„Służba nie drużba” – powiedział szwagier, kiedy na poważnie zaczęliśmy myśleć o wyprawie w Tatry. Wiedzieliśmy już, że ze względu na jego pracę, nie uda nam się wybrać w góry z rodzinami ani w lipcu, ani w sierpniu. Postanowiliśmy zatem, że maj też nie będzie zły, ale z uwagi na okoliczności i bezpieczeństwo, nie powinny jechać z nami żony, ani córeczki.

Na bieżąco śledziliśmy komunikaty pogodowe i turystyczne TOPR, utwierdzając się, że lekko nie będzie, a warunki panujące powyżej 1600 m n.p.m. bez wcześniejszego doświadczenia zimowego będą dla nas niemałym wyzwaniem. Dzięki wielu rozmowom z bardzo doświadczonym kumplem (dzięki Krzysiu), wyposażeniu się w sprzęt, godzinach spędzonych na zdobywaniu wiedzy, zarezerwowaliśmy noclegi i wyruszyliśmy w nieznane. W dzienniku tatrzańskim naszą wyprawę zapisaliśmy tak:

6 maja - Dzień zero – przyjazd

W piątek o godzinie 15:00 przyjeżdżamy do Zakopanego. Parkujemy na Karłowicza, zabieramy „tobołki” i około 15:20 ruszamy na Halę Gąsienicową. Czeka nas nietrudne podejście do Murowańca przez Boczań, jednak brak plecaków transportowych powoduje, że 15 kg bagażu czyni wędrówkę wyjątkowo żmudną i odciska się dosłownie na naszych ramionach. Po dotarciu do schroniska kwaterujemy się i skrupulatnie planujemy następny dzień.

Hala Gąsienicowa

7 maja – Dzień pierwszy – zaprawa

Na sobotę mamy następujący plan. Podejście z Murowańca na Kasprowy przez Suchą Przełęcz, potem marsz na Kopę Kondracką, a później… zobaczymy. Od samego rana trafia nam się piękna pogoda. Około 5:00 słońce cudnie maluje Orlą Perć i z balkonu powstaje jedna z ukochanych fotografii. Po śniadaniu ruszamy żółtym szlakiem, powoli pnąc się do góry. W okolicach Dwoiśniaka szlak jest już cały zaśnieżony. Po raz pierwszy w życiu doświadczamy w Tatrach zimy, mimo że to wiosna.

W Kotle Kasprowym

Po niezbyt trudnej wędrówce osiągamy Suchą Przełęcz, chwilę później Kasprowy Wierch. Nadal jest doskonała pogoda, wspaniała widoczność, słońce przebija się nieśmiało zza chmur, wieje jednak niemiłosiernie. Robimy chwilę przerwy, z ciekawością obserwując całe rzesze „krupówkowych turystów” odzianych w adidaski i t-shirty z krótkim rękawem. Jednak taki widok chyba na stałe wpisał się już w obraz Kasprowego. Uzbrajając się w kolce zamieniamy kilka zdań z sympatyczną parą idącą na Świnicę. My ruszamy dalej według planu w kierunku Czerwonych Wierchów. Śniegu jest sporo, miejscowo występują oblodzenia, dlatego idziemy ostrożnie. Wędrując spotykamy pojedynczych turystów. Po paru chwilach, mimo że szlak wiedzie południowym słowackim zboczem, decydujemy się wejść na Pośredni Goryczkowy Wierch. Wysiłek się opłaca. W okolicach szczytu spotykamy kierdel kozic tatrzańskich, które „ochoczo pozują” do kolejnych zdjęć.

Kozica na Pośrednim Wierchu Goryczkowym

Dalej podążamy już szlakiem, aż na Kopę Kondracką, ciągle podziwiając majestatyczne granie Tatr słowackich. Śniegu jest coraz mniej. Na Kopie Kondrackiej niespodziewanie go przybywa, a my robimy przerwę na posiłek, choć wiatr skutecznie nas stamtąd wygania. Postanawiamy pójść na północ i zdobyć Giewont. Po niedługim marszu osiągamy Przełęcz Kondracką, zaraz później symbol Zakopanego – Giewont. Chwilę odpoczywamy, robimy zdjęcia i schodzimy przez Przełęcz Kondracką do Schroniska na Hali Kondratowej. Zjadamy pyszny żur i przez Kalatówki kontynuujemy zejście do Kuźnic. Na zakończenie dnia czeka nas jeszcze podejście przez Boczań do Murowańca. Na Przełęczy między Kopami słońce chyli się ku zachodowi malując piękny pejzaż, który uwieczniamy na fotografii. Do schroniska wracamy tuż przed zmierzchem, kiedy słońce purpurą okrywa szczyty Orlej Perci. Powstaje najbardziej majestatyczna fotografia z całej wyprawy.

Zachód słońca z Hali Gąsienicowej

8 maja – Dzień drugi – chillout

Niedziela to czas relaksu i właśnie tak ją traktujemy. Postanawiamy, że nie będziemy się forsować i krok po korku realizujemy nasz plan. Wyruszamy z Murowańca, by szlakami żółtym, czarnym i zielonym dotrzeć przez Rówień Waksmundzką do Gęsiej Szyi.

Gęsia Szyja

Spotykamy tu sympatycznych nowożeńców podczas sesji fotograficznej. Po kilku pamiątkowych zdjęciach wyruszamy dalej, osiągając po paru chwilach Rusinową Polanę. Tutaj decydujemy się na dłuższą chwilę wytchnienia. Delektujemy się słońcem i piękną panoramą Tatr Wysokich. Robimy serię zdjęć. Udaje nam się również dostać świeżo wędzone oscypki.

Rusinowa Polana

Następnie wędrujemy szlakami czarnym i czerwonym do Wodogrzmotów Mickiewicza, by po chwili zejść zielonym do Schroniska w Dolinie Roztoki. Po ożywczej kwaśnicy rozpoczynamy podróż powrotną. Maszerując w kierunku Waksmundzkiej Równi odkrywamy uroczy szlak czerwony, na którym nie spotykamy ani jednego turysty. Z równi tym razem już wyłącznie szlakiem zielonym wracamy właściwie o zmroku do Murowańca.

9 maja - Dzień trzeci – wyzwanie

Poniedziałkowy plan jest maksymalnie prosty i zamyka się w jednym słowie – Krzyżne. Rano wyruszamy w kierunku Czerwonego Stawu Pańszczyckiego. Warunki są dobre, choć nad Koszystą i Wołoszynem kłębią się gęste chmury. Przy „ładniutkim”, jak go nazywa szwagier, stawie robimy całą serię zdjęć, przyoblekamy „kolce” i ruszamy Doliną Pańszczycy. Po kwadransie zaczynają padać na przemian grad, deszcz i śnieg. Warunki stają się trudne. Z mozołem brniemy dalej. Pojedyncze ślady zaczynają się zacierać i kiedy jesteśmy tuż przed końcowym podejściem na Krzyżne, ze śladów nie pozostaje już nic.

Podejście na Krzyżne

Śniegu jest ponad metr. Podejście nie jest łatwe, nie spieszymy się, wiemy że bezpieczeństwo jest najważniejsze i staramy się, żeby każdy ruch był precyzyjny. W tych warunkach człowiek na nowo odkrywa jak mały jest wobec dzikiej natury. Zdobywamy przełęcz – Krzyżne jest nasze. Chmury przesuwają się na zachód i na przełęczy wita nas piękna pogoda. Z zadumą podziwiamy panoramę Doliny Pięciu Stawów Polskich oraz otaczające je szczyty. Po paru chwilach spędzonych na przełęczy i obowiązkowo sesji fotograficznej, rozpoczynamy zejście.

Dolina Pięciu Stawów Polskich z Przełęczy Krzyżne

Z dużą uwagą posuwamy się krok po kroku w stronę Doliny Pańszczycy, rozumiejąc czym może skończyć się niekontrolowany zjazd. Kiedy pokonujemy największą stromiznę, na przełęczy dostrzegamy człowieka. Schodzi w naszym kierunku, pokonując trasę, która nam zajęła około godziny, w 15 minut. To zdecydowanie górołaz z krwi i kości. Wędruje z Zawratu przez „piątkę”. My po chwili odpoczynku ruszamy do Murowańca. Tuż za Czerwonym Stawem zaczyna padać deszcz i nie zamierza odpuścić. Żółty szlak zamienia się w potok, w połączeniu z miejscowymi oblodzeniami, staje się nieprzyjemnym doznaniem. Wkrótce jednak bezpiecznie docieramy do schroniska.

10 maja – Dzień czwarty – pożegnanie

Chciałoby się więcej, ale wiemy że długa powrotna podróż zatłoczonymi drogami przed nami, dlatego realizujemy plan minimum – Czarny Staw Gąsienicowy. Z samego rana, po opadach deszczu, szlak jest miejscami bardzo oblodzony. Uważamy. Po przyjemnym spacerze docieramy nad brzeg stawu. Chwila relaksu, kilka fotek, zadarte nosy w kierunku Kościelca oraz Granatów i powrót do schroniska.

Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym

Po zapakowaniu plecaków ruszamy do Kuźnic. Jeszcze kilka zdjęć Hali Gąsienicowej, żmudny marsz z całym ekwipunkiem i powolne zmierzanie w kierunku parkingu. Po drodze mijamy cztery wycieczki szkolne. Najbardziej uderza nas przekrój nastrojów młodych turystów. Od uśmiechniętych pozdrawiających z daleka, poprzez posępne twarze, aż do dychających jak lokomotywa jednostek walczących o życie. W Kuźnicach kupujemy oscypki i pamiątki dla córeczek i po chwili docieramy na parking. Tu nasza przygoda dobiega końca.

Drugi, dla nas długi weekend majowy, uważamy za bardzo udany. Pobyt w maju pozwolił zasmakować nam Tatr w osłonie zimowej, choć ze względu na trwającą wiosnę już dużo bezpieczniejszych. Zgodnie stwierdzamy, że 70 przewędrowanych kilometrów w cztery dni, to była czysta przyjemność. Idealne warunki pogodowe i turystyczne sprawiły, że każdy dzień dostarczał miłych wrażeń. Pozostały cudowne wspomnienia i chęć powrotu w Tatry raz jeszcze, i jeszcze, i jeszcze... Przykre tylko jest to, że na szlakach nie dało się nie zauważyć petów, papierków, a nawet... podpasek. Całe szczęście, że takich turystów-świntuchów nie ma zbyt wielu. Szanujmy to, do czego tak chętnie uciekamy.

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...