Okładka

Wrzesień. Orla Perć. Jak się okazało, dla mnie nieporównywalnie bardziej wymagająca i wyczerpująca fizycznie, niż jakikolwiek inny szlak w Tatrach za wyjątkiem Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem. Poddająca próbie wytrzymałość, sprawność fizyczną oraz odporność psychiczną.

Teoretycznie, możliwe było przejście jej w jeden dzień ( chociaż pojęcie "przejść" jest tutaj ewidentnym eufemizmem ) ale tylko pod warunkiem, że znalazłabym nocleg w schronisku. I tu tkwił problem ponieważ na to, żeby go zarezerwować w "Piątce" powinnam była wpaść jakieś 2 lata temu. Wtedy jednak nie miałam pojęcia nie tylko, czym jest Orla ale, że w ogóle jest. Góry, bowiem, odkryłam dla siebie niespełna trzy lata temu mimo, że całe życie mieszkam w Beskidzie Niskim. Zaryzykowałam, jadąc z nadzieją, że uda się gdzieś tam wcisnąć, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, jak to może wyglądać:

X: "Co jest?"

Y : "Przesuń się bo ten pode mną mówi, że ten pod nim powiedział, że ten niżej chce do toalety".

Z: "Już nie trzeba".

Wyjechałam w piątek po południu i zostawiwszy samochód na parkingu w Jaszczurówce, busem udałam się na parking na Palenicy Białczańskiej. Stamtąd, po około dwóch godzinach dotarłam do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, tak zwanej Piątki. Schronisko bezwzględnie zasługuje na odrębną uwagę i tak też zamierzam uczynić. Nie było mowy o tym, żeby dostać wolny pokój jako, że noclegi rezerwuje się tu minimum rok do przodu. Natomiast, okazało się, że nie ma problemu, żeby w recepcji zarezerwować sobie tak zwaną "glebę":

Ja: "Podłogę raz proszę".

Recepcja: "35 zł proszę".

Zapomniałabym o meritum związanym z noclegiem. Na dobry początek, zgubiłam śpiwór. A konkretnie, zdołał się wypiąć z plecaka na parkingu a uświadomiwszy sobie ten fakt po około 5 minutach, nie było po co wracać. Niestety, został już przez kogoś sprywatyzowany. Cóż, została mi karimata. I podłoga. Wykorzystując pełnię swego uroku osobistego, zdołałam wytargować trzy koce w schronisku zamiast przepisowego jednego. A potem nastąpiła godzina 21:00, czyli zamknięcie bufetu i jadalni. Cała masa stłoczonych tam turystów oczekiwała niecierpliwie, aż będzie można rozłożyć swoje manele zajmując najlepszą część podłogi.

Panorama ze stołu w jadalni

To był prawdziwy noclegowy wyścig szczurów. Udało mi się dorwać stół w jadalni, co było równoznaczne z tym, że zminimalizuję ryzyko bliskiego kontaktu własnej twarzy z czyjąś stopą w trakcie nocy, które to zagrożenie to niemal stuprocentowa pewność na podłodze. Poza tym, tak właściwie to miałam niemal vipowskie łoże, gdyż niektórzy załapali się już tylko na miejsce pod gwiazdami. Też płatne. Naturalnie, warowałam przy tym stole około 2 godzin, żeby ktoś mi miejscówki nie zaiwanił. Nocleg był poezją samą w sobie. Przespałam może 20 minut. Nawet udało mi się nie spaść ze stołu, chociaż profilaktycznie poinformowałam cztery osoby leżące w strefie bezpośredniego rażenia, że w razie czego mój ciężar rozłoży się bezpiecznie na każdą z nich.

Ale wracając do uroków schroniska...można było wręcz odnieść wrażenie, że przeniosłam się w czasie do cudownych czasów PRL - u i kultowych już kolejek po wszystko:

Ja: "Przepraszam, za czym ta kolejka?"

X: "Do prysznica".

Ja: "A która to będzie do recepcji?"

X: "Ta, która się krzyżuje z tą do WC".

A nie, nie... to jeszcze nie wszystko:

Ja: "Przepraszam, czy to kolejka do jadłodajni?"

X: "Tak, ale trzeba pytać bo wymieszała się z kolejką do bufetu. To ta, która się kończy przy drzwiach wejściowych".

Należy nadmienić, że obsługa miała wybitnie ułańskie poczucie humoru. Kiedy większość turystów zdołała już usnąć na takim sprzęcie, jaki dorwała, nagle z trzaskiem otworzyło się okienko przy bufecie i bufetowy z hukiem i szczękiem zebrał wszystkie brudne naczynia, jednocześnie pewnie nawet umarłego stawiając na równe nogi. Cóż, w końcu dopiero minęła północ.

Meritum. Gorąco polecam. Niezapomniane wrażenia. Oraz atmosfera.

Bladym świtem - z "Piątki na Zawrat"

Wymarsz planowałam na godzinę 4:00 rano. W związku z powyższym, o 3:00 nastąpiła pobudka. Po cichu i po ciemku zebrałam swoje toboły i bardzo ostrożnym krokiem zataczającej się baletnicy udałam się w kierunku kuchni, modląc się, żeby żadnemu z kompanów na podłodze / parapetach / pod stołami / na ławach, nie wybić oka lub nie spowodować trwałej bezpłodności. Następnie, pokonałam wysoce niebezpieczny odcinek korytarza, najeżony pochrapujacymi stworzeniami nieokreślonej płci, potencjalnie niebezpiecznymi w razie nadepnięcia. Dotarłszy do kuchni, otworzyłam drzwi, minimalnie oświetlając sobie życie czołówką i o radości, na obu blatach kuchennych też spały "mumie". Naturalnie, większość podłogi również była zamieszkana. Przeniosłam więc nadzieje do damskiej łazienki. Ogarnąwszy się, ruszyłam radośnie po ciemku na szlak, modląc się, aby nie natknąć się na żadnego niedźwiadka. Dźwięki nocy tak intensywnie pobudziły mi wyobraźnię, że przed oczami zaczęły migać najstraszliwsze sceny z horrorów, którymi się katowałam jeszcze parę lat temu. Do tego stopnia, że słysząc kolejny szmer, miałam ochotę wrzasnąć: "Boże, niech to będzie niedźwiedź, niech to będzie niedźwiedź!!!".

Szłam i sama nie mogłam uwierzyć, że wreszcie odważyłam się zmierzyć z Orlą Percią. Choćby moja przygoda miała się skończyć na odcinku Zawrat - Kozi Wierch.

Poranny wczesnoszlakowy zapał

Epilog. Przeszłam. Całą Orlą Perć. W jeden dzień. Dla mnie to było spore osiągnięcie. Ale o wrażeniach ze szlaku pewnie dopiero następnym razem.

Dostosowując się do obecnie panujących trendów na zdjęcia filtry / make up / Instagram look FREE, z dumą prezentuję własny poszlakowy górski image sauté po przejściu Orlej Perci

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...