Na rocznicę ślubu wyrwaliśmy się w Biesy. Bez dziecka, więc można zaszaleć. Niestety pierwszego dnia pogoda była pod psem. Lało, wiało i ogólnie ciężko było. Skoro jednak wstaliśmy o 0400 i przejechaliśmy 250km, to żal było nigdzie nie wyjść. Zmieniliśmy marszrutę i poszliśmy na Połoninę Wetlińską. Przez Chatkę Puchatka udaliśmy się w stronę Przełęczy Orłowicza. Na wysokości Osadzkiego Wierchu deszcz zmienił się w deszcz ze śniegiem, więc zawróciliśmy. Odwiedziliśmy znów Chatkę Puchatka i rura w dół do auta. Resztę dnia spędziliśmy na korzystaniu z tego, że dziecka nie było, czyli przespaliśmy bez przerwy prawie 10 godzin. :)
Drugiego dnia pełni animuszu podjechaliśmy na Przełęcz Wyżniańską. Pogoda jak żyleta więc trzeba było ruszać. Obraliśmy kurs na Połoninę Caryńską. Kątem oka spoglądaliśmy na grzejącą się do słońca Wetlińską.
Z drugiej strony widok ciągną się hen daleko. Tam gdzie kiedyś była Rzeczpospolita.
Widoki były bardzo piękne. To chyba Pikuj, jeśli się mylę to mnie poprawcie.
Obróciliśmy się za siebie i zobaczyliśmy Bacówkę pod Małą Rawką. Troszkę się ucieszyliśmy na ten widok, bo mieliśmy tam w końcu dojść.
Po krótkiej wspinaczce zdobyliśmy Carycę. Widoki jeszcze bardziej wspaniałe.
Początkowo mijaliśmy niewiele osób. Po chwili jednak to się zmieniło. Chłopaka, co nam pstryknął kilka fotek pożegnaliśmy tekstem użytkowników CB, czyli: "szerokości". Tekst ten wywołał sporo śmiechu.
Mijając turystów i ilościach mnogich zeszliśmy do Ustrzyk Górnych. Pół godziny przerwy na kawę i poszliśmy dalej. Lesistym szlakiem, wśród barw jesieni maszerowaliśmy w zawrotnym tempie pod górę. My jakoś nie umiemy chodzić pomału.
Po niecałych dwóch godzinach wyszliśmy nad granice lasu.
Wokół rozpościerały się niesamowite widoki. Pogoda się troszkę popsuła i dzięki temu promienie słoneczne przebijające się prze chmury jeszcze bardzie podkreślały paletę jesiennych barw.
Po krótkim odpoczynku poszliśmy dalej.
Z drogi na Małą Rawkę strzeliliśmy taką fotkę Chatki Puchatka i ludzi schodzących od niej.
Na Małej Rawce pomogliśmy innym turystom zorientować się w terenie. Mianowicie nie chcieli nam wierzyć, że to co im pokazujemy to Tarnica. Na szczęście nasz aparat rozwiązał problem, bo na dużym powiększeniu było widać krzyż. A zaraz potem poleźliśmy nie tam gdzie trzeba. Zamiast na Przełęcz Wyżniańską poszliśmy w stronę Wetliny. Po 300 metrach doszliśmy do wniosku, że to nie ta droga. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zrobiliśmy sporo zdjęć do naszego albumu.
Wróciliśmy na Małą Rawkę i potem już prosto na dół.
W Bacówce przybiliśmy ostatnią pieczątkę tego dnia i spokojnie w miłym towarzystwie wróciliśmy do samochodu.
Na koniec zostało 4 godziny jazdy do domu, a w bagażniku regionalne piwo, na pamiątkę. :)
Komentarze