
Ponownie rowerowo! Tym razem jednak zamiast wycieczki do Czech, zapraszam do Polski. Pogoda coraz lepsza, więc to kwestia kilku tygodni i już spokojnie, bez ciepłych śpiworów można będzie przenocować w namiocie. Także zapraszam do Beskidu Wyspowego, Sądeckiego i Niskiego!
Po Beskidach można by jeździć i jeździć. O chodzeniu nawet nie wspomnę. Pierwszy nocleg mieliśmy za Lubieniem. Było to właściwie pierwsze sensowne miejsce na rozbicie się z namiotem, bo w końcu rozstaliśmy się z główną drogą biegnącą z Krakowa. Polecam wybrać inną trasę niż główną, albo jeśli nie będziecie mieli odpowiednio dużo czasu - przerzucić się gdzieś bliżej gór. Nie popełniajcie naszego błędu - szkoda czasu na taki transfer.
Beskidy rowerem, ale nie tylko
Na całe szczęście szybko zaczynają się fajne widoki. Po pokonaniu podjazdu pod przełęcz Przysłop Ludomierski, zjeżdżamy blisko 20 kilometrów do samego Dunajca. Dalej już w stronę głównego punktu wyjazdy, czyli Szczawnicy, Beskidu Sądeckiego i masywu Radziejowej.
Plan był ambity, aby wjechać na samą Radziejową, jednak błądzenie i szybko zapadający zmrok sprawiły, że odbiliśmy w stronę Obidzy. Ciąg dalszy to już fenomenalny, choć nieco potraktowany po macoszemu Beskid Niski.
Najbardziej zależało nam powłóczyć się po jego dzikich terenach, odszukać stare, łemkowskie wsie, odwiedzić liczne, cenne drewniane cerkwie. Bardzo zależało, jednak nie do końca udało nam się zrealizować plan. Zjechaliśmy, zwiedziliśmy północno-zachodnią część Beskidu Niskiego, jednak nie wystarczyło nam czasu już na resztę.
Więcej w artykule: Beskidy na rowerze
Komentarze