Przed wyprawą na naszej wspólnej konwersacji grupowej trzech kolegów zadeklarowało, że wyborze się z nami na ten etap. Naszym celem było przejście odcinka od Przełęczy Kubalonki, aż do Węgierskiej Górki. Jako że odcinek jest dość długi, a też do Wisły jest spory kawałek z Krakowa założyliśmy, że konieczny będzie nocleg. Mieliśmy przed sobą kilka możliwości. Jedna z nich zakładała nocleg w Agroturystyce u Kukuczków. Niestety gdy wykręciłem numer telefonu okazało się, że nie mają już tam miejsc na kolejnych turystów. Zastanawialiśmy się chwilę nad noclegiem w Schronisku Przysłop pod Barania Góra, ale bardzo szybko przypomniałem sobie że jestem tylko studentem, który nie ma aż tyle hajsu, aby płacić ponad 100 złotych za nocleg, nie mówiąc o kosztach związanych z kolacją i śniadaniem w tym obiekcie. Dlatego stanęło na tym, aby wybrać opcję bardziej ekonomiczną, czyli nocleg w chatce studenckiej na Pietraszonce za 25 złotych. W związku z tym, że miała odbyć się impreza konieczne był zabranie stoperów. O nich pomyślał kolega. Dwóch kolegów odpadło w ostatnim momencie.
22 kwietnia o godzinie 7:27 wsiedliśmy w poranny pociąg, który miał zawieźć nas do Katowic. Połączenie zakładało około 40 minut zapasu na kolejny pociąg, który miał nas zawieźć bezpośrednio do Wisły. Ale jak wiadomo nasze polskie PKP nie takie rzeczy widziało, dlatego też drżałem czy to 40 minut wystarczy. Okazało się że obyło się bez opóźnień i dojechaliśmy do Katowic na czas. Czekała nas teraz długa przerwa, wykorzystana na toaletę i przegryzienie czegoś na drugie śniadanie.
Pociąg do Wisły był bardzo zapchany i dlatego też przez większość czasu podpieraliśmy ściany. Około 10:45 dotarliśmy na stację końcową Wisła Głębce. Pierwszy postój zrobiliśmy na pierwszym punkcie widokowym Koziniec. Zatrzymaliśmy się tam, aby zobaczyć pierwsze widoczki.
Po solidnym wzniesieniu droga prowadziła w dół do Przełęczy Kubalonka. Kolejny dłuższy postój odbyliśmy na Szarculi, na której zaskoczył nas widok dzieci i dorosłych jadących na koniach.
Po przerwie droga do naszej chatki była urozmaicona dużymi kałużami i wielkim błotem, utrudniającym chodzenie. Niekiedy pojawiały się gałęzie, bądź drewniane belki, po których trzeba było przejść. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy Stecówce na oglądanie rozległej panoramy.
Gdy doszliśmy do chatki studenckiej na Pietraszonce po południu okazało się, że sporo ludzi już jest i czeka na rozpoczęcie obchodów jej 55-lecia. Zapłaciliśmy za nocleg oraz kupiliśmy zestaw obiadowy. 10 złotych za żurek i kiełbasę to całkiem uczciwa cena. Przydzielono nam pokoik „Prezesówkę” wraz z kilkoma innymi turystami.
Poszliśmy jeszcze na spacer do znajdujących się niedaleko Źródeł Wisły. Mała rzeczka, kto by pomyślał, ze parę takich rwących strumyków w okolicy tworzy najdłuższą rzekę w Polsce.
Gdy wróciliśmy impreza trwała w najlepsze. Przyjechał nawet lokalny zespół The Zebers. Ludzie szaleli, gdy śpiewali swoje piosenki zwłaszcza „Odkurzacze”. Część osób najwyraźniej chciała jak najlepiej wykorzystać dzień wolny, bo nieźle się „nabąblowała”. Jeden gość, który spał razem z nami w pokoju wypił tak dużo, że ponoć w nocy zwrócił wszystko i razem z dziewczyną myli podłogę w środku nocy. Bez komentarza.
Wstaliśmy około 7:15. Plan zakładał, że wyruszamy przed 8, a większe śniadanie zjemy w Schronisku Przysłop pod Baranią Górą. Dlatego też po szybkim czynnościach porannych, wyszliśmy o 7:40 spod chatki. Gdy dotarliśmy do schroniska zatrzymaliśmy się na śniadanie. Oczywiście jak już zdążyłem przywyknąć zamówienie moje i kolegi różniło się nieco :D
Zrobiliśmy sobie dłuższą 40-minutową przerwę, podczas której kolega dogłębnie analizował schronisko i stwierdził, że trzeba było nocować tutaj. „Następnym razem on załatwia noclegi”-pomyślałem. Przy schronisku stała tablica informująca nas o przebiegu Głównego Szlaku Beskidzkiego. Patrząc na nią, stwierdziłem że jeszcze trochę nam zostało.
Przed 10 wyruszyliśmy dalej. Droga na najwyższy szczyt nie była bardzo trudna. Największym utrudnieniem było błoto i drewniane bele, które się zapadały pod wpływem naszego ciężaru. Jednak nie sprawiło nam to aż tak wielkim problemów, dlatego też dotarliśmy na Baranią Górę na 10:40. Oczywiście postój i fotka z wieży widokowej była obowiązkiem.
Kolejny etap był pod względem trasy bardzo przyjemny, bo prowadził głownie grzbietem. Po drodze było kilka punktów widokowych, na których postój był oczywiście formalnością.
Do Węgierskiej Górki dotarliśmy tuż przed 15, a do Krakowa wróciliśmy na sam wieczór po wieczornej Mszy w Katowicach.
Komentarze