Miałam szczerą nadzieję, że nie będę już w tym roku oglądać śniegu, tymczasem Beskid Niski przygotował dla mnie wspaniałą niespodziankę - nie tylko śnieg, ale także przejmujące zimno, deszcz, mgłę i kilogramy błota. Prawdziwy pakiet all inclusive. Skoro jednak dotarłyśmy do Wysowej Zdroju, na ten piękny koniec świata, cóż było robić - zdobyłyśmy najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, Lackową (997 m.n.p.m.). Tym samym zakończyłam beskidzki etap zdobywania Korony.
Beskid Niski to najbardziej rozległe pasmo Beskidów i przy okazji najniższe pasmo całych Karpat. To góry trochę dzikie, jeszcze nierozdeptane przez turystów. Niewiele tu schronisk i tak zwanej infrastruktury turystycznej, są za to piękne pejzaże, drewniane cerkwie i kościoły, mnóstwo kapliczek i krzyży oraz cmentarze wojenne z I wojny światowej. Tereny te nierozerwalnie związane są także z Łemkami, którzy niegdyś licznie zamieszkiwali Beskid Niski. W jednym z przewodników przeczytałam, że to, co charakteryzuje tę część Beskidów to "chaszcze, błoto i strome podejścia". Aż chce się jechać!
Startujemy w deszczu ok. 9.30. Ruszamy z Wysowej i tutaj mamy zamiar wrócić za ok. 7 godzin. Jak jest deszcz, to jest błoto, a jak jest błoto, to się wygląda tak:
Nie wiem jak to się dzieje, ale z kim nie pojechałabym w góry, to zawsze ja wyglądam jak najgorsze błotne zwierzę. Przecież się w nim nie tarzam, tylko idę jak człowiek, a jednak jakimś cudem błoto zawsze sięga mi do kolan. Taka ciekawostka.
Z Wysowej-Zdroju zielonym szlakiem docieramy na przełęcz Cigelka, gdzie korzystamy z dobrodziejstwa wiaty (jak się okazało, jedynego schronienia dostępnego na szlaku). Na jednej z belek widnieje dumnie hasło: Góry dla ludzi gór, hołota i śmieci zostają na dole. Kwalifikujemy się jednak do tej pierwszej kategorii, dlatego podążamy dalej czerwonym szlakiem wiodącym polsko-słowacką granicą.
1h 50 min do Lackowej, toż to rzut beretem. Deszcz nas nie opuszcza, za to nadchodzi mgła, a z mgły wyłaniają się dziwne rzeczy...
Powoli, dyskretnie, padający deszcz zaczyna zmieniać się w śnieg. Którędy na Lackową, bo zimno?
Przed nami strome zejście z Ostrego Wierchu i równie strome podejście na Lackową - ostatnia prosta. Tu już zima na całego, więc szybko czynimy swoją powinność - kilka zdjęć, łyk gorącej herbaty, dodatkowa ciepła bluza na grzbiet i w dół.
Znów docieramy do Ostrego Wierchu i tym razem wybieramy żółty szlak prowadzący do Ropek. Jeśli Wysowa-Zdrój to koniec świata, Ropki są jeszcze dalej. Mieści się tu Buddyjski Ośrodek Medytacyjny, a liczba ludności w 2011 roku wynosiła 35 sztuk istnień ludzkich. Nasz dumny przemarsz przez tę osadę musiał być więc nie lada wydarzeniem.
Niebieskim szlakiem docieramy w końcu do Wysowej-Zdroju, układając w głowie szczegóły zamówienia, jakie złożymy w karczmie, jak już do niej dotrzemy. Na pierwszym miejscu: grzane piwo, ewentualnie wino. A potem cała reszta. I jest - grzaniec wysowski:
Siedzimy w karczmie prawie 2 godziny, bo śnieg postanowił rozpadać się na dobre i nie odpuszcza nawet na nizinach. Jest kominek, brakuje tylko choinki i świętego Mikołaja. W tej zimowej aurze chwilowo żegnam się z Beskidami i koncentruję się na Sudetach, bo Korona się przecież sama nie zdobędzie :)
PASMO: Beskid Niski
SZCZYT: Lackowa
WYSOKOŚĆ: 997 m.n.p.m.
ATAK SZCZYTOWY: 24.04.2016 r.
BASE CAMP: Wysowa-Zdrój
POCZĄTEK SZLAKU: Wysowa-Zdrój
Był to mój 15 z 28 szczytów zaliczanych do Korony Gór Polski
Komentarze