Kiedyś, gdy byłam jeszcze dzieciakiem ktoś mi bliski powiedział:
- GÓRY?- przecież tam nic nie ma ciekawego.
Ten sam ktoś, miesiąc później pojechał ze mną na ferie zimowe w góry, konkretnie do Krynicy.
To była prawdziwa zima ze śniegiem po kolana i mrozem, że aż para od oddechu prawie zamarzała.
Pierwszy wyjazd, pierwsze wycieczki na szlak, pierwsze pomyłki, pierwsza miłość...... do gór moja i Jego.
Wróciliśmy do Łodzi i prawie od razu zaczęliśmy planować wyjazd wakacyjny. To miały być Bieszczady, a potem znowu i znowu...... i tak przez lata.
Kim był On- moim prawdziwym przyjacielem, moim ojcem....., był, już Go nie ma ze mną, a miłość do gór, którą budowaliśmy wspólnie, na wiele lat ukryła się głęboko w moim sercu. Teraz jednak głośno woła i przypomina o sobie. Moje córki są w podobnym wieku jak ja kiedy zaczynałam swoją przygodę. Marzę o tym aby pokochały górskie wędrówki tak jak ja kiedyś. Małymi krokami próbuję budować to uczucie w nich.
Nie było mi łatwo wrócić tam gdzie kiedyś szłam ramię w ramię z Piotrem, nie tatą a partnerem w podróży, kompanem i przyjacielem.
Wiele szlaków przeszliśmy razem, wiele też osobno. Mój tata pewnego lata, jak co roku pojechał na urlop w góry, tym razem sam, niestety już z niego nie wrócił. Upalne lato, odwodnienie i skończyło się udarem. To był wyjazd którym miał zamknąć po raz drugi pętlę którą kiedyś już przeszedł, to były Bieszczady. Lata temu wcześniej przeszliśmy je razem, też było wyjątkowo upalne lat, aż asfalt się topił.
Może kiedyś o tym też napiszę.
Chciałabym podzielić się z Wami w tym miejscu na razie nie moimi wspomnieniami, ale głównie mojego ojca.
Pisał pamiętniki i chciałabym aby przetrwały nie tylko w mojej szufladzie, czy pod poduszką gdy czytam je na dobranoc córkom.