Pojawia się w zasięgu naszego wzroku, gdy schodzimy z Krzemieńca. Bukowe Berdo, bo o nim mowa, przypomina smoczy grzbiet, z okazałym wybrzuszeniem tuż przed nami i zwężającym się w oddali na zachodzie ogonem. Niczym łuski i kolce na smoczej skórze, grzbiet ten pokrywają liczne skałki oraz skalne wychodnie. Reszta, to już sama łagodność. Fioletowe dzwonki wyrastające między głazami, srebrzące się w słońcu i poruszane wiatrem trawy, widok na zalesione pagórki jeden za drugim ciągnące się aż po horyzont. Schodząc z Bukowego Berda (ostatniego wzniesienia na rozpoczętej w Wołosatem, 24-kilometrowej trasie), powtarzamy po raz kolejny – Jak dobrze wrócić w Bieszczady!
Jedynie światła przejeżdżających z rzadka samochodów, oświetlają asfaltową drogę biegnącą przez Ustrzyki Górne. Dzięki temu, wracając z jednej z trzech znajdujących się w tej mieścinie karczm, możemy podziwiać rozgwieżdżone niebo. I chociaż nie udaje nam się wypatrzeć spadającej gwiazdy, na brak szczęścia w tym dniu narzekać nie możemy. W końcu, nie mając rezerwacji, udało nam się w ostatni weekend lipca, znaleźć nocleg. I chociaż Ustrzyki Górne, to już nie to samo odludne miejsce, zapamiętane przez naszych rodziców z czasów harcerskich obozów, wciąż pod względem infrastruktury turystycznej do rozwiniętych nie należy.
W porównaniu z pobliskim Wołosatem, Ustrzyki Górne, jawią się jednak niczym metropolia. Stwierdziliśmy to rok wcześniej, nocując w pierwszym z tych miejsc przed wejściem na Tarnicę. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Autobus o 7.25 z Ustrzyk Górnych przywozi nas niemal pod samą kasę biletową Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Tym razem nie odbijamy jednak w lewo, w kierunku najwyższego szczytu Bieszczadów, lecz idziemy prosto. Przed nami dwugodzinna wędrówka do Przełęczy Bukowskiej, a potem dalej przez Rozsypaniec, Halicz, Przełęcz Goprowską, Krzemieniec i Bukowe Berdo do Pszczelin Widełek.
Musimy to stwierdzić, mimo całej naszej miłości do bieszczadzkich szlaków. Droga od Wołosatego po Przełęcz Bukowską do pięknych, lub ciekawych nie zalicza się na pewno. Przez dwie godziny prowadzi łagodnym, szerokim, w przeważającej mierze kamiennym traktem. Chwilami miejsce kamieni zajmuje zniszczony asfalt. Poza jedną, nieszczególną, otwartą przestrzenią pozbawiona jest panoram. Jedynym widokiem jaki nam towarzyszy jest plątanina krzewów dzikich malin, jeżyn, pokrzyw, liści chrzanu i mięty porastająca pobocze.
Wiata na Przełęczy Bukowskiej (1110 m n.p.m.) to świetne miejsce na chwilę odpoczynku. Dla nas jest to również chwila zwątpienia. Liczyliśmy na piękną pogodę, której zapowiedzią był słoneczny poranek. Patrząc teraz na ołowiane niebo, mamy nadzieję, że nie spełni się jedna z dwóch, sprzecznych ze sobą prognoz. Ta deszczowa.
Póki co zamiast deszczu, spadają jedynie kropelki naszego potu. A to za sprawą ostrego podejścia startującego za Przełęczą Bukowską. Ale co tam, wysiłek się opłaca. W końcu opuszczamy strefę lasu i wychodzimy na otwartą przestrzeń, z widokami takimi że hej! Zza chmur wyłania się też słońce, które wraz z pięknymi panoramami będzie towarzyszyło nam do końca drogi.
Pierwszy szczyt na trasie, Rozsypaniec (1280 m n.p.m.), osiągamy po około półgodzinnym marszu od Przełęczy Bukowskiej. Kolejny, Halicz (1333 m n.p.m.), po następnych 30 minutach. Cały czas z lewej strony wzrok nasz przyciąga masyw Tarnicy (1346 m n.p.m.). Rok temu, podczas ostatniego dnia pobytu w Bieszczadach z jej szczytu tęsknie patrzyliśmy w stronę szlaku, który właśnie przemierzamy.
Słońce rozświetla zieleń górskich zboczy, wiatr szeleści wśród traw, dojrzałe borówki są na wyciągnięcie ręki. W takich okolicznościach przyrody wędrując to w górę to w dół, docieramy po 50 minutach od opuszczenia Halicza do Przełęczy Goprowskiej (1160 m n.p.m.). Stąd schodami (a raczej progami przeciwerozyjnymi), których jest ponad 900 mamy zamiar wspiąć się na Krzemieniec (1335 m n.p.m.), drugi co do wysokości szczyt w Bieszczadach.
Zanim to jednak nastąpi, odbijamy ze szlaku w stronę wiaty, którą wypatrzyliśmy po drodze. Posileni, wracamy pod Przełęcz Goprowską, by zmierzyć się ze wspomnianymi schodami, którymi pokonujemy 175 metrów różnicy wysokości w około 20 minut. Na Przełęczy zmieniamy również szlak. Dotychczasowe czerwone oznaczenia zastępuje kolor niebieski.
Sam szczyt Krzemieńca jest niedostępny dla turystów (do czego nie wszyscy się stosują). Jakie widoki rozpościerają się podczas schodzenia z niego już wiecie. To oczywiście Bukowe Berdo (od 1311 m n.p.m. do 1073 m n.p.m.). W kierunku jakim nim podążamy, oferuje naprawdę wspaniałe panoramy (m.in. na Połoninę Caryńską). Po godzinie wędrówki najpierw skalistym grzbietem, potem wśród złocistych traw połonin, wkraczamy w zacieniony, bukowy (a jakże!) las. Leśnymi ścieżkami schodzimy przez około 1,5 godziny do Pszczelin Widełek.
I znów nie opuszcza nas szczęście. Pierwszy zatrzymywany stop, zabiera nas do Ustrzyk Górnych. I jak tu nie kochać Bieszczadów!
Zapraszamy na naszą stronę zwiedzajacswiat.com i profil na fb
Komentarze