Po raz pierwszy w życiu wybrałem się wiosną na Polanę Chochołowską. Po dojściu na miejsce okazało się, że pory roku zaczęły się cofać, a Krokusy zamiast wybijać się spod śniegu, zaczęły być przezeń przykrywane. W ten sposób "zaliczyłem" dwie pory roku i co prawda nie zrobiłem zdjęć o jakich myślałem, ale dzięki temu powstały zupełnie inne kadry. I mam nadzieję, że udało mi się w ten sposób odróżnić od prac innych osób fotografujących w tym roku Krokusy.
Już ze dwadzieścia lat wybierałem się na Krokusy. W końcu czas wolny zgrał się z Krokusami i wolnym noclegiem w schronisku. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Kolację jadłem przed Nowym Targiem w barze z widokiem na Podhale. Coś tam błyskało na horyzoncie w Tatrach. Typowa wiosenna burza — pomyślałem. Nocleg zaplanowałem w okolicach Łopusznej, żeby rano sfotografować wschód słońca widziany z Gorców w kierunku Pienin i na Tatry. Wyszło pięknie. Zadowolony ruszyłem do Zakopanego zjeść śniadanie w stołówce "na sądach", mojej ulubionej "placówce gastronomicznej" do godziny 16.00 (potem ulubioną placówką staje się "Nasza Kasza" na Krupówkach). Słońce zaczęło pięknie przygrzewać. Pomyślałem, że skoczę jeszcze po drodze na Salamandrę w Kościelisku zerknąć czy tam może nie zrobię jakiegoś zdjęcia Krokusom. Coś było nie tak... Jakieś takie pogniecione były... Nalałem kawy do termosu na stacji benzynowej i podczas krótkiej rozmowy ze sprzedawcą dowiedziałem się, że wczoraj wieczorem to kostki lodu można było zbierać podczas burzy i schować w zamrażarce na lato do koktajli. No, ale już dojechałem tak daleko, to przecież nie odpuszczę... Wysiadam z samochodu na Siwej Polanie. Ogarniam plecak. Gotowy. Idę. Kupuję bilet. Zaczyna padać. Lać... No ale już dojechałem tak daleko i mam ciekawą książkę jakby co, to przecież nie odpuszczę... Po dwóch godzinach byłem na Polanie. Wyszło słońce. Meldunek w schronisku, zrzucenie bagażu, wiadomo szarlotkę trzeba zjeść :) i huzia na kwiatki. Ależ wszystko wygniecione. Rozczarowany chodziłem w okół łąki. Najładniejsze znalazłem pod drzewami, osłonięte gałęziami nie ucierpiały zbytnio. Zrobiłem im kilka makro zdjęć. Wiele nie zdziałam — pomyślałem, i postanowiłem przejść się na Przełęcz Bobrowiecką. To był strzał w dziesiątkę. Co prawda na przełęczy krokusów niewiele, ale za to elegancko "wyprasowane", no i widok na Ornak, piękne chmury. Przeszedłem się jeszcze pod Grzesia na zachód słońca, ale go nie było, za to był zasięg komórkowy, więc przynajmniej dałem znać do domu, że cały jestem. Pełen optymizmu na kolejne trzy dni, zszedłem na kolację. Gdy ja zaczynałem mlaskać, deszcz zaczynał pluskać. Rano było już biało. Ale Krokusy jeszcze wystawały ponad śnieg. Zadowolony pomyślałem — jak cudownie, jaka różnorodność możliwych ujęć, jaki kontrast pomiędzy wczoraj a dziś. Na spokojnie obchodziłem polanę i szukałem kadrów z niezniszczonymi gradem Krokusami. Popołudniu nie było widać już nic. Wróciła zima. I tak trwała ona w zasadzie do końca kwietnia. Siłując się z wiosną, nie odpuszczała w tym roku.
Pozostałe dwa dni spędziłem na fotografowaniu zaśnieżonych lasów i Krzyżodziobów Świerkowych na Przełęczy Iwaniackiej, ale to przy innej okazji. A książka była rzeczywiście bardzo wciągająca.
Przeczytaj też
Czy wiesz, że...
W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem galerii, które zobaczą tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje fotografie. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Komentarze