Na Tatromaniakach szał. Ludzie wrzucają zdjęcia  z zaśnieżonych Tatr, komentarze pełne zachwytu i euforii. Ja wpadam w czarną rozpacz – przecież nie tak miało być! Gdzie ta  piękna złota polska jesień i co z z moim planem, żeby jeździć w góry co weekend dopóki nie spadnie śnieg. No właśnie. Czyli to już? Wpadam w deprechę, z nienawiścią spoglądam w kamerki TOPRu i z obrzydzeniem czytam wpisy na FB. Trzeba być nienormalnym, żeby się jarać śniegiem w górach!

Włosienica

Ale czy to oznacza, że do maja nie ma dla mnie Tatr? Jak żyć??? Codziennie od rana na tapecie mountain forecast, śledzę na fejsbukowych grupach dyskusje na temat aktualnych warunków, na pewno w podjęciu decyzji pomagają mi inne blogi o tematyce górskiej. Wreszcie stwierdzam, że trzeba stawić czoła przedwczesnej zimie i przekonać się, jak jest naprawdę!

Pakuję się jak na wyprawę w Himalaje – getry termoaktywne, kurtka puchówka, 2 pary rękawiczek, polary, skarpetki z wełny merynosa, stuptuty. czapka z polarem; nowy termos. Nienawidzę zimna i zimy, nie wiem, co mnie tam czeka. Jestem ciepłolubna, a marznę zwłaszcza w dłonie i stopy. Stopy odmarzają mi już w Szwagropolu. Aż strach się bać, co będzie potem.

Walka pór roku

Na pierwszy ogień idzie asfaltówka do Morskiego Oka, sofciarstwo do potęgi  („sofciarz”  –  przeciwieństwo twardziela). Tłum jak zwykle, i jak zwykle część tego tłumu idzie z piwami i drze mordy. Mam ochotę ich uświadomić, że w parku narodowym się nie krzyczy, ale przypominam sobie, że przecież przyjechałam się zrelaksować. Wiadomo, że skończyłoby się awanturą. Zostawiam za sobą tłum w adidasach i półbutach, od czasu do czasu mijają mnie fasiągi ciągnięte przez umęczone konie. Większość pasażerów to młodzi i chyba zdrowi ludzie. Patrzę na nich z wyrzutem, ale nie wydaje się, żeby komuś było wstyd, że jedzie a nie idzie.

Fasiągi.Nie popieram...

Pogoda za milion dolarów, bezchmurne niebo, jaskrawe kolory jesieni na tle ośnieżonych gór. Najśmieszniejsze jest to, że mimo asfaltu wcale nie jest tak łatwo – często pojawia się cienka warstwa lodu, co jakiś czas widzę, jak ktoś wywija orła. Zdecydowanie lepiej iść śniegiem, pomyślałby kto (!) Po dwóch godzinach jestem nad Morskim Okiem.

Ciężko tu o spokój i samotność

Każdy kto choć raz tam był, wie, co się dzieje w okolicach schroniska. Tłumy jak na Rynku w Krakowie, kolejka do baru jak w modnym klubie. Chcąc nie chcąc słyszę rozmowy: „ech, mogliby tu wstawić leżaki” – marzy ktoś; „wyobraź sobie, że szłam aż dwie godziny piechotą, zmachałam się, wracam wozem” – kobieta w średnim wieku rozmawia przez telefon. Ludzie bez pardonu wchodzą za taśmę ze znakiem "zakaz wstępu/TPN" żeby trzasnać słit focię na fejsa. Obowiązkowe selfie na tle stawu, atmosfera pikniku, gwar. Ale czego się można było spodziewać? Marzę, żeby nigdy nie wybudowali tej asfaltówki, miejsce broni się samo, ale byłoby jeszcze piękniejsze bez tłumów.

bajka

Nie bardzo wiem, co robić dalej. Rozsądek podpowiada, że zacienione podejście nad Czarny Staw może być oblodzone. Wybieram się więc w odwiedziny do Mnicha – nieśmiało wchodzę na zaśnieżoną ceprostradę prowadzącą w kierunku Szpiglasowej Przełęczy. Okazuje się, że wystarczy odejść kawałek, żeby cieszyć się ciszą.

Schronisko widziane z Ceprostrady

Raków nie mam (bo to już wyższa szkoła jazdy), więc bardzo ostrożnie stawiam każdy krok, a widoki z każdą chwilą się rozszerzają. Po lewej stronie piękny widok na Rysy i Niżne Rysy, jeszcze skąpane w październikowym słońcu, a dokładnie na przeciwko mnie rosnąca z każda minutą mroczna sylwetka Mnicha. Na szczycie stoją małe ludziki.

Z wizytą u Mnicha

Miejscami dość ślisko, wprawdzie przepaści brak, ale jest gdzie zjechać (a konkretnie prosto do Morskiego Oka). Rozglądam się wokół siebie z zachwytem i nie wiem, gdzie się podziała moja niechęć do śniegu w górach. Zimowe Tatry – nowy wspaniały świat!

Strefa mroku

Wprawdzie to zima na pół gwizdka, ale zawsze. Dolina coraz bardziej pogrąża się w cieniu, a mi jest coraz bardziej zimno. Oczywiście w stopy, ogólnie jest mi wręcz gorąco! Chyba trzeba zainwestować w jakieś ciepłe buty.

Wracam do schroniska, gdzie tłum nieco się przerzedza. Do tego stopnia, że udaje mi się zrobić lansiarskie zdjęcie przy barierce. Cudem znajduję wolne miejsce w środku, a raczej przedsionku. Szarlotka, herbata z cytryną i wielkie WOW. Tak – dopiero teraz dostrzegam widok zza wielkich okien  – zaśnieżone ściany Mięguszowieckich szczytów, które wydają się na wyciągnięcie ręki. Mogłabym tak siedzieć godzinami… ale niekoniecznie w tym tłumie.

Czas wracać do Zakopca. Dziarsko idę na dół, na tyle wcześnie, żeby mokry asfalt nie zamienił się w lodowisko. Po drodze hit – skośnooka dziewczyna w różowej sukience balowej i butach na obcasie. Nie mogę oderwać od niej wzroku, jak wcześniej od Mięguszy. Inni ludzie nie wyglądają na zaszokowanych.

W Palenicy jestem kilkanaście minut przed zachodem słońca. Mimo spacerowej trasy czuję się bardzo zmęczona, być może dlatego, że poprzedniej nocy spałam tylko trzy godziny. Czuję też, że stres całego poprzedniego tygodnia gdzieś zniknął. Po to tu przecież przyjechałam. Potem jazda busem bez trzymanki (i bez pasów oczywiście), Zakopane, dom wczasowy Kolejarz, placki po zbójnicku na Krupówkach i snucie planów na następny dzień. Na Tatromaniakach mówią, że da się wejść na Halę Gąsienicową bez raków. A skoro na Tatromaniakach tak mówią, to musi być prawda!

Więcej o oswajaniu zimy i innych wędrówkach znajdziecie na : http://szukajacslonca.com/

Tagi: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...