Minęły zaledwie 2 lata odkąd pierwszy raz poszłam w góry. Doskonale pamiętam gdy kolega przewodnik zasugerował, żebym poszła na Rysy. Wtedy wydawało mi się, że opowiada farmazony. Ja i Rysy ?! Przecież to jest prawdziwa Góra.
A potem się okazało, że mogę więcej. Dużo więcej. I wyżej. "Pójdę na Gerlach. I na Mnicha". "Chcę to zrobić". I zrobiłam. Mniej więcej 2 miesiące po tym, jak pierwszy raz postawiłam stopę w górach.
A potem zaczęłam spisywać swoje górskie przygody. Coś w stylu: "Dziwne przypadki z życia entuzjastycznej entuzjastki gór". Podane w krzywym zwierciadle, słowa dosłownie zaczęły się same układać w ciąg historyjek. Odzwierciedlają same fakty. Chociaż czasem bardzo ciężko w to uwierzyć.
Dawno, dawno temu... a właściwie bardzo niedawno, podziękowałam Komuś, dzięki komu odważyłam się otworzyć na góry. Odrzekł, że to nie Jego zasługa, tylko być może był impulsem, którego mi brakowało.
Odpowiedziałam, że dopiero, gdy wytrwam w górach, będę mogła stwierdzić, że zawdzięczam to sobie. I tak się stało.
Ten sam ktoś powiedział mi: "NIE ODPUSZCZAJ". NIE ODPUSZCZAM♥️.