Autor: 

W życiu czasami bywa tak, pomimo pewnych założeń, ustaleń i planów, że jakaś tajemnicza siła sprawia nieoczekiwaną zmianę wydarzeń. To właśnie ta siła zaprowadziła mnie na najwyższy szczyt Tatr Zachodnich.

Jadąc ubiegłego lata w góry, za namową kolegi, postanowiłem wejść na Starorobociański Wierch szlakiem prowadzącym z Kir przez Masyw Ornak, a dalej dostać się na Jarząbczy Wierch przez Kończysty Wierch. Trasę roboczo nazwałem „Trzech Wierchów Zachodnich”. Dotarłem do nich, ale to już inna historia.

Kiry, piątek godzina 6:40. Pusty parking. Rześkie sierpniowe powietrze oraz jak na tę porę roku chłód poranka wita przybysza. Bez kurtki się nie obejdzie. Zakładam więc mój wierny softshell, zmieniam obuwie na bardziej odpowiednie, płacę daninę na parkingu (w sezonie nie liczcie, że o tak wczesnej porze nie będzie nikogo z obsługi) i w drogę przez Dolinę Kościeliską. Na szlaku żywej duszy, dopiero w okolicy bacówki na drodze rozmawiają ze sobą... owce. Czujne oko psów pasterskich pilnuje, by żadna nie odeszła zbyt daleko. Mijam puszystych przyjaciół lekkim łukiem, idąc dalej za zielonymi znacznikami. Dolina tkwi w porannym uśpieniu. Kościeliski Potok wzburzony po niedawnych opadach deszczu sunie w dół swym korytem. Ptaki gdzieś z pobliskich drzew prowadzą poranną audycję „ptasiego radia”.

Cisza na szlaku w połączeniu z szumem potoku i śpiewem ptaków tworzy iście magiczną atmosferę. Nic dziwnego, że Stefan Żeromski napisał: „ładniejsze miejsce, jeśli jest na kuli ziemskiej – to niech sobie będzie. Dla mnie Dolina Kościeliska jest majstersztykiem przyrody”. Po drodze mijam odejścia do jaskiń, które licznie możemy tu spotkać. O 7:45 docieram pod schronisko na Ornaku. Tkwi ono we śnie. Pozamykane okiennice, drzwi. Nikt nie siedzi na okolicznych ławkach. Zupełnie nie jak w tatrzańskich dolinach w środku wakacyjnego sezonu. Tu skręcam na żółty szlak prowadzący na Iwaniacką Przełęcz. Nad halą delikatnie unosi się mgła, rosa odbija przebijające przez korony drzew promienie słońca, a na drewnianym stole skrzy się szron. Pierwsze ogrzewające promienie słońca dopadają mnie w połowie podejścia na Iwaniacką. W przecince obserwuje jak znad lasów na Pysznej, unoszą się mgły niczym dym z pieców. Leniwie obłoki suną między Kamienistą a Smreczyńskim Wierchem.

Wielka szkoda, że nie dane jest już turyście przemierzać Halę Pyszną, wspinać się przez Babie Nogi gdzie miał miejsce wypadek Oppenheimera opisany przez Stanisława Zielińskiego „W Stronę Pysznej”. Iwaniacka Przełęcz (1459 m n.p.m). Krótki odpoczynek. Tu możemy dalej podążać żółtym szlakiem do Doliny Chochołowskiej lub tak jak ja wybrałem skręcić na zielony szlak prowadzący aż do Siwego Zwornika. Las ustępuje miejsca kosówce. Warto zatrzymać się na pierwszym wypłaszczeniu. Na północy ujrzymy Babią Górę, która tego dnia była doskonale widoczna a u jej podnóża pas podhalański skąpany w porannych mgłach. Na wschodzie ponad okolicznymi pasmami swe czuje spojrzenie, rzuca Śpiący Rycerz. Na zachodzie Dolina Chochołowska, dziś skąpana w cieniu pojawiających się obłoków. Na południu na pierwszym planie Ornak, za nim piętrzące się szczyty, na zachodzie Starorobociańskiego Wierchu a na wschodzie Błyszczu.

Dochodząc do najwyższego wierzchołka Ornaku (1867 m n.p.m), coraz więcej ciemnych chmur pojawia się na horyzoncie. Jak pisze w swym przewodniku „Tatry Polskie” Józef Nyka, Ornak a ściśle Masyw Ornak składa się z trzech wierzchołków (1832, 1854 i 1867 m n.p.m). Ostatni w pełnym słońcu mieni się zielenią. Wygląda jak usypany ze szmaragdowych odłamków. Chciałby tutaj zwrócić uwagę na jeden fakt, oznakowanie jest nikłe. Raczej nikt nie powinien zboczyć nadto ze szlaku, ścieżka dalej jest dobrze widoczna, jednak radzę uważać, luźna struktura skalna i ekspozycja zachodniego zbocza może w razie upadku spowodować nie lada kłopoty. Po znalezieniu już właściwej drogi przez skalne rumowisko docieram do dalszej części szlaku. Siwa Przełęcz (1812 m n.p.m). Tutaj spotykam większą grupkę ludzi zmierzających od Doliny Chochołowskiej czarnym szlakiem przez Dolinę Starej Roboty. Chwila kontemplacji, kilka zdjęć. Czas ruszać dalej.

Siwy Zwornik (1959 m n.p.m.) wita uderzeniem wiatru. Sto metrów niżej cisza a tu istna wichura. A miało być takie wspaniałe miejsce na drugie śniadanie. Nie wiem, czy to ta tajemnicza siła, czy zmieniające się warunki atmosferyczne sprawiły, że początkowy plan zmienił się diametralnie. Zamiast wspinać się na Starą Robotę, skręciłem czerwonym szlakiem w stronę Bystrego Sedla. Po drodze zmiana akcji wiatr przestaje dokuczać, pozostają tylko wszędobylskie chmury zbijające się w jedną wielką całość. Odwracam się, by spojrzeć z innej perspektywy na Starorobociański Wierch. Zwracam znów wzrok przed siebie a tu metr ode mnie stoi sobie nie wiedzieć skąd kozica. Spogląda na mnie z zaciekawieniem. Żebym tylko nie musiał brać nogi za pas. Powolnym ruchem wyciągam aparat i strzelam kilka fotek. Tak oto z moją nową towarzyszką podróży zbliżam się do podejścia na Błyszcz.

Szlakowskaz na Bystrym Sedlu wskazuje półgodzinne podejście czerwonym szlakiem na szczyt. Stąd można również udać się bezpośrednio niebieskim na górującą w tym rejonie Bystrą. Nie jest lekko. Poziom nachylenia zbocza nie ułatwia, poza tym oznakowania na pewnym etapie gdzieś... znikają. Czyżby górskie duchy zrobiły sobie żart z wędrowców? Wysiłek włożony w podejście odpłacają piękne widoki. Dookoła świat mieni się szarością skał, zielenią i granatem. Morza lasów. Na szczycie tylko ja i jeszcze jeden taki sam bezsennik. Nic nie zakłóca widoków. Stąd jak na dłoni widać właściwy wierzchołek grani, Bystrą. Błyszcz (2159 m n.p.m.) jak pisze Józef Nyka to „północne zakończenie (bez cech szczytu) północnej grani Bystrej”. Szczyt czy nie, warto się tu wspiąć. Po piętnastu minutach docieram na ten właściwy, Bystrą (2248 m n.p.m.). Przede mną swoje piękno w pełnej odsłonie pokazują Wysokie Tatry. Całe? Nie. Krywań chowa swój czubek przed wścibskim okiem człowieka. Słońce padające przez okna w chmurach działa niczym laserowy wskaźnik. Oświetla kolejne szczyty. Kamienista, Krywań, Świnica, Rohacze, Tatry w pełni. 360 stopni gór. Na południu barwami mienią słowackie równiny Liptowa. Uczucie oddane wyniosłym szczytom Tatr Wysokich dzielę tego dnia z urokami Zachodnich. Muśniecie nisko przelatującego obłoku.

Czas wracać. Nade mną już tylko morze chmur. Zejście niebieskim szlakiem do Bystrego Sedla. Jeszcze ostatnie spojrzenia na okalające zewsząd szczyty. Droga powrotna wiedzie tą samą ścieżką aż do Siwej Przełęczy. Tutaj odbijam na czarny szlak, zmierzając wśród kosówki przez las do Chochołowskiej Doliny. Po drodze wzrok przykuwa oberwane zbocze. Wygląda, jakby niedźwiedź ostrzył swe pazury. Zagłębiając się w las, znikają szczyty. Śpiew ptaków towarzyszy przy zejściu. Mijam niewielką ilość osób dzielnie brnących przed siebie. Dolina Chochołowska napawa mnie zdumieniem. Tłum jak na Floriańskiej w Krakowie. Na pierwszym rozwidleniu z bananem w ręku żegnam tłum i skręcam na czarny szlak prowadzący Ścieżką nad Reglami, którą zmierzam do miejsca startu dzisiejszej wędrówki. Z tego odcinka zapamiętuje tylko jedno, błoto. W Dolinie Kościeliskiej wita mnie ten sam widok co w poprzedniej. Około 18-stej zrzucam z pleców lekkiego już „muła”. Zmęczony, lecz szczęśliwy docieram do kresu wycieczki.

Tak kończy się przygoda w Tatrach Zachodnich. Czasami warto nie trzymać się planów :).

Na zakończenie przytoczę cytat znaleziony w owym przewodniku, puentując całą wyprawę:

„Tam lasy lecące – w powietrzu zostały!
Tam sterczą niesione na obłokach skały”

— Felicjan Faleński

Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...