Wejście na Lackową – górę niezbyt wysoką i nie dającą absolutnie żadnego widoku ze szczytu – było całkiem ciekawym górskim trekkingiem. Co sprawiło, że niespełna 1.000 m n.p.m. zarośnięte drzewami okazało się interesującym miejscem?
Lackowa (997 m n.p.m. – z powodu tej wysokości potocznie nazywana bywa „górą policyjną”) to szczyt na polsko-słowackiej granicy należący do Beskidu Niskiego w Karpatach. Jest najwyższym szczytem tego pasma po polskiej stronie i tym samym należy do Korony Gór Polski. Po słowackiej stronie najwyższy w tym paśmie jest Busov, który mierzy 1.002 m n.p.m.
Beskid Niski, jak sama nazwa sugeruje, to nie są wysokie góry. W obrębie pasma znajduje się najniższe obniżenie terenu w skali całego łuku Karpat (przełęcz Dukielska licząca zaledwie 500 m n.p.m.). Na zboczach gór występują tylko 2 najniższe piętra roślinności, a więc pokryte są pastwiskami i polami uprawnymi (piętro pogórza) oraz porośnięte lasami (piętro pogórza i piętro regla dolnego).
I właśnie w tym regionie bardzo silnego znaczenia nabiera pogląd, że ważniejsza, czy też może piękniejsza jest sama droga niż dotarcie do celu. Sam szczyt Lackowej, jak już napisaliśmy, nie ma zbyt wiele do zaoferowania, ale prowadzi do niego wyjątkowa trasa.
Interesująca jest przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze wiedzie przez piękne widokowo i interesujące historycznie-kulturowo tereny. Po drodze pojawiają się charakterystyczne dla Beskidu Niskiego elementy krajobrazu: stara cerkiew ukryta w zagajniku, łąki obramowane lasem, puste ścieżki, poranna mgła oraz wsie na „końcu świata”.
Po drugie trasa stanowi pewne kondycyjne wyzwanie, ponieważ na szlaku znajduje się ponoć jedno z najbardziej stromych podejść w polskich górach, a całościowe przewyższenie naszej trasy sięgnęło 880 metrów (czyli tylko niecałe 120 metrów mniej niż ma sama Lackowa). Poza tym mamy wrażenie, że szlaki na Lackową pokazują piękno przyrody „od dołu” (zamiast „z góry” jak to często bywa w wielu wysoko położonych punktach widokowych) przez co podczas wędrówki nie sposób nie czuć się częścią odwiedzanego miejsca.
Za pierwszym razem trafiliśmy tam w 2014 roku podczas wyprawy rowerowej dookoła Polski, kiedy to postanowiliśmy zrobić „skrót” przez góry… Pomysł do najmądrzejszych nie należał, ale zostawił w nas kilka wyjątkowych wspomnień o Beskidzie Niskim. Między innymi to, że w Ropkach nie ma asfaltu, wieś składa się zaledwie z kilkunastu domów, a wkoło są tylko góry. Tym razem wybraliśmy się w Beskid Niski około połowy października, gdy wiele liści spadło już z drzew, a inne w przeróżnych kolorach wisiały wciąż na drzewach. I wydaje nam się, że jesienne okoliczności mocniej podkreśliły charakter miejsca.
„Szczęśliwi ci, którzy widzą piękno w miejscach zwykłych, tam gdzie inni niczego nie widzą! Wszystko jest piękne, wystarczy tylko umieć dobrze spojrzeć.”
- Camille Pisarro
Jest pewien październikowy dzień, a my jedziemy drogą wojewódzką nr 897 przez województwo podkarpackie do Małopolski, z Bieszczad w Beskid Niski. W głowie odtwarza się kilka wyraźnych wspomnień po tym, jak 3 lata wcześniej pedałowaliśmy dokładnie po tym samym asfalcie. W Komańczy oglądamy piękną, drewnianą Cerkiew Opieki Matki Bożej i przypominamy sobie, że to ten region, za którym tęskni się już w momencie odwiedzin.
Nitka drogi zagłębia się w krajobraz i przecina łagodne zbocza w jesiennych kolorach. Ten odcinek trasy zapamiętaliśmy bardzo wyraźnie, ponieważ to mało ruchliwy fragment, który daje odczucie rozległej przestrzeni, a jednocześnie pozostawia tę świadomość, że jesteś w górach, więc okolicę obramowują pagóry. Tym samym jest tam niczym nie zasłonięty widok i na tyle oddalony, że można w całości ogarnąć go wzrokiem.
Wieczorem zaś jedziemy do wsi Ropki w Małopolsce. Wieś jak wieś i droga jak droga – można by rzec. A jednak przed nami czarno całkiem i tylko światło samochodu na chwilę rozprasza nocną ciemność. Asfalt lawiruje przez las, oczy saren i lisów odbijają reflektory, gdzieś dalej od drogi ledwo widać żółte kwadratowe okienko domostwa. Tutaj nie ma dużych miast, a drogi nie mają numerów. Jedziemy na „koniec świata„.
I trzeba przyznać, że bardzo nam to pasuje. Bo owszem, lubimy ludzi, ale czasami po prostu dobrze zrobić sobie przerwę od obecności innych i znaleźć taki oto „koniec świata„: asfalt się kończy, w pobliżu kilka domów na krzyż, a za nimi góry. Tak mniej więcej wygląda wieś Ropki w Beskidzie Niskim, skąd można dotrzeć na Lackową. W pensjonacie rozpakowujemy klamoty, właściciele „napadają” na nas z mapą okolicy polecając trasę przez dolinę Bielicznej. Za oknami panuje już noc, więc gór nie widać ani trochę, ale z rana mgła powoli odsłania beskidzkie zbocza. Jemy śniadanie i prędko, prędko w drogę.
Szlak rozpoczyna się na wysokości ok. 550 m n.p.m. w centrum wsi Ropki, czyli tam, gdzie spotykają się dwie gruntowe drogi (na skrzyżowaniu ze szlakiem czerwonym i niebieskim). Mijamy strumyk, ostatni dom i dalej ścieżka ucieka do lasu, gdzie zastajemy dywan pomarańczowych liści. Stroma trasa szybko rozgrzewa mięśnie. Szybko pozbywamy się długich rękawów, chociaż atmosfera jest rześka, a zimny pot spływający po plecach przyprawia o chwilowy wstrząs.
Idziemy wśród buków, aż na wysokości około 820 m n.p.m. szlak żółty odbiega w lewo w kierunku szczytów Biała Skała oraz Ostry Wierch. My jednak, według wskazówek z poprzedniego wieczoru, kontynuujemy wędrówkę na wprost po nieoznakowanej leśnej drodze. Maszerujemy nią przez około 0.5 kilometra, po czym docieramy do krawędzi lasu. I oto w prześwicie krzaków przed oczami pojawia się łąka.
I znów można by powiedzieć: „łąka jak łąka”. Ale nie – my wcale nie patrzymy na zwyczajny pas trawy. Obramowuje go las ciągle spowity we mgle. Białe welony plączą się w koronach i suną między poszczególnymi rzędami drzew.
A na wprost nas wybija się zbity masyw Lackowej pokolorowany w jesienne liście. Widok ten czyni to miejsce jednym z najbardziej urokliwych na całej trasie. Żeby wrażeń nie było zbyt mało, uświadamiamy sobie jeszcze, że znajdujemy się w dolinie Bielicznej – w miejscu nieistniejącej już łemkowskiej wsi Bieliczna, która została wysiedlona w ramach Akcji „Wisła” w latach 40-tych XX wieku. Fakt ten dodaje miejscu kolejnego wymiaru.
Schodzimy po wilgotnej łące w dół, po prawej mamy długi zagajnik drzew. Na jego skraju skrywa się niewielka, biała bryła zwieńczona krzyżami. Jest to greckokatolicka Cerkiew św. Michała Archanioła w Bielicznej – jedyna fizyczna ostoja pamięci o zlikwidowanej wsi.
Przez kratę oglądamy wystrój wnętrza i siadamy na drewnianych ławkach w przedsionku. Jest tam spokój oraz urok starych świątyń. Święte obrazki, zdeptany dywan i białe ściany. Drewniany sufit i kwiaty oraz świadomość, że znajdujemy się w miejscu, które już nie istnieje.
Po wyjściu z cerkwi przechodzimy po drewnianej kładce nad nurtem rzeki Biała wypływającej gdzieś ze stoków Lackowej. Tym samym wychodzimy na gruntową drogę (kierunek w prawo) i przyspieszamy kroku, bo niebo grozi deszczem. Jakaś mżawka wpada nam za kołnierze, ale na szczęście nie rozwija się w nic gęstszego. Płaska droga prowadzi nas na północny-zachód do wsi Izby.
Po około 2.5 kilometrach docieramy do drogi asfaltowej będącej osią Izb. Z brzuchów wydobywają się jęki głodu, dlatego bardzo szybko adaptujemy sobie wiatę przystanku autobusowego jako wędrowną stołówkę.
Po drugim śniadaniu wytaczamy się z powrotem na drogę i obieramy azymut na polsko-słowacką granicę. Domy, krowy, ktoś z samochodu pyta o skup grzybów. Asfalt skręca w prawo, dla nas w kierunku na wprost rozpoczyna się błoto na gruntówce. Po prawej zaczynają towarzyszyć biało-czerwone słupki graniczne oraz mężczyzna z trójką chłopców.
Wszyscy zmierzamy do największej frajdy tego trekkingu – finalnego podejścia na Lackową. Zatrzymujemy się, żeby zdjąć z siebie niepotrzebne ciuchy, bo widać, że będzie gorąco. Przed nami znajduje się bowiem bardzo strome zbocze pokryte mokrymi liśćmi oraz kamieniami – to właśnie jest rzekomo jedno z najbardziej stromych podejść w polskich górach. Najbardziej wymagający odcinek mierzy jedynie 300 metrów długości, ale pokonujemy na nim 120 metrów przewyższenia, co daje 40% nachylenie zbocza (22°).
Jest ślisko, liście osuwają się pod butami. Trzeba chwytać się kanciastych kamieni albo korzeni drzew, które pojawiają się na linii wzroku, zaledwie trzydzieści centymetrów przed nosem. Po około 20 minutach nieprzeciętnej zadyszki wychodzimy na grzbiet Lackowej, ale nie jest to jeszcze szczyt masywu. Zakładamy kurtki, bo chłodne powietrze błyskawicznie studzi spocone plecy.
Ścieżka w alei drzew w dalszym ciągu lekko wznosi się w górę, chociaż po właśnie pokonanym podejściu wydaje się zupełnie płaska. W prześwicie między gałęziami dostrzegamy zarys szczytu na południu (prawdopodobnie słowacka Priehyba). Nie jesteśmy pewni, czy minęliśmy już szczyt, czy właśnie na nim jesteśmy, czy dopiero będziemy. Teren wygląda naprawdę płasko i trudno odszukać wzrokiem jego kulminację. Jednak po chwili nasze wątpliwości rozwiewają oznaczenia. Docieramy do szczytu Lackowej oznakowanego tabliczką, polską flagą oraz metalową skrzynką.
Robimy kilka zdjęć i wciągamy po łyku herbaty z termosu. Wiemy, że nie ma sensu spędzać tam dłuższego czasu, bo zimno, widoku brak, a w powietrzu chmury, które mogą przynieść deszcz. Wkrótce na szczyt docierają też chłopcy ze swoim tatą, którym robimy wspólne zdjęcia przy tablicy. Zakładamy plecaki i ruszamy dalej.
Jeszcze przez około 2,5 kilometra poruszamy się po polsko-słowackiej granicy wędrując czerwonym szlakiem. Początkowo ścieżka łagodnie opada, z czasem biegnie stromo w dół i ponownie ślizgamy się na mokrych liściach – tyle, że tym razem zjazdy następują od strony zacnej części ciała.
Docieramy do kolejnego podejścia, które tym razem prowadzi w kierunku Ostrego Wierchu. Tuż przed szczytem ze szlaku czerwonego wchodzimy na żółty, a Ostry Wierch (938 m n.p.m.) czynimy miejscem spożywczej pauzy na kanapki, słodycze i herbatę.
Następnie niewielkimi interwałami idziemy na Białą Skałę (903 m n.p.m.). Stamtąd szlak już cały czas prowadzi w dół. Idziemy lasem, fragmentem trasy, na której rankiem rozbieraliśmy się do krótkich rękawów. Teraz jest stromo w dół, więc żwawo maszerujemy pozapinani pod same brody. Na kamieniach pośrodku drogi po raz pierwszy w życiu spotykamy przepiękną salamandrę plamistą. Jest to więc spotkanie pełne zachwytu.
Trasa tuż przed Ropkami dobiega do osłoniętej drzewami polany. Tutaj znów mgła spływa po zboczach, rozmywając kolory liści na drzewach. Pojawiają się zabudowania wsi i po kilku minutach jesteśmy znów w centrum wioski, na skrzyżowaniu szlaków w Ropkach.
Informacje praktyczne
Trasa: Ropki (ok. 550 m n.p.m.) – dolina Bielicznej (ok. 660 m n.p.m.) – Izby (ok. 660 m n.p.m.) – Przełęcz Beskid nad Izbami (644 m n.p.m.) – Lackowa (997 m n.p.m.) – Ostry Wierch (938 m n.p.m.) – Biała Skała (903 m n.p.m.) – Ropki (ok. 550 m n.p.m.)
Trasa według szlaków: szlak żółty (Ropki – do ostatniego skrętu szlaku na Białą Skałę i Ostry Wierch) > droga gruntowa (od skrętu żółtego szlaku do zejścia na łąkę) > bezdroże (łąka w dolinie Bielicznej) > drogi lokalne (dolina Bielicznej – Izby – Przełęcz Beskid nad Izbami) > szlak czerwony (Przełęcz Beskid ponad Izbami – Lackowa – skrzyżowanie ze szlakiem żółtym) > szlak żółty (Ostry Wierch – Biała Skała – Ropki)
Długość trasy: około 17 KILOMETRÓW w tę i z powrotem
Czas przejścia: około 7 GODZIN w tę i z powrotem (łącznie z postojami)
Przewyższenie: około 880 metrów
Lokalizacja i dojazd
Beskid Niski znajduje się w południowo-zachodniej części Polski na terenie województwa podkarpackiego oraz małopolskiego. Na wschodzie sąsiaduje z Bieszczadami, a na zachodzie z Beskidem Sądeckim.
Masyw Lackowej leży na polsko-słowackiej granicy mniej więcej pomiędzy dwoma uzdrowiskowymi miastami: Krynicą-Zdrój oraz Wysową-Zdrój. To region niezbyt gęsto zaludniony, zagospodarowany osadami i niewielkimi wioskami połączonymi ze sobą siecią kilku wąskich, nierzadko wyboistych dróg. Najbliższe wyjścia na szlaki znajdują się we wsi Ropki (dojazd z Uścia Gorlickiego przez Hańczową asfaltem, w Ropkach droga gruntowa) oraz nieopodal wsi Izby (zjazd z drogi krajowej nr 75 w betonówkę za znakiem „szlak architektury drewnianej”).
Dojazd może być niekomfortowy, ale poza zimową porą nie powinien być trudny. Należy uważać na dzikie zwierzęta, które ze względu na nikły ruch mogą częściej przebywać w pobliżu drogi, a ze względu na wąski pas ruchu mogą być większym zagrożeniem dla bezpieczeństwa podróżujących.
Szlaki
Przez Lackową przebiega wyłącznie czerwony szlak, więc każda wędrówka w kierunku szczytu wiąże się z dotarciem do niego. Sieć szlaków nie jest tutaj gęsta, ale w najbliższej okolicy na szczyt można dostać się z kilku miejscowości:
- tak jak my ze wsi Ropki albo z wioski Izby,
- z Wysowej-Zdroju (szlak zielony, potem czerwony, czas podejścia około 3 godziny),
- z Banicy (przez Izby i dalej szlakiem czerwonym, czas podejścia około 2 godziny)
- lub z Krynicy-Zdroju (zielony, czerwony szlak, czas podejścia około 5 godzin).
Sieć szlaków można sprawdzić na interaktywnej mapie szlaków turystycznych: → https://mapa-turystyczna.pl/ (czasy podejść dla tras alternatywnych znajdujące się w nawiasach podaliśmy właśnie wg tej mapy).
Noclegi
Spaliśmy w jednym z pensjonatów w Ropkach. Pomimo, że jest to bardzo niewielka wioska, znajduje się tam przynajmniej kilka kwater wynajmujących pokoje dla turystów. Można spać również m.in. w Izbach, Tyliczu, Hańczowej, Uściu Gorlickim, Wysowie-Zdroju, Krynicy-Zdroju.
Jeżeli ktoś ma zamiar dotrzeć do opisywanego przez nas szlaku na Lackową samochodem, to w Ropkach znajdzie miejsce do zaparkowania auta. Ze względu na minimalny ruch można zrobić to na poboczu drogi gruntowej prowadzącej przez wieś lub na trawiastym placu nieopodal „centrum” wioski – za skrzyżowaniem, nad potokiem.
Cerkiew
Greckokatolicka cerkiew pw. Świętego Michała Archanioła w Bielicznej otwarta jest przez całą dobę (informacja z jesieni 2017 roku). Powstała w 1796 roku i zachowała się po nieistniejącej już dzisiaj łemkowskiej wsi (choć zdarza się, że jej nazwa występuje na mapach) zlikwidowanej w 1947 roku podczas akcji „Wisła”.
W Duecie po Świecie
Komentarze