W górach nie chodzi tylko o piękne widoki. Nie ma gór bez wspinaczki, trekkingu, podejścia, robienia trasy czy czegoś jeszcze w tym stylu. Dlatego cieszę się ogromnie, że w Parku Narodowym Yosemite miałam szansę na krótką pieszą wycieczkę. Patrząc na innych odwiedzających ten park – byłam jedną z niewielu, choć nie jedyną.


O Yosemite

Yosemite to jeden z wielu parków narodowych Stanów Zjednoczonych. Park położony jest w Kalifornii, w górach Sierra Nevada, a jego powierzchnia przekracza 3 tysiące kilometrów kwadratowych! Wpisany na listę światowego dziedzictwa naturalnego UNESCO (1984 rok), odwiedza go rocznie ponad 3 miliony ludzi!

Nie ma więc nic dziwnego w tym, że nieco różni się organizacyjnie od parków narodowych, do których przyzwyczajeni jesteśmy w Polsce. Wewnątrz znajdziemy znaki drogowe ustawione przy zwykłych, asfaltowych drogach, hotele – nawet te luksusowe! – czy kempingi. Wszystko przygotowane na przyjęcie odwiedzających i ich samochodów.

W porze zimowej (od końca listopada) władze Yosemite ostrzegają przed możliwością poślizgu, niektóre drogi są zamykane, a na niektórych wymagane są łańcuchy. Ale generalnie dojechać autem da się do niemalże każdego punktu w parku. A jeśli nie mamy własnego auta – na terenie kursuje specjalny autobus.

O trekkingu i wspaniałej nagrodzie

My, chyba na szczęście, nie mieliśmy łańcuchów, a odcinek drogi przed punktem zwanym Tunnel View tego wymaga. Dla pewności nie próbowałam pchać się tam samochodem i zaparkowałam go w innym punkcie. Do przejścia nie było dużo – na oko około mili, może dwóch.

Idziemy w kompletnym milczeniu zastanawiając się kiedy wreszcie będzie ten obiecany, przepiękny widok. Ulica powoli się od nas oddala – wchodzimy krętą ścieżką co raz wyżej i wyżej. Ktoś chyba tędy szedł przed nami, bo widać jeszcze w miarę świeże ślady stóp. Z drugiej strony – od kilku dni nie padał śnieg, więc równie dobrze ktoś mógł iść tędy wczoraj. O, teraz już nie słychać wjeżdżających samochodów. Ciekawe jak wysoko jesteśmy?

Monolit El Capitan

Według wszelkich przewodników zamieszczonych w internecie, a także pani z Visitor Center w Mariposie – Tunnel View to najpiękniejszy widok na Dolinę Yosemite. Z tego miejsca widać El Capitan – kilometrowej wysokości granitowy monolit, ponoć bardzo ceniony cel wspinaczkowy. To właśnie El Capitan mamy zobaczyć już za chwilę.

Ścieżka wygląda na nieokiełznaną – w poprzek leżą stare drzewa, tuż obok zbocze, skały, więcej drzew. Dzikość tej ścieżki mocno odróżnia ją od innych, mocno cywilizowanych doświadczeń związanych z parkiem. Mija właśnie pół godziny od kiedy wyruszyliśmy w drogę. Nie ma tu zasięgu telefonicznego, a już na pewno nie ma 3G, na oko więc sprawdzamy naszą pozycję na mapie – chyba już niedaleko.

Podchodzimy powoli do kilku drzew, zza których wychyla się już El Capitan. Czy to tu? Tak, na pewno! Widok jest przecież fantastyczny! A może jednak nie? Może chodźmy jeszcze kawałek? Wyżej jest lepszy punkt widokowy – nie ma tylu zasłaniających drzew. Jeszcze trochę wyżej, jeszcze…

Jest! GPS w komórce wskazuje naszą pozycję – jesteśmy tam, gdzie na mapie zaznaczono Tunnel View. Mija czterdziesta minuta marszu, jesteśmy już całkiem wysoko. Nie słychać żadnego auta – tylko my i te piękne widoki, otaczająca nas natura. Jest chłodno, śnieg skrzypi pod nogami, a ja zgrzana jeszcze trochę dyszę – dawno już nie chodziłam po górach. Jest przepięknie. Dla tego widoku warto było iść. Ba! Warto było jechać ponad 3 godziny autem, żeby to zobaczyć! I nie wiem jak inni mogą tu nie wchodzić – przecież z dołu to wszystko musi wyglądać znacznie gorzej!

Tunnel View

Napawam się dumą – być może niewielu z tych trzech milionów odwiedzających miało szansę zobaczyć to co ja, przejść to co ja. Patrzę wyżej – ścieżka jeszcze się ciągnie, pewnie prowadzi na sam szczyt góry, sama nie wiem jak się nazywa. Nie tym razem, jednak. Czeka nas jeszcze wodospad, Wesołe Wysepki i bagno… Tylko jeszcze trochę popatrzę i zrobię kilka zdjęć…

Zejście zajmuje nam już tylko 20 minut. Biorąc pod uwagę nasz dość napięty harmonogram wizyty w parku – poświęcenie godziny na jeden punkt bardzo nadwyrężyło nasz czasowy budżet. A trzeba pamiętać, że słońce bardzo szybko tu zachodzi. Ale to dla tego widoku i dla tego krótkiego trekkingu warto było przyjechać. Żadna inna rzecz z tych, które widzieliśmy, nie wzbudzała już tyle emocji.

Tym razem już nie milczymy – opowiadamy sobie o naszych przygodach z górami. O wszystkich obozach harcerskich, o wyjazdach z rodzicami. O tym czy w ogóle góry lubimy. Oboje dużo radośniejsi, jakby wybuchła w nas bomba endorfin. Nigdy tego nie zapomnę.


Więcej o wizycie w Ameryce i innych fajnych rzeczach przeczytasz na www.cieplikpodrozuje.acieplik.pl

Tagi: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...