Tatry Zachodnie... Niby Tatry, a jednak jakieś inne. Łagodniejsze, bardziej zielone, ogólnie jakby bardziej przyjazne człowiekowi. Dlatego na pierwszą zimową wycieczkę wybrałam właśnie je. To był 27. lutego 2016 i pogoda całkiem niezła (przynajmniej rano).
Do wyboru miałam dwie trasy - obie z okolicy Polany Chochołowskiej:
- Trzydniowiański - Kończysty - Starorobociański
- Grześ - Rakoń - Wołowiec
Wybrałam pierwszą. Minusem było to, że obydwie opcje trasy nie były mi zupełnie znane nawet latem. Ale cóż, damy radę :) Plusem było to, że dzień wcześniej udałam się tylko do schroniska na Polanie Chochołowskiej, żeby zobaczyć jak wygląda ta droga.
Zaczęło się trochę późno, jak się okazało, za późno.. Ale od początku.
Z Siwej Polany wyruszyłam dopiero koło 9 rano, po niecałe 1,5 godziny byłam na Polanie Trzydniówce, skąd w lewo skręca czerwony szlak na Trzydniowiański Wierch. Z ulgą odbijam w lewo, bo nareszcie koniec tej nudnej drogi!
Większość czasu szlak wiedzie przez las, najpierw dość łagodnie, po czym coraz stromiej. Po drodze mijam znaki ostrzegające o lawinach, ale cóż, ogłoszona jest "dwójka", więc chyba nie będzie źle. W śniegu nie jest łatwo, ale raki spisują się całkiem nieźle, pozwalając swobodnie wchodzić i nie martwić się o poślizgi. Nareszcie kończą się drzewa i widać conieco - Grześ i Kominiarski Wierch uśmiechają się do mnie :) Z czasem widać coraz więcej szczytów.
Po jakiejś pół godzinie udaje się zdobyć Trzydniowiański Wierch i pora na przerwę z ciepłą herbatką. Widok jest piękny! Panorama na Tatry Zachodnie - Ornak, Kominiarski Wierch, Starorobociański Wierch, Jarząbczy Wierch, Wołowiec, Grześ i wiele innych robi wrażenie! Niestety nie ma gdzie usiąść, a wiatr wieje niemiłosiernie, dlatego postanawiam odejść kawałek dalej. Po szybkim postoju, czas ruszać dalej.
W oddali widać cel - zawiany Kończysty Wierch. Początkowo idę zboczem, śnieg jest dość sypki, ale daję radę. Kiedy nareszcie zaczyna się już ostateczne podejście robi się coraz trudniej - dwa kroki do przodu, jeden w tył. Śnieg jest tak sypki, że ciągle zjeżdżam w dół. Tutaj muszę się przyznać, że ten kawałek mnie wykończył. Nie wiem ile to trwało, ale wydaje się, że wieki. Ostatni krok, szczyt i... matko święta! Co za wichura! Dosłownie jeden krok, a warunki nie do zniesienia. Z ledwością trzymałam aparat, żeby zrobić kilka zdjęć. Wtedy też zapadła decyzja - Starorobociański innym razem. Niestety dziś nie da rady.
Po dosłownie 3 minutach na górze zaczęłam schodzić. Drogę powrotną, żeby nie było tak samo, wybrałam przez Jarząbczą Dolinę, czyli powrót do Trzydniowiańskiego, a stamtąd w lewo czerwonym szlakiem. Wysokość szybko się traciło, ponieważ było dość stromo. Natomiast sama końcówka do schroniska jest już praktycznie w poziomie.
W schronisku jeszcze ciepła kawka i do boju - od parkingu dzieli mnie jeszcze jakieś 7,5 km pieszo, a od domu ponad 200 km autem, więc nie ma co się ociągać :)
Całą wycieczkę oceniam bardzo dobrze, nie jest specjalnie wymagająca zimą, jedynie śnieg utrudnia marsz. Ale czego się spodziewać zimą :) Oprócz samego podejścia na Kończysty, śnieg był dość zbity i przetarty (tylko momentami się zapadało), dlatego wędrówka nie była strasznie uciążliwa. Polecam nawet niezbyt doświadczonym osobom. Tylko najlepiej wyjść wcześnie rano - wcześniej niż tak jak ja o 9 rano. Wtedy nie trzeba się tak śpieszyć, a i pogoda często się psuje po południu.
Po więcej zdjęć zapraszam na: www.facebook.com/azaliowo
Przeczytaj też
Czy wiesz, że...
W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem galerii, które zobaczą tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje fotografie. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Komentarze