Okładka

Ścieżek na płaskowyżu Hardangervidda jest tyle, że właściwie możnaby sobie odpuścić na długo inne górskie tereny Norwegii. Ostatnim razem na plateu byłem latem. Tym razem chciałem sprawdzić jak prezentuje się jesienią. Zamierzałem dojechać do schroniska Kalhovd we wschodniej części płaskowyżu i pozostawić auto nieco dalej na zachód, pomiędzy jeziorami Mår oraz Kalhovdfjorden. Stamtąd miała mnie poprowadzić 17-kilometrowa ścieżka wokół masywu Mårsnos z powrotem do samochodu. Po drodze chciałem wejść jeszcze na Mårsnos (1433 m n.p.m.) oraz na Bunuten (1315 m n.p.m.). Pętla, którą zamierzałem przejść znajduje się na wysokości 1100 – 1200 m n.p.m., różnice wysokości nie były więc zbyt ambitne.

Hardangervidda to największy płaskowyż Europy. Ma 10 tys. km kwadratowych i wznosi się na wysokość 1100 m n.p.m., czyli powyżej strefy roślinnej drzew. Jego wschodnia część jest bardziej płaska i jednolita, porośnięta głównie wrzosowiskami. Zachodnia strona jest bardziej pofałdowana i górzysta. Obszar Hardangervidda poprzecinany jest siatką ścieżek i szlaków. Na część z nich śmiało można wjechać rowerem, a po rozległych jeziorach można pływać kajakiem. Entuzjaści długich wędrówek mogą spędzić noc w jednym z kilkunastu schronisk rozlokowanych na całym płaskowyżu. Hardangervidda to również bogactwo fauny. Wędrując po bezkresnych równinach można natknąć się na renifery, lisy polarne czy sowy śnieżne. Jeziora natomiast obfitują w ryby. Z uwagi na swój subpolarny charakter, wielu podróżników (Roald Amundsen, Fridtjof Nansen czy Marek Kamiński) przygotowujących się na arktyczne wyprawy trenowało właśnie tutaj. Podczas II wojny światowej niezmierzone przestrzenie oferowały schronienie norweskim partyzantom i zbiegom.

W roku 1970 utworzono na płaskowyżu Park Narodowy Hardangervidda, zajmujący 3400 km2. Pozostały obszar to rezerwat przyrody.

Dojechałem na miejsce parę minut po 8 rano. Ostatnie 30 kilometrów to nieutwardzona, momentami dość wyboista droga, w dodatku płatna (50 koron). Przejechałem obok schroniska Kahovd i skierowałem się w stronę jeziora Mår. Dwa razy dziennie z przystani na południowym brzegu kursuje łódź, przewożąca chętnych na przeciwległy, północny kraniec jeziora, do schroniska Mårbu. Zaparkowałem auto na parkingu przy budynku hydroelektrowni. Na pierwszy ogień poszedł szczyt Mårsnos. Podejście nie wydawało się zbyt strome więc nie zrażał mnie specjalnie brak ścieżki. Słońce oświetlało zbocze pierwszymi ciepłymi promieniami. Daleko na południu wznosił się charakterystyczny kształt Gaustatoppen, górujący nad wszystkimi innymi szczytami. Mozolnie wspinałem się pod górę, a im wyżej wchodziłem tym z silniejszym wiatrem musiałem się zmagać.

Dotarłem na szczyt. Początkowo planowałem wrócić tą samą drogą na dół i udać się ścieżką w trasę, którą zaplanowałem zaczynając od miejsca, gdzie pozostawiłem samochód. Jednak teraz uznałem, że łatwiej i szybciej będzie zejść po wschodnim zboczu, w kierunku przystani na brzegu jeziora Mår i tam wejść na szlak. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. O ile zejście na brzeg musiałem przeprowadzić na przełaj, tak przy parkingu na przystani bez trudu odnalazłem ścieżkę i odtąd wędrowałem w miarę w komfortowych warunkach.

Początkowo maszerowałem na północ, wzdłuż brzegu jeziora. Potem jednak ścieżka odbiła na zachód i po niedużym podejściu wyszedłem na równinę i przełęcz z której dostrzegłem kilka interesujących szczytów. Jeden z nich, ulokowany na wprost mnie to Bunuten, na który miałem zamiar się wspiąć. Górka nie jest wysoka a wschodnie zbocze oferuje dość łatwe wejście, pomimo braku ścieżki. Ze szczytu rozpościera się widok na okoliczne jeziorka.

Po zejściu odnalazłem ścieżkę i kontynuowałem marsz. Miałem już w nogach ponad 15 km i czułem zmęczenie. Do końca trasy pozostało wciąż sporo do przejścia. Zacisnąłem zęby i szedłem dalej. Ścieżka miejscami ginęła wśród wrzosów i bywało, że traciłem ją z oczu.

Ostatecznie dotarłem do samochodu po ośmiu godzinach marszu. Aplikacja w telefonie wskazywała, że przeszedłem 24 kilometry. Udało się zrealizować założone cele, pogoda dopisała, widoki na trasie prezentowały się znakomicie, należy więc uznać, że wyprawa się udała. Pozostało tylko wsiąść do samochodu i wrócić do domu.

Tagi: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...