski. Na moje nieszczęście nie miałem gdzie zawrócić z tej złowieszczej trasy, gdyż po jednej i drugiej stronie płyt teren był mocno podmokły i zabagniony. Poczułem się jak aktor na planie filmu grozy, z tą różnicą, że po zagraniu mojej sceny musiałem „grać” dalej, by przeżyć.

Pojechałem w jeszcze ciemniejszy las spoglądając do tyłu, czy „coś” mnie nie goni. Adrenalina zmieszana ze strachem wyostrzyła moje zmysły, zacząłem głośno myśleć i analizować, co w tej sytuacji zrobić, by przeżyć…, przecież miałem plany. Decydując się na wyjazd w góry sprawdzałem wszystkie przejazdy, czytałem zapisy na forum, przeglądałem mapy, by się umiejętnie przemieszczać w terenie nie tracąc czasu na kluczenie i błądzenie po okolicy.

Trasa przez las rodem z serialu „Twin Peaks” wyglądała na sensowny skrót prowadzący do wsi Izby, skąd miałem wejść na Lackową, najwyższy punkt Beskidu Niskiego. Wjazd do lasu, kilkaset metrów, polana, porozrzucane rzeczy, auta, cienie ludzi za zaparowanymi szybami, bagna…., to było mi znane. Co było dalej? Jak daleko ciągnął się las? W głowie pojawił mi się jakby zrzut ekranu mapy, którą przeglądałem w domu. Ta droga przez las miała ponad 4 kilometry, a ja byłem w tym momencie około pół kilometra od wjazdu. Nie myślałem zbyt wiele, ważna była każda sekunda, każdy metr.

Jadąc, zauważyłem poprzeczną drogę, na której zawróciłem i skierowałem się do wyjazdu, kolejny raz przejeżdżając przez polanę, którą będę długo pamiętał. Na moje szczęście nikt nie wyszedł z samochodów i mogłem jak najszybciej wyjechać z lasu na asfaltową drogę, na której poczułem ulgę. Co stało się w lesie? Kim byli tajemniczy ludzie? Czy tam doszło do jakiejś tragedii? Nie wiem, ale gdyby tak było, to, czy udałoby mi się stamtąd uciec? Wątpię.

Do niedawna woziłem w samochodzie saperkę, gdyż byłem mistrzem sprowadzania na siebie kłopotów w postaci zakopywania się w dziwnych miejscach, gdzie normalny człowiek nigdy by się nie zapuścił, a mnie zawsze korciło, by spróbować. Czasami mi jej brakuje, ale, gdy już znajdę się na trefnej drodze to potrafię sobie wytłumaczyć, że lepiej się wycofać niż zakopać. Może dobrze, że nie miałem jej ze sobą, bo kto wie, do czego mogłaby mi posłużyć…

Wspomniałem, że noc spędziłem pod kościołem. Tam poczułem się bezpiecznie. Nawet w moim niewygodnym aucie, gdzie ciężko wyprostować nogi…zasnąłem. A rankiem, jeszcze przed wschodem słońca udałem się okrężną drogą do miejsca, z którego rozpocząłem swoją wędrówkę, która z minuty na minutę dodawała mi poczucia spokoju, harmonii i szczęścia.

Autor: 
BN62
Autor: 
BN32

Lackowa leży w Beskidzie Niskim i jak się na nią spogląda to idealnie wpasowuje się w jego charakter stanowiąc taki wybitny punkt, jakim Śnieżka jest dla Karkonoszy. Pagórki wokół są słabo wypiętrzone, a Lackowa jest takim zwornikiem, którego nie da się przeoczyć nawet z kilkunastu kilometrów. Jej wysokość nie jest imponująca, raptem 997 m n.p.m. i wydawać by się mogło, że wejście będzie lekkim spacerkiem, dlatego też wybrałem ją na początek wyprawy. Innym powodem był fakt, że znajduje się ona najdalej od mojego domu - niemal 700 km. Pozostałe brakujące elementy układanki były na terenie, gdzie niejednokrotnie bywałem, no i nieco bliżej.

Autor: 
BN66

Jak tam dotrzeć? Najlepiej zlokalizować Krynicę Zdrój, Tylicz a dalej miejscowość Izby.

Moje podejście rozpoczęło się na Przełęczy „Beskid nad Izbami”, gdzie przebiega granica polsko-słowacka. Możecie wierzyć, albo nie, ale szlak czerwony, który wybrałem (nieświadomy niczego), jest jednym z najtrudniejszych podejść w polskich górach za wyjątkiem Tatr i w mojej ocenie można go porównać do podejścia na Waligórę w górach Kamiennych, oczywiście chodzi o wejście północną stroną od Przełęczy Trzech Dolin, czyli od Schroniska „Andrzejówka”. Jedyną różnicą jest to, że na Waligórę wychodzimy ok. 20 minut, a na Lackową spokojnie można liczyć 50-70 minut marszu, a właściwie nie lada wspinaczki.

Na przełęczy znajdują się pozostałości po tablicach granicy państw a droga na szczyt idzie dobrze wyznaczoną ścieżką, gdzie co jakiś czas trafiamy na słupki graniczne a nawet na słupki, które używane są do oznaczania odległości na drogach. Ktoś na drogowskazie dopisał (i słusznie), że na szczyt mamy 50 minut. Jak myślicie? Ile mi to zajęło?

Autor: 
BN200

Podjeżdżając do wsi Izby i dalej na przełęcz przekonywałem sam siebie, że maksymalnie pół godziny i jestem na szczycie. A tu ktoś daje 50 minut. Pytam - na co? Chyba, że razem z zejściem na przełęcz. Pytam i ruszam. Początek mojej drogi - Przełęcz Beskid nad Izbami

Autor: 
BN155

Płasko, 200, 300, 500, 700 i więcej metrów - jest naprawdę płasko, mówię sobie - 10 minut i jestem na górze. Po tych kilkuset metrach widzę dość strome podejście, spoglądam na zegarek i w duchu zacieszam, że to naprawdę łatwa górka. Podchodzę jakby po skorupie żółwia i staję piętro wyżej, które to dopiero otwiera widok na … no właśnie na co?

Na konkretne podejście w luźnych kamieniach, liściach i ziemi, a droga prawie w pionie. Na szczęście są drzewa, więc od czasu do czasu jest się czego chwycić i można odpocząć. A odpoczywałem tam kilkakrotnie, nie mogąc złapać tchu.

Autor: 
BN94

Taki początek dnia. No, stromo. Po osiągnięciu górnego tarasu przeprawy nastąpiło długie wypłaszczenie, na końcu którego mogłem się cieszyć zdobyciem upragnionego szczytu.

Autor: 
BN63
Autor: 
BN5
Autor: 
BN4
Autor: 
BN152

Wejście na szczyt zajęło mi 52 minuty. Dziękuję temu, kto wpisując na drogowskazie liczbę 50 dał mi możliwość przejścia tej wyrypy i złapania pokory i respektu do tej góry. Co Was cieszy najbardziej, gdy jesteście na szczycie? Warunki pogodowe są bardzo ważne, przejrzystość powietrza, widoki, czasem sama radość z wejścia.

W ostatnim roku bywaliśmy, w wielu górach Europy. I wiecie co nam sprawiało dziką radość? Możliwość wbicia pieczątki na nadgarstek. Znamy książeczki PTTK, zdobywaliśmy oznaki turystyczne i górskie a obecnie cieszy nas jak dzieci, gdy na szczycie znajduje się skrzynka z pieczątką albo księgą pamiątkową, w której zostawiamy mały znak naszej obecności w świecie wędrowców.

Autor: 
BN150
Autor: 
BN273

Lackowa również posiada swoją skrzynkę z pieczątką i zapasem tuszu. Miałem więcej powodów do radości, gdyż na szczycie powiewała polska flaga, powietrze było przejrzyste, świeciło słońce, zaś porywisty wiatr tak szarpał gałęzie drzew, że szybko chciałem znaleźć się poniżej tego szaleństwa. Schodząc spojrzałem na południe, gdzie w oddali majaczyły Tatry, góry, które znam na pamięć, i w których bywałem wielokrotnie.

Autor: 
BN97

Teraz stałem patrząc na nie bez sentymentu, z uśmiechem na twarzy i werwą, że dzień się dopiero zaczyna i chcę jeszcze wejść na inne góry, które mam nadzieje odcisną się w moim sercu, a na pewno pod butami. Na przełęcz dotarłem w ciągu 30 minut a później udałem się na skraj wsi, gdzie pasło się ogromne stado koni.

Autor: 
BN91
Autor: 
BN17

Czasem zaznaczam sobie ciekawe miejsca na mobilnej wersji mapy, po to by móc odnaleźć te enklawy, gdzie życie płynie jakby wolniej, inaczej, gdzie można się zatrzymać. Spojrzałem na mapę i załapałem stupor… oto stałem na drodze, którą miałem przejechać wyjeżdżając z lasu…, tego złowrogiego lasu. Droga zbudowana z płyt betonowych, bardzo zniszczona, pręty zbrojeniowe płyt były powyginane we wszystkie strony, sterczały niczym ostrza wystające w górę.

Autor: 
BN105
Autor: 
BN269

Gdybym zdecydował się wczoraj na przejazd przez las, pewnie nigdy nie dotarłbym na Lackową, …w najlepszym przypadku przebiłbym wszystkie koła w aucie… Tymczasem pstrykam ostatnie fotki, wsiadam szczęśliwy do auta i ruszam w kierunku Wąwozu Homole, przez który prowadzi droga na Wysokie Skałki w Pieninach - mój kolejny punkt dzisiejszej wędrówki. Do pokonania autem mam ok. 85 km. Jest godzina 7.54

Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...