Okładka

Kiedy wreszcie zrobiło się pogodnie, nie zastanawiałem się długo. Wkrótce jechałem już w Bieszczady z zamiarem wejścia na Smerek.

Chodziłem po pokoju i wahałem się, czy w te wiosenne Bieszczady pojechać, i czy ten Smerek to faktycznie taki dobry pomysł. Nic innego nie przychodziło mi do głowy, na krótki i spontaniczny wyjazd. Na zewnątrz było już zielono i wiosennie, ale nie wiedziałem do końca, jak sytuacja ma się tam na miejscu. Zacząłem pakować plecak, jednocześnie zerkając na prognozy i kamerki internetowe, a że jestem z tych „niewiernych”, co to sami muszą wszystko sprawdzić (i dotknąć), postanowiłem ostatecznie wyruszyć. Kuszony ciekawością, ale też lękiem, że przy tak niestabilnej pogodzie taki ładny dzień może się szybko nie powtórzyć, nie chciałem zmarnować okazji. Bo co, jeśli kolejny tydzień miałby być deszczowy? No i cóż, jakoś tak niepostrzeżenie znalazłem się w Wetlinie. Skierowałem się w stronę żółtych oznaczeń i spacerowym krokiem ruszyłem w stronę Przełęczy Orłowicza i dalej na Smerek.

Wokół było zielono, nade mną przesuwały się białe obłoki i chociaż nie jestem botanikiem, to łąki pokryte były żółciutkimi (chyba) mleczami. Temperatura była mocno dodatnia i miałem już przeczucie graniczące z pewnością, że tak – w Bieszczady wreszcie zawitała wiosna. Szybko minąłem nieliczne zabudowania, a następnie szeroką ścieżką poszedłem przed siebie. Na szlaku pojawiłem się dosyć późno, bo po 14, dlatego poruszałem się trochę pod prąd schodzących właśnie niespiesznie turystów. Miałem masę czasu, więc spacerowałem bardzo leniwie, przy okazji pstrykając zdjęcia wszystkiemu co mnie zaciekawiło, a ciekawiło mnie tradycyjnie już niemal wszystko.

Początkowo szlak prowadzi takim otwartym urokliwym terenem

Smerek pokazywał się gdzieś w oddali, ale czekało mnie jakieś dwie godziny podejścia. Było cicho i ciepło. Powoli zapoznawałem się z warunkami na szlaku, a te jak się okazało, wcale nie należały do grupy tych wymarzonych. Zamiast wygodnej ścieżki, czekała mnie przeprawa przez grząskie błoto. Wcale nie chodzi o to, że bałem się pobrudzić buty. Otóż wyobraźnia podpowiadała mi właśnie „1001 sposobów na kąpiel błotną”. Niby zdrowe, ale może innym razem. Skupiłem się tak mocno, jak tylko mogłem i wkroczyłem w wiosenny, bieszczadzki las. I tutaj zrobiło się trochę mniej sielankowo.

Smerek widoczny w oddali, a ja powoli ruszam przed siebie

Powoli, w towarzystwie charakterystycznego chlupotania, z prawdziwą ostrożnością stawiałem kroki. Co ciekawe, gdybym miał te dwadzieścia lat mniej, to pewnie radośnie bym po tych kałużach skakał. Teraz za to lawirowałem trochę, idąc raz prawą, raz lewą stroną szlaku, starając się ominąć najtrudniejsze fragmenty. Tak chyba właśnie wygląda starość. Nie należało to do szczególnie przyjemnych przeżyć, a w jednym miejscu niemal zgubiłem buta. Tak mocno wbił się w to błoto, że w iście kopciuszkowym stylu prawie zsunął się z mojej stopy kiedy stawiałem kolejny krok. Tylko czy ktoś by mnie dzięki niemu odnalazł?

Błotnisty fragment zostawiam za sobą i robi się naprawdę pięknie

Oczywiście spodziewałem się, że wiosna ma te swoje różne minusy – alergie, zakochanie czy inne nieszczęścia. Zastanawiałem się jednak, czy wyżej sytuacja na szlaku będzie wyglądać równie nieciekawie. W przypływie śmiałości zapytałem nawet jedną ze schodzących turystek, czy „tam wyżej” jest tak samo źle. Odpowiedziała, że nawet gorzej i cóż – okłamała mnie! Po grząskim bajorze nie było już śladu i powiedziałbym nawet, że szło się bardzo komfortowo.

Taki spacer to ja rozumiem

Otoczenie nieco się zmieniło, bukowy las coraz szczelniej mnie otaczał i na nowo zrobiło się ładnie. Gdzieś między zielonymi koronami drzew widać było błękit nieba, a ciszę przerywały jedynie śpiewające ptaki. Konkretne informacje są takie, że szlak z Wetliny na Smerek pnie się cały czas do góry, ale powiedziałbym, że dzieje się to w sposób raczej umiarkowany. Brakuje tam trudnych fragmentów, w których trzeba wypluć płuca, chociaż całkiem płaskich odcinków też jest niewiele. Jeśli jednak siedziałeś cały rok za biurkiem, to wejście na Przełęcz Orłowicza i Smerek, może nie być takie znowu bezproblemowe. Jakbyście tego bowiem nie liczyli, to w drodze na szczyt trzeba pokonać około 600 metrów przewyższeń.

Smerek już widoczny

Wiosna na dobre rozgościła się w Bieszczadach, bo było naprawdę ciepło, dlatego też polar pozostawał cały czas w plecaku. Mimo to było widać, że w górach roślinność rozwija się trochę wolniej niż na nizinach. Wraz z nabieraniem wysokości, coraz mniej było tych soczystych, zielonych liści na drzewach. Oznaczało to natomiast, że coraz szybciej zbliżałem się do linii, za którą na dobre pożegnam las. No i tego momentu nie mogłem się wręcz doczekać, więc widząc już gdzieś w oddali szczyt Smereka, podkręciłem tempo. Kilka przyspieszonych oddechów później, znajdowałem się już na Przełęczy Orłowicza, gdzie postanowiłem chwilę odpocząć. Przy okazji zdecydowałem się jednak założyć na siebie coś cieplejszego, bo na połoninie wiało chwilami naprawdę mocno.

Wiosna na Przełęczy Orłowicza

Z przełęczy na Smerek idzie się mniej więcej pół godziny, więc ten szczyt mógłbym po prostu szybko klepnąć i wrócić do domu. Rzecz w tym, wracając do tematu, że nie za bardzo miałem jeszcze ochotę rozstawać się z Bieszczadami. Wiosną te góry wyglądają rewelacyjnie, a ja miałem spory zapas czasu. Ruszyłem więc w zupełnie innym kierunku, ot tak po prostu, żeby się przespacerować. Połoninę Wetlińską przeszliśmy już raz w całości, podczas pewnej letniej wędrówki, więc teraz nie miałem w planach powtórki. Gdybyście to jednak rozważali, to trzeba zarezerwować na to około dwóch godzin. Przez całą połoninę prowadzą czerwone oznaczenia, bo to jeden z fragmentów Głównego Szlaku Beskidzkiego. Ja natomiast chciałem się po prostu przejść tak daleko, jak będę miał ochotę. Iście bieszczadzki luz.

Wetlińska wiosną

W oddali piętrzyły się nierozłączne Osadzki Wierch i Roh, nade mną sunęły chmury, a gdzieś w dolinach lasy przyciągały wzrok zielenią. Nawet temperatura była optymalna i nie miałem najmniejszego powodu do narzekań. Znów poruszałem się trochę pod prąd, bo praktycznie wszyscy turyści pokonywali grzbiet zaczynając w okolicach Chatki Puchatka. Niektórzy wygrzewali się gdzieś na słońcu, a ja powolutku szedłem przed siebie. Przy okazji wpadłem na kolejny, jak się później okazało, bardzo dobry pomysł.

Wiosenne Bieszczady wyglądają po prostu pięknie

Każdy chyba lubi góry za coś innego, ale w moim przypadku sporą rolę odgrywa to ciekawe uczucie wolności. Kiedy na górze nie gonią człowieka terminy i obowiązki, a świat co prawda gdzieś tam istnieje, ale raczej daleko i znacznie niżej. Z wysokości wydaje się zdecydowanie mniej groźny i wyjątkowo ładny. No i kiedy uznałem, że dalej nie chce mi się już iść, to tak po prostu zatrzymałem się i odwróciłem. Wciągnąłem coś słodkiego, chwilę odpocząłem i stwierdziłem, że nadeszła pora by zrealizować wreszcie plan. Minąłem Przełęcz Orłowicza i już bez zatrzymywania się, ruszyłem do góry ścieżką prowadzącą na Smerek. To naprawdę ładny odcinek trasy, więc co chwilę głowa uciekała mi gdzieś na boki, wyglądając coraz ładniejszych widoków. Ostatni turyści schodzili właśnie ze szczytu i jak się po kilkunastu minutach miało okazać, mogłem zupełnie egoistycznie zawłaszczyć sobie wierzchołek na kilka ładnych chwil. Cała ta atmosfera, cisza i piękna pogoda sprawiły, że trochę tej romantycznej duszy się we mnie obudziło. Nie, nie wyciągnąłem notesu celem napisania „Ody do Bieszczadów wiosną”, ale pomyślałem, że w sumie to mógłbym obejrzeć z wysokości, jak słońce powoli chowa się za horyzont. Oczekiwanie umiliłem sobie między innymi kręcąc taki filmik ze szczytu.

Smerek - panorama ze szczytu

W teorii moje pomysły zawsze wydają się świetne, a już na pewno ja sam je za takie uważam. Czasami jednak mają swoje wady. Otóż wiosną słońce zachodzi dosyć późno, a w tym konkretnym przypadku miało się to stać koło 20. Po pierwsze więc, musiałbym baaaardzo długo czekać, bo na szczycie znalazłem się o 16:30. Na to mógłbym spokojnie przymknąć oko. Drugi kłopot wiązał się z tym, że na dole byłbym naprawdę późno, a w domu jeszcze później. To już rodziło moje obawy, a to dlatego, że kolejnego dnia wypadał uwielbiany przez wszystkich poniedziałek, no i jakoś w tej pracy chciałem się prezentować. Dorysowanie sobie źrenic na zamkniętych powiekach nie wchodziło w grę. Paradoksalnie jednak, najbardziej obawiałem się, że schodząc już o zmroku, połamie się na tym błotnistym szlaku.

Bieszczadzki bezkres

Standardowo postanowiłem się nie martwić na zapas i wszystkie te myśli odłożyłem na bok. Rozgościłem się na ławce i zacząłem wodzić wzrokiem po horyzoncie. Nie brzmi to jak specjalnie ekscytujące zajęcie, ale cienie chmur sunące po zboczach niesamowicie przyciągały uwagę. Lubię panoramę ze Smereka, chociaż od północy ograniczona jest drugim, niedostępnym dla turystów wierzchołkiem. Ucieszyło mnie też naprawdę przejrzyste powietrze i to, że było widać spory kawałek tych wiosennych Bieszczadów. Kiedy byliśmy tu ostatnim razem, trochę się rozczarowaliśmy. Teraz widać nie tylko „nasze” połoniny, ale też to, co po drugiej stronie granicy. Zdradzę wam też ciekawostkę, że także Jezioro Solińskie dało się zobaczyć.

Bieszczady wiosną

Było tak cicho, że początkowo nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Jeżeli nie byliście jeszcze w tych górach to musicie wiedzieć, że w porównaniu z innymi pasmami, tam naprawdę nie ma nic. Owszem, da się zauważyć gdzieś w dole zabudowania Wetliny, czy Ustrzyk Górnych jeżeli wędrujecie w tamtym rejonie, ale poza tym jest to pasmo, w którym aż po horyzont ciągną się kolejne lasy i wzniesienia. Nie mijacie zabudowań w drodze na szczyt, nie słychać odgłosów miast i możecie wtedy poczuć, że faktycznie te góry są dzikie. No chyba, że wasza wizyta wypadnie w jakiś słoneczny, wakacyjny weekend. Bieszczady, nie tylko wiosną, są popularnym kierunkiem wycieczek i pustych szlaków to wy wtedy nie oczekujcie.

To mój nowy kolega

Czas mijał mi świetnie i tak mocno wrosłem w ławkę na szczycie, że moja obecność przestała nawet przeszkadzać tamtejszym zwierzętom. Najpierw postanowił się ze mną zakolegować ciekawski kruk, a później dołączyły do niego inne, nieco mniejsze ptaki, których nie jestem w stanie nazwać. Podjąłem też decyzję. Nie będę czekał na Smereku na zachód i zamiast tego, powoli zacznę zmierzać na dół, tak by złapał mnie gdzieś na szlaku. Spakowałem się i żądny pięknych widoków ruszyłem w drogę powrotną.

Połonina Wetlińska o zachodzie

Nie będę was już zanudzał opisami tego, jak pięknie Bieszczady wiosną wyglądają. Po prostu zerkajcie na zdjęcia, czy zaglądnijcie do galerii na końcu wpisu, bo to powie wam chyba już wszystko. Widok takiej oświetlonej Połoniny Wetlińskiej komponował się świetnie z wszechobecnym spokojem. Tempo marszu miałem adekwatne do sytuacji, czyli bardzo leniwie schodziłem w stronę przełęczy robiąc masę zdjęć. Może nawet znacie to uczucie, kiedy pstrykacie fotkę, by po chwili uznać, że tym razem scena wygląda jeszcze lepiej, albo w węższym kadrze będzie ciekawiej. W efekcie przez wiosenne Bieszczady niósł się dźwięki mojej migawki, ale dzięki temu mam sporo pamiątek.

Rzut oka na Wetlinę w dole

Zrobiło się za to zimno, a wszystko za sprawą lodowatego wiatru. Muszę się przyznać, że dosyć szybko poczułem to na dłoniach, bo chociaż wyjątkowo nie mogę swojemu przygotowaniu nic zarzucić, to o rękawiczkach akurat nie pomyślałem. Na szczęście nie trwało to długo, bo wkrótce znalazłem się już ponownie w lesie, a tam było z kolei zaskakująco ciepło. No i mogłoby się wydawać, że powrót należał do tych nudnych, ale nawet to pozytywnie mnie zaskoczyło. Bieszczady wiosną mają niepowtarzalny klimat.

W lesie jest ciepło i dalej pięknie

Ostatnie promienie słońca oświetlały jeszcze korony drzew, czy pojedyncze miejsca w lesie i klimat był prawdziwie bajkowy, chociaż ulotny. Ten piękny moment przed zachodem, czy tuż po wschodzie, trwa zawsze zdecydowanie za krótko. Wkrótce więc na dobre mogłem się rozstać z aparatem i skupić na tym, co ważne – unikaniu wywrotek na błocie. Szczerze jednak mówiąc, spodziewałem się gorszej przeprawy. Nie wiem czy warunki zdążyły się przez te kilka godzin poprawić, czy to jednak ja jestem taki gibki i przebiegły. Wystarczy dodać, że bardzo sprawnie znalazłem się na dole, gdzie dzień w Bieszczadach dobiegał już końca. Klimatycznym, otwartym terenem ruszyłem już ku Wetlinie, chociaż po drodze spotkałem jeszcze kilku mieszkańców tych terenów. Niestety, znów żaden z nich nie zechciał zostać moim kolegą.

A ten zwierzak nie chciał się zakolegować

Lubię takie spontaniczne wyjazdy, chociaż w przeszłości nigdy bym o to siebie nie posądził. Przebywanie sam na sam z naturą potrafi naprawdę zrelaksować człowieka, a taka dawka widoków wystarcza na długo. Bieszczady wiosną aż tętnią życiem i nie trzeba wiele, żeby to poczuć na własnej skórze.

Wycieczka z Wetliny na Smerek i z powrotem, to jakieś 10 km marszu i przeszło 600 metrów przewyższeń. W zależności od kondycji, trzeba liczyć około 3:30 h. Nie jest to dużo, więc można zawsze rozważyć dalszy spacer grzbietem Połoniny Wetlińskiej lub po prostu dłużej zabawić na szczycie. W moim odczuciu, szlak nie jest zbyt trudny, więc śmiało mogę go polecić wszystkim „zielonym”. Owszem, trzeba się trochę napocić, a jeżeli ze sportem macie tyle wspólnego, co oglądanie Ligi Mistrzów, to możecie spocić się nawet bardzo. Mimo to, brak tam wyjątkowo stromych fragmentów. Szlak wznosi się uparcie do góry, ale przewyższenia rozkładają się raczej równomiernie na całym dystansie. Do klimatu tego miejsca i widoków pewnie nie muszę was zachęcać, bo zrobią to za mnie fotki.

Koniecznie zajrzyjcie więc do galerii, gdzie tradycyjnie więcej zdjęć z tego wyjazdu. Zerknijcie, czy Bieszczady wiosną i sam Smerek przypadłyby Wam do gustu. Strzelam, że tak. Jeżeli chcecie być zawsze na bieżąco, znajdziecie nas również na Facebooku. Pozdrawiamy!

https://www.facebook.com/zieloniwpodrozypl/
http://zieloniwpodrozy.pl/smerek-pod-prad-bieszczady-wiosna/

Tagi: 
Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...