Już jakiś czas temu mój towarzysz zaraził mnie swoją miłością do Beskidu Sądeckiego. Jest tam magicznie, pięknie, ale przede wszystkim spokojnie, bez tłumów na szlakach. Mój towarzysz doskonale wiedział, że ekscytują mnie wschody słońca. Postanowił więc pokazać mi wschód widziany z Eliaszówki. Nasz jednodniowy wypad w góry miał być obfity w spacerowanie, duchowe rozmyślanie, odpoczynek w typowej górskiej chatce, miodowe przysmaki z Kamiannej oraz krynickie słodkości. Byłam przeszczęśliwa i podekscytowana faktem podróży.

Wstaliśmy przed 2.00 w nocy. Zaspana, ale szczęśliwa wzięłam plecak, by ruszyć w stronę przygody. To niezwykłe uczucie budzić się do życia wraz z powstającym słońcem. Odkąd przeżyłam to na Sokolicy wiedziałam, że będę chciała więcej. I chociaż ciągle powtarzam sobie, że chce się wyspać, że chcę porządnie odpocząć, to wciąż ciągnie mnie w góry - tam, gdzie do niedawna nie wyobrażałam sobie siebie samej. Majestatyczne góry, które dodają energii pomimo, że są tak niedostępne, a może właśnie dlatego.

Dojechaliśmy do Piwnicznej. Naszą trasę rozpoczęliśmy od Obidzy, do której dojechaliśmy ok. 4.20 nad ranem. Zmierzaliśmy w stronę Eliaszówki wprost na wieżę widokową, z której mieliśmy oglądać wschód słońca (zielony szlak, od Obidzy ok. 1 godz. drogi). Znaczna część trasy prowadziła przez las, w którym panowała ciemność, otulona jedynie blaskiem księżyca i światłem naszych latarek. Z lasu sporadycznie dobiegały niespokojne odgłosy przyrody.

Powoli zaczynało się przejaśniać. Szliśmy akurat przez polanę, z której rozciągał się przepiękny widok na pasmo Radziejowej. Nad nami błyszczał jeszcze księżyc, a od wschodu widoczna była już delikatna poświata sygnalizująca nowy dzień. W dolinach zalegały chmury, z których wyłaniały się góry.

Idąc w stronę Eliaszówki

Z oddali zaczęła się wyłaniać sporych rozmiarów drewniana konstrukcja. Po schodach weszliśmy na samą górę. Rozglądnęłam się na wszystkie kierunki i w tym momencie nie wiedziałam na których widokach się skupić. Z jednej strony przepięknie widoczne Tatry, które zdawały się patrzeć na nas.

Tatry z Eliaszówki

Z pozostałych stron wyłaniało się prawdziwe morze utkane z chmur, w którym skąpane były bujnie porośnięte zielenią góry Beskidu Sądeckiego, sprawiające wrażenie wysp.

Piękne widoki z Eliaszówki
Morze utkane z chmur

Jak na dłoni dane nam było podziwiać pasmo Radziejowej i Jaworzyny otulone ciepłem porannego słońca.

Wschód słońca

Niebo nabierało kolorów - od blado niebieskiego przez wszystkie odcienie żółci, aż po mocno pomarańczowy.

Wschodzące słońce

Widoki były tak piękne, tak barwne i majestatyczne, że lepszego poranka nie mogłam sobie ani wyobrazić, ani wymarzyć.

W słońcu skąpani... Widok z Eliaszówki

To była prawdziwa uczta dla moich oczu. Bajka, której nie chciałam opuszczać.

Piękne mgły nad Beskidem Sądeckim

Tak na marginesie, to miałam mieszane uczucia, kiedy dowiedziałam się, że to z wieży widokowej będziemy oglądać wschód słońca.

Wieża widokowa na Eliaszówce

Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że niekiedy taki drewniany olbrzym, to jedyne miejsce znajdujące się ponad koronami drzew, to i tak dziwnie się czuję oglądając góry z takich konstrukcji, mając ograniczone poczucie przestrzeni. Tym razem wieża widokowa okazała się jednak strzałem w 10. Obrazy, które stamtąd oglądałam na długo zostaną w mojej pamięci - piękno nieskalane cywilizacją. Przyroda, która daje nam możliwość cieszenia się widokami, których w mieście nie zobaczymy. Góry, słońce i odrobina nieprzewidywalnych zjawisk pogodowych, to gwarancja udanego dnia, pełnego optymizmu, pozytywnego zmęczenia i całego mnóstwa energii. Dla mnie ten wschód był wyjątkowy, magiczny, inny niż ten obserwowany z Sokolicy. Myślę, że każdy wschód jest nowym, ciekawym doznaniem, którego nie da się powtórzyć.

Z Eliaszówki zeszliśmy do Sanktuarium w Litmanowej prowadzeni prowizorycznym, ale w miarę dobrze oznaczonym szlakiem.

W drodze do Sanktuarium w Litmanowej
W drodze do Sanktuarium w Litmanowej

To jedyne takie sanktuarium w okolicznych górach. Na polanie Zvir od 1990 do 1995 r. miejsce miały objawienia Matki Boskiej. Dwie dziewczynki - 11 letnia Ivetka i 12 letnia Katka doznały objawienia Matki Boskiej, która ukazała się siedząc na tamtejszej ławeczce. Miała ona życzenie, by dziewczynki regularnie przychodziły się tu modlić. Na Górze Zvir wybudowano dobrze rozwinięty kompleks budynków (Centrum pielgrzymkowe), którego cechą charakterystyczną jest minimalizm. Grekokatolickie ołtarze są bardzo ascetyczne, brak w nich przepychu i złotych ozdób.

Sanktuarium w Litmanowej (Góra Zvir)

Okoliczni wierni przynoszą tu kwiaty - każdy takie, na jakie pozwala im budżet. My znaleźliśmy tu chwilę na duchowe wyciszenie i podziękowanie za całe dobro, które nas spotyka.

Ołtarz w Sankuarium

Stamtąd udaliśmy się do wsi Litmanowa (ok. 1 h drogi - 4 km). Jest to bardzo mała wieś, zamieszkała przez ludność pochodzenia łemkowskiego. Jest tam zaledwie jeden sklep, w którym postanowiliśmy zrobić niewielkie zakupy.

W stronę Litmanowej
W drodze do wsi Litmanowa

To co nas zdziwiło, to fakt, że w Litmanowej wciąż działa radio węzeł, przez który można reklamować produkty ekskluzywne, których najwyraźniej brakuje w sklepie. Produktem reklamowanym okazał się papier toaletowy.

Litmanowa i radio węzeł

Na nasz jednodniowy pobyt w górach mój towarzysz zaplanował jeszcze jeden punkt - Chatkę Magóry. Z Litmanowej to dość spory odcinek, praktycznie cały czas prowadzący pod górę.

C.d. pięknych widoków

Zmęczenie rekompensowały przepiękne widoki obejmujące nawet Tatry.

Widok na Tatry
W drodze przez las

Chata położona jest w Kosarzyskach w przysiółku Magury. To taka prawdziwa chata z górskim klimatem. Co prawda widoków z chaty nie ma za wiele, bo z każdej strony otacza ją las, ale i tak warto tu przybyć, by poczuć ten wyjątkowy klimat.

Chatka Magóry

Wystrój - jak u babci - regały pełne książek i fotel bujany, i kuchnia w której można upichcić domowe jedzenie.

Wnętrze chatki
Wnętrze chatki

Odpoczynek na huśtawce lub hamaku, to prawdziwa przyjemność. W chatce możecie zamówić pierogi (popularne są te z pokrzywą) oraz wypić herbatę lub kawę.

Hamak i huśtawka przy chatce

Przy chatce działa także ośrodek jazdy konnej. Opiekunem chatki jest Jędrek, który z całą pewnością kocha to miejsce i tworzy je z pasją. Nie zastaliśmy Jędrka w chacie, ale mój towarzysz bywał tu wcześniej i zapewniał, że kto jak kto, ale on o górach potrafi rozmawiać.

Wypoczynek pod chatką

Po odpoczynku na łonie natury nadszedł czas powrotu.

W drodze powrotnej pojechaliśmy do Kamiannej. Są to tereny obfite w miód. Pasieka "Barć" znajduje się w centrum wioski, nieopodal Kościółka i Domu Pszczelarza. W pasiece znajduje się skansen, dział produkcji pasiecznej, dział farmacji, dział dydaktyczny i sklep przypasieczny z pełnym asortymentem własnych miodów, produktów i przetworów.

Zakupiliśmy trochę miodowych słodkości. Znajduje się tu cały skansen, w którym można oglądać pszczele ule. Pasieka "Barć" oferuje więc kilka ciekawych atrakcji, które można bliżej poznać zostając tu na noc.

Kamianna

Będąc w Kamiannej wykorzystaliśmy fakt, że jest ona blisko Krynicy-Zdroju. Tam wybraliśmy się do "Domu Kawy i Wina" (Bulwary Dietla 13). Jest to bardzo klimatyczna kawiarnia połączona z restauracją "Dwóch Świętych". Przyciągnęła nas muzyka na żywo, którą słychać było na Bulwarach...

Dom Kawy i Wina

Wystrój kawiarni bardzo nam się spodobał. Eleganckie wnętrze, połączone z muzyką na żywo robi ogromne wrażenie. Co do kawy i deseru, to nie można się do niczego przyczepić. Przepyszny smak aromatycznej latte macchiato, którą zamówiliśmy został delikatnie podkreślony syropami smakowymi (trzeba tylko pamiętać, że za syrop płaci się dodatkowe 4 zł - nie ma takiej informacji w karcie, a co przy odbiorze rachunku zwróciło moją uwagę - na szczęście dało się płacić kartą). Ciasta bardzo ładnie podane, apetycznie wyglądające i równie dobrze smakujące. Już nie mogę doczekać się kolejnej wizyty.

Pyszności zamówione w Domu Kawy i Wina

Dodatkowym atutem jest ogromny wybór win wraz z sugestią, które pasuje do danych potraw. Następnym razem skorzystamy z możliwości zakupu wina, zwłaszcza, że oferują m.in. te z Węgier, do których mamy ogromny sentyment.

Niestety czas mija nieubłaganie, a nam znowu nie chce się wracać do domu. Chociaż atrakcji było wiele i mimo, że na brak widoków i bólu nóg nie mogę narzekać, to i tak czuję niedosyt. Tak już pewnie pozostanie. Bo góry hipnotyzują, a dodatkowa porcja szczęścia liczona w kawie i słodkościach pomaga w przyjemnym zakończeniu dnia.

Smakołyki przywiezione z wyprawy
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...