Wybierając się nad Jezioro Pangong, warto wstać wcześnie i po drodze zatrzymać się w klasztorze w Thiksey (mniej więcej 30 min drogi z Leh). Codziennie około 7 odbywają się tam poranne modlitwy, w których każdy choć raz powinien uczestniczyć. Po ceremonii w klasztorze, można również zjeść śniadanie w restauracji przy samej bramie wejściowej
Następny postój to miejscowość Karo, gdzie sprawdzane są pozwolenia na wjazd w stronę jeziora. Pozwolenia należy załatwić wcześniej w Leh, z co najmniej jednodniowym wyprzedzeniem. Nie ma z tym problemu bo każdy hotel lub agencja turystyczna, za minimalną opłatą, załatwi to za nas. Warto natomiast zaopatrzyć się w listę uczestników wyjazdu z danymi w tabelce (imię, nazwisko, data urodzenia, płeć, kraj pochodzenia, zawód, nr paszportu, data wydania, ważności, nr wizy, data wydania, ważności) ułatwia to zdecydowanie podróżowanie po Ladakhu i wszystkie kontrole, a jest ich sporo, przebiegają zdecydowanie sprawniej niż bez kopii takich tabelek bo wtedy wojskowi spisują wszystkie dane z paszportów.
Dalej drogą ciągnie się doliną, po lewej stronie drogi ukazuje się pięknie położony klasztor Chemre (inaczej Chemde). Jeśli czas pozwala to można pokusić się o zwiedzanie lub pozostawić to na drogę powrotną.
Następnie zaczyna się wspinaczka, aż do przełęczy Chang (ok 5300 m n.p.m.). Tam warto zatrzymać się na zdjęcia i obowiązkowy czaj w wojskowej kantynie. Uważajcie jednak ze zbyt gwałtownymi ruchami, bo to już powyżej 5000 m n.p.m. i brak tlenu daje się we znaki, często prowadząc do stanów euforycznych, co z kolei prowadzi do zawrotów głowy lub głupich pomysłów.
Po zjeździe z przełęczy warto zatrzymać się w miejscowości Tangtse. Można tam zjeść coś na lunch – polecam Thukpę, tybetańską zupę warzywną z makaronem w knajpie Changla Guest House & Restaurant.
Dalej droga znów wspina się aż do Jeziora Pangong. Rozglądajcie się za świstakami.
Pierwsza miejscowość nad jeziorem to Lukung, tutaj znów można zatrzymać się na herbatę i zdjęcia. Na nocleg jednak warto udać się dalej, aż do Spangmik. Tam nocować można w namiotach (wersja droższa – ok. 20 – 30 USD za 2os) lub, co moim zdaniem ciekawsze, w tzw. homestayu (wersja tańsza ok 5 USD od osoby). Śpi się wtedy u rodziny, u której zawsze można zamówić także kolację i śniadanie. Spacer i zachód słońca nad jeziorem to absolutny „must” nawet jeśli siły nie dopisują. Akwen, położony na wysokości powyżej 4200 m n.p.m., ciągnie się przez ponad 100 km, spora jego część znajduję się już po stronie chińskiej, a wokół podziwiać możemy ponad 6 tysięczne szczyty masywów Pangongu i Ladakhu.
W drogę powrotną najlepiej udać się bardzo wcześnie rano, wtedy można podjechać jeszcze do klasztoru w Chemre, Hemis i Shey. Niektórzy jadą nad jezioro i wracają tego samego dnia, teoretycznie jest to możliwe, ale bardzo męczące i w zasadzie cały czas siedzi się w aucie. O wiele przyjemniejsza opcja to wersja dwudniowa.
Info praktyczne
- dla grupy osób najłatwiej wynająć samochód, dla pojedynczych podróżników lepiej zgłosić się do agencji turystycznej lub popytać w hotelu, w poszukiwaniu współtowarzyszy (za samochód płacimy ustalone stawki niezależnie od ilości osób, stawki notowane są w wydawanej co roku książce więc w zasadzie stawki praktycznie się nie różnią od siebie)
- można przejechać trasę na wynajętym w Leh motorze, ale pamiętajcie, że nie jest to jazda na skuterze po Tajlandii a najbliższy szpital jest naprawdę daleko
- konieczne jest posiadanie specjalnego pozwolenia (wydawane w Leh, co najmniej jeden dzień wyprzedzenia) i paszportu
- na całej trasie po Ladakhu warto mieć przygotowane ksera paszportów oraz zrobioną tabelkę z danymi swoimi i współtowarzyszy (imię, nazwisko, data urodzenia, płeć, kraj pochodzenia, zawód, nr paszportu, data wydania, ważności, nr wizy, data wydania, ważności) usprawnia to zdecydowanie wszystkie kontrole
- zabrać ze sobą latarkę, ciepłe ubrania bo nad jeziorem może nocą być około 0 stopni.
- kosmetyki są zbędne bo woda tylko zimna i raczej dawkowana, więc nastawcie się na dzień dziecka i tylko mycie zębów
Komentarze