Pomysł, żeby w długi weekend czerwcowy wybrać się w góry zrodził się w ostatniej chwili. Pierwotnie wspólnie z Anią planowaliśmy jechać na koncert znajomych. Jednak ich plany się zmieniły, a więc nasze również.
Szybka kalkulacja: mamy dwa lub trzy dni, dawno nie chodziliśmy po górach (zwłaszcza ja),
- Co tu wybrać?
- Może Pilsko?
- Dobrze, ale zaplanuj trasę tak żebym wytrzymał.
… zaplanowała
… 25 km marszu… wytrzymałem… ale po kolei.
W piątek 5 czerwca dojechaliśmy samochodem do Żywca, skąd przejechaliśmy dalej busem do Żabnicy. Po drodze mieliśmy iście festynowy klimat, kiedy to z radia leciały szlagiery w stylu: „panna Andzia ma wychodne”. Spoko, jakoś daliśmy radę. Zajęło to tylko trochę ponad pół godziny i już byliśmy na miejscu.
Z Żabnicy-Skałki przeszliśmy na Halę Boraczą, następnie Redykalną, Lipowską i na Rysiance zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę – obiadową. Po tych kilku kilometrach drogi, a właściwie bezdroży placek po węgiersku smakował jeszcze lepiej. Dodatkowo motywująca była jego tutejsza nazwa – „jadło drwala”. Po przerwie poobiedniej ruszyliśmy do miejsca naszego noclegu, czyli Schroniska na Hali Miziowej. Na miejsce dotarliśmy około 20:00.
Podczas kolacji przyszedł czas na planowanie porannego „ataku szczytowego” oraz szybkie podsumowanie minionego dnia. Na mnie największe wrażenie zrobiło siodło na Hala Redykalna i w drugiej kolejności Rysianka, z której dobrze było widać cel naszej wycieczki.
Budzik ustawiliśmy na 3:15 i wpakowaliśmy się do śpiworów. Ostatecznie ruch w schronisku był spory i nie specjalnie pospaliśmy. W każdym razie 20 minut po 3:00 staliśmy na równych nogach i jedliśmy pośpiesznie przygotowane śniadanie. O 3:50 wyszliśmy w kierunku szczytu, a niebo zaczęło przybierać piękny czerwony kolor. Po 40 minutach słońce wyłoniło się zza gór, a nam pozostała ostatnia prosta. Punktualnie o 4:40 weszliśmy na szczyt Pilska i przywitaliśmy się z kilkoma osobami, które dotarły szybciej od nas. Na szczycie spędziliśmy trochę ponad godzinę. Delektowaliśmy się widokiem na Beskidy, Tatry oraz smakiem właśnie zaparzonej herbaty. Ruszamy dalej !
Z Pilska schodziliśmy niebieskim szlakiem do Przełęczy Glinne. O 7:30 dotarliśmy do przejścia granicznego, gdzie wsiedliśmy do busika powrotnego do Żywca. Ponownie „set lista” była w rytmie disco…
Ogólnie wrażenia? Bardzo na plus. Choć góry nigdy nie były moim światem to zaczynam się do nich przekonywać. No cóż już planujemy kolejne wycieczki. Jakie? Zapraszam do śledzenia strony.
Komentarze