W porannym fotografowaniu jest jakaś magia - gdy wracam do domu mam świadomość, że choć przede mną cały dzień to ja doświadczyłem już czegoś miłego dla oka.
To było udane 12 godzin w górach. Padło na Sudety Wschodnie i pogranicze polsko-czeskie. Najpierw wschód słońca i świetlny spektakl w Hanušowickie vrchoviny, który nie rozczarowałby nawet największego konesera, a potem zachód słońca z cudowną przejrzystością i widokiem na Karkonosze ze szczytu Śnieżnika.