Będąc jesienią na Gorcu i widząc cudownie otuloną kolorami spektaklu zachodu Słońca moją najukochańszą Babią Górę, zrodził się w mej głowie plan aby uwiecznić także Królową Beskidów w podobnie pięknej scenerii także z drugiej strony.
Wybór padł na Pilsko. Kiedy w połowie lipca plan się krystalizował i wszystko niemal było dopięte na przysłowiowy ostatni guzik, burze które wtedy przez łykend wzięły we władanie niemal całe Beskidy storpedowały bardzo skutecznie ten plan. Diabelski wschód Słońca na Pilsku został odłożony ad acta...
Jednak kiedy w piątek znajomi zapytali czy gdzieś na jeden dzień nie miałbym ochoty wyskoczyć - temat niczym błyskawica zaczął się stawać rzeczywistością. Nocna wędrówka ich nie przestraszyła, wręcz przeciwnie, wzbudziła ogromną ciekawość, gdyż podobnej jeszcze nie doświadczyli, zaś wiedzieli, że idąc ze mną nic im nie grozi, a i obiecany wschód Słońca mający być zjawiskowym taki na pewno będzie, wszak "jak Meteor zamówi pogodę to nie ma bata, aby była kiepska" ;)
Dojazd z Krakowa do Korbielowa, krótka drzemka na parkingu i ok. 1-ej w nocy ruszyliśmy w stronę Pilska.
Kiedy doszliśmy do schroniska na Hali Miziowej zaczynały się już robić delikatne kolorki na niebie, a przecież do wschodu była dobrze ponad godzina jeszcze!
Po szybkim przeanalizowaniu sytuacji wyruszyliśmy żółtym szlakiem w stronę szczytu Pilska, ale już wtedy ziścił się w mej szalonej głowie kolejny ekspresowy plan miejscówki, która będzie w sam raz na zdjęcia Diablaka o wschodzie Słońca.
Jak przebiegał sam spektakl wschodu Słońca zobaczcie na zdjęciach - było po prostu bajecznie!! Kawiarka poza swoim oczywistym przeznaczeniem parzenia pysznego i aromatycznego napoju, robiła także za... modelkę ;)
Sam moment pojawienia się naszej najbliższej gwiazdy był także zjawiskowy!
Kawa o wschodzie Słońca, diabelska kawa - chociaż na Pilsku, smakowała wybornie!
A po cudownym spektaklu można było się zdrzemnąć w promieniach coraz wyżej wznoszącego się po nieboskłonie Słońca ;)
Po drzemce na gościnnych skałach ruszyliśmy zdobyć jeszcze szczyt Pilska, zarówno ten "polski" jak i ten właściwy czyli "słowacki". Dla mnie była to swego rodzaju nostalgiczna podróż wspomnień, bo na Pilsku nie byłem chyba z 15 lat! Mimo obowiązującego zakazu przekraczania granicy mało kto się tym przejmował i większa część ludzi szła na drugi co do wysokości szczyt w Beskidzie Żywieckim, znajdujący się kilkaset metrów od granicy.
Schodząc ze szczytu można było podziwiać kilku paralotniarzy którzy bardzo widowiskowo latali ponad Pilskiem.
Ładna pogoda i niewielki wiatr pozwoliły nam także pograć we Fresbee, wszak nudzić się, zwłaszcza w górach nie umiemy i nie lubimy, a coraz grubsza warstwa chmur raczej nie sprzyjała opalaniu się na szczycie.
Ilość ludzi na szlaku spora, ale nie była jeszcze zbyt dokuczliwa. Dopiero mrowie ludzi przy schronisku na Hali Miziowej nieco "psuło" przeżywanie górskiej przygody. Ale i tak było tu o wiele spokojniej i bardziej górsko niż w Tatrach czy chociażby na widocznej doskonale cały dzień Babiej Górze.
Schodząc do Korbielowa nawet kilka razy zagrzmiało, ale na nasze szczęście z tej chmury był tylko mały przelotny deszczyk.
Podsumowując tą spontaniczną wycieczkę - było cudownie! Widok ukochanego Diablaka z tej strony o wschodzie Słońca był fantastyczny ;)
Do zobaczenia gdzieś na górskim szlaku, być może na "Perseidach z Meteorem" których tegoroczna edycja odbędzie się w Bieszczadach ;)
Meteor.
Komentarze