Zazwyczaj góry zdarzało mi się oglądać na zdjęciach. Przeglądając fotografie górskie często marzyłam o tym, by się znaleźć w jakimś cudownym, magicznym miejscu, gdzie świeże, czyste powietrze otacza nieprzerwanie piękne widoki, pełne zadrzewień i górskich szczytów. Razem z mym towarzyszem postanowiliśmy, że wspólnie zobaczymy pięknie wschodzące słońce wprost ze szczytu Sokolicy. Zaplanowaliśmy, że wyjedziemy z Tarnowa o 2.00 w nocy.
Gdy dojechaliśmy do Krościenka nad Dunajcem wiedziałam, że już nie mogę się wycofać i muszę zmierzyć się ze swoimi słabościami. Mój towarzysz obłędnie i bezwarunkowo zakochany w górach sprawił, że poniekąd ciężko było mi nie pragnąć tej podróży. Początkowo bodźcem do wyjazdu była dla mnie głównie jego pasja. Te wszystkie jego zachwyty nad tym, co można zobaczyć w górach sprawiły, że nie sposób było gasić jego nadzieję związaną z dzieleniem przeze mnie jego pasji. Wielokrotne opowieści o cudownych chwilach na szczytach, o zmęczeniu, które kształtuje osobowość, historie ze szlaków wzmagały tylko moją ciekawość. Początek ciemnej drogi wydawał się aż zbyt prosty. Szliśmy prostą asfaltową drogą (wzdłuż ul. Św. Kingi - zielonym szlakiem), wkraczając powoli na teren leśny (idąc w stronę Przełęczy Sosnów). Mój entuzjazm związany z lekkością wybranej przez mego towarzysza drogi szybko minął, w zasadzie gdy tylko skręciliśmy w leśną drogę. Dookoła panowała ta przytłaczająca ciemność, drogę oświetlały tylko wzięte przez nas latarki. Pustka i cisza, jakiej dotąd nie znałam. Z perspektywy czasu myślę, że droga wydawała się dłuższa i cięższa przez tą ciemność, która przez chwilę pochłonęła moje myśli. I tak oto szliśmy do przodu, a raczej do góry - mój towarzysz pełny radości i optymizmu, a ja z nadzieją, że w końcu będziemy na szczycie. Świat leniwie zaczął budzić się do życia, co nadało magicznego charakteru leśnej przestrzeni, przez którą szliśmy (za Przełęczą Sosnów weszliśmy na niebieski szlak, bezpośrednio prowadzący na Sokolicę). Dotarliśmy w końcu na górę i oczekiwaliśmy tej jedynej, wyjątkowej chwili, którą ja do tej pory znałam tylko z opowieści i ze zdjęć. Było mi coraz zimniej, przyznaję, że nie spodziewałam się, że te ostatnie momenty przed wschodem są aż tak chłodne.
Stało się. Słońce w całej swej okazałości wyłaniało się nad linię horyzontu. Z zachwytem i niedowierzaniem patrzyłam na tą piękną gamę kolorów - róż, czerwień i pomarańcz - zdawały się tańczyć ze sobą migocząc na niebie. Ta krótka, fantastyczna chwila, gdy przestałam narzekać na zimno i całą tą drogę pod górę, zrekompensowała niewyspanie i zmęczenie.
Teraz już wiem, że wschodu słońca w górach nie da się z niczym innym porównać. Dla mnie, nieobeznanej w górskich wycieczkach, widok z góry Sokolicy był naprawdę niesamowity. Ale Sokolica zachwyca czymś jeszcze - wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju sosną, tak samotną, a jednocześnie dostojną pośród skalistego szczytu.
Podczas porannego zejścia z Sokolicy, w myślach przetwarzałam wszystkie opowieści mojego towarzysza o tym jak wielokrotnie oglądał z różnych szczytów wschody słońca i jak wiele radości dawał mu ten fakt. Wiedziałam już, że ja również będę sławić widok budzącego się do życia świata.
W drodze powrotnej postanowiliśmy zahaczyć o Szczawnicę. Po takim wysiłku należało nam się coś pysznego, więc po uprzednim wyszukaniu odpowiedniej kawiarni, postanowiliśmy przespacerować się po Górnym Parku Zdrojowym.
Na Placu Dietla od razu uwagę przykuwał piękny, odrestaurowany budynek, w którym znajduje się Café Helenka. Mój towarzysz postanowił zrobić kilka zdjęć, a następnie weszliśmy do kawiarni. Piękny wystrój, elegancja, uprzejmość i kompetencja kelnerów, to tylko część zalet tego miejsca. Po zamówieniu ciasta, stwierdziliśmy, że jest ono za dobre, by szukać innego miejsca na obiad. Do tego przepyszne koktajle bezalkoholowe. Wszystko bardzo atrakcyjnie podane. Byłam w siódmym niebie.
Jest to miejsce, do którego będziemy wracać. Polubiliśmy je za całokształt, który oceniamy bardzo na plus. Przyznam jednak, że ceny nie są najtańsze, jednak na tą klasę kawiarni i wielkość porcji nie rażą i pozwalają na cieszenie się pysznym smakiem serwowanych smakołyków. Oprócz przepysznej tarty cytrynowej z polewą i bitą śmietaną oraz gruszkowej z masą migdałową i bitą śmietaną, zdecydowaliśmy się na ciepły posiłek w formie tarty góralskiej - z cebulą, boczkiem, ziemniakami oraz serem regionalnym. Bardzo duża porcja usatysfakcjonowała nas w 100%.
Mój towarzysz wykorzystał fakt, że chłonę wszystkie te piękne widoki, postanowił więc pokazać mi jeszcze jedną atrakcję - Wodospad Zaskalnik (kierując się od ul. Św. Krzyża, dalej ul. Kunie, dotrzemy do ul. Partyzantów - wodospadu wypatrujcie po prawej stronie).
Będąc w Szczawnicy można wybrać się na dłuższy spacer bądź rowerową wycieczkę wzdłuż doliny Dunajca, z której rozciąga się przepiękny widok na Pieniny.
Wzdłuż doliny można dotrzeć na Słowację do miejscowości Czerwony Klasztor, w której znajduje się uzdrowisko Smerdzonka, gdzie można skorzystać z zabiegów zdrowotnych.
Dotarliśmy do końca naszej podróży. Szkoda, że musieliśmy już wracać, bo po drodze znaleźlibyśmy pewnie dużo pięknych miejsc. W górach cudowne jest to, że każdy znajdzie w nich coś, co właśnie jego zachwyci. Mnie zauroczyły te pienińskie krajobrazy, a że do oglądania gór na żywo przekonuję się coraz mocniej, to niebawem znów pokażę Wam kolejne miejsce, które zapadło w mej pamięci i o którym zapomnieć nie będę chciała.
Komentarze