Bieszczadzki klasyk – Rozsypaniec, Halicz i Tarnica, miał nam osłodzić ten niezbyt przyjazny 2020r.
Poprzedni rok, delikatnie mówiąc, nie był dla mnie osobiście łaskawy, a 2020 dołożył swoje. Do tego, z powodu pandemii nijak nie można było wyrwać się na żaden szlak, ani nawet do lasu. Wszystkie plany wzięły w łeb, a były zacne, bo urodziny kolegi, mieliśmy spędzić w górach.
Ostatecznie zamiast w maju, świętowaliśmy w czerwcu, lądując w Bieszczadach i mając do dyspozycji 2 dni na szlakach. Wiecie, jak boli, kiedy ma się przygotowany cały notes wycieczek i trzeba z tego wybrać dwie? Jednak tym razem nie mieliśmy wątpliwości i bieszczadzki klasyk – Rozsypaniec, Halicz i Tarnica stały się tego dnia naszym celem.
Lubię, kiedy mam możliwość zrobić w górach pętelkę, bo powrót tą samą trasą zazwyczaj mnie nuży. Zaparkowaliśmy więc w Wołosatem i kierując się czerwonymi oznaczeniami ruszyliśmy szeroką, asfaltową drogą ku przełęczy Bukowskiej. Ten kierunek wydaje mi się optymalny, ze względu na to, że nudny, asfaltowy odcinek drogi pokonuje się na początku, kiedy ma się jeszcze siły i pokłady cierpliwości. Na zejściu mogłoby ich zabraknąć, a takiego ryzyka nie chcieliśmy podejmować.
Kiedy ścieżka zamienia się w kamienną i delikatnie wkracza do lasu, od razu robi się przyjemniej. W pierwszej wiacie robimy krótką przerwę na śniadanie, po czym ruszamy dalej. Towarzyszy nam szum potoku Wołosatka, a że wzdłuż szlaku znajduje się ścieżka przyrodnicza „Rozsypaniec – Krzemień”, to dowiemy się m.in., że jego brzeg porasta olszynka karpacka.
Szlak pnie się delikatnie pod górę i szło się zaskakująco dobrze, mimo piekielnego upału. Ale wszystko co dobre, czasem musi zostać zmącone. Tym razem przez poważny głos koleżanki:
– Słyszałaś?
– Nie, a co miałam słyszeć?
– Grzmi.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, ale na wszelki wypadek zamarłam, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów zwiastujących koniec naszej wycieczki.
Ja nie słyszałam nic, Oni wszystko. Takim sposobem rozpętała się między nami burzliwa narada, co dalej. Bo, o ile moi towarzysze byli gotowi natychmiast zawracać, to ja nie podzielałam tak entuzjastycznie tego pomysłu. Nie dlatego, że ignoruję burzę, zwłaszcza w górach, ale dlatego, że do Przełęczy Bukowskiej zostały nam dosłownie dwie minuty, więc uparcie zmierzałam w górę, żeby zobaczyć, jak tam przedstawia się sytuacja.
Granat nieba, które zastaliśmy ostatecznie na Przełęczy, faktycznie nie zwiastował niczego dobrego. Jednak po naszej stronie niebo było błękitne, a wiatr przeganiał czarne chmury do naszych sąsiadów. Postanowiliśmy poczekać na dalszy rozwój sytuacji. Wystarczyło chwilę odpocząć i wcisnąć w siebie trochę kalorii, żeby znów powrócił optymizm, bo po jeszcze niedawno ciężkich chmurach nie został nawet ślad. Zarzuciliśmy więc plecaki i ruszyliśmy w stronę Halicza. Od tej pory towarzyszyły nam tylko piękne widoki i wiatr.
Maszerowaliśmy wąską ścieżką, co chwilę oglądając się za siebie, bo widoki na ukraińską część Bieszczadów zapierają dech w piersiach.
W oddali nasz wzrok przyciągała już Tarnica. Zanim mieliśmy do niej dotrzeć, czekała nas wizyta na trzecim pod względem wysokości szczytem w polskiej części Bieszczadów. Halicz przywitał nas zwalającym z nóg wiatrem i bajecznymi widokami.
To stąd można zobaczyć m.in. Połoninę Bukowską z Kińczykiem Bukowskim, Pikuj czyli najwyższy szczyt w Bieszczadach, a przy dobrej pogodzie wypatrzeć można szczyty słynnych Gorganów. Pięknie prezentuje się Tarnica z Tarniczką, Mała i Wielka Rawka oraz Przełęcz Goprowska, w stronę której powoli ruszaliśmy.
I chyba ten odcinek szlaku, pomiędzy Haliczem, a Przełęczą Goprowską najbardziej skradł moje serce. Teren delikatnie się obniża, a później trawersuje zbocze Kopy Bukowskiej. Szło się wspaniale wśród wszechobecnej zieleni, do momentu, w którym mój żołądek postanowił przypomnieć mi o tym, że istnieje. Niestety ten ból czasem towarzyszy mi podczas górskich wędrówek, a spowodowany jest zapewne tym, że ciężko mi wcisnąć w siebie cokolwiek do jedzenia. Kiedy inni pochłaniają kalorie, ja zazwyczaj biegam z aparatem. To tu też okazało się, że część ekipy została delikatnie mówiąc spalona przez słońce, czego konsekwencje miały pojawić się dopiero kolejnego dnia.
Na Przełęczy Goprowskiej zrobiliśmy więc dłuższą przerwę na zmęczenie bułki i wzięcie leków. Z obawą zaczęłam spoglądać na podejście, które miało nas wyprowadzić na Przełęcz Krygowskiego. Na szczęście poczułam się na tyle dobrze, że mogliśmy ruszyć dalej. Nie powiem, żeby wszystko przebiegło lekko, bo podobno nieszczęścia lubią chodzić parami. Tym razem ofiarą podejścia padły kolana koleżanki. Im wyżej, tym gorzej. Po wielu odpoczynkach udało nam się dotrzeć do siodła rozdzielającego Tarnicę z Tarniczką. Szybki opatrunek i można było podążać w stronę szczytu.
Nie wyobrażaliśmy sobie, żeby nasze oczy nie ujrzały rozległej panoramy z najwyższego po naszej stronie szczytu Bieszczadów. A widoki są imponujące. Przede wszystkim wrażenie robi nasza dotychczasowa trasa, którą widać stąd jak na dłoni. Wypatrzycie również m.in. Wielki Wierch, Pikuj, Krzemieniec, Małą i Wielką i Rawkę, Smerek i Połoninę Caryńską, a przy dobrej pogodzie nawet Tatry.
Po zejściu z Tarnicy, nasz pierwotny plan uległ zmianie. Zakładał bowiem przejście Szerokim Wierchem na parking w Ustrzykach, gdzie specjalnie rano zostawiliśmy drugi samochód. Niestety kontuzja kolan przeważyła i Szeroki Wierch zostawiliśmy sobie na inną okazję. Spokojnym krokiem zeszliśmy z powrotem na parking, z którego ruszaliśmy rano. Warto było pokonać wszelkie niedogodności tego dnia, żeby móc cieszyć się tą klasyczną, bieszczadzką pętelką. Końcówka szlaku przyniosła nam niezwykle sielankowe widoki, ale ja już powoli zaczynałam zastanawiać się, co przyniesie nam kolejny dzień w Bieszczadach.
Wg map, trasa zajmuje ok. 6h, nam zajęła zdecydowanie więcej. Piękna pogoda i widoki sprawiły, że ani myśleliśmy o jakichkolwiek wyścigach z czasem i gnaniu przed siebie na złamanie karku. Wybierając się naszymi śladami, nie zapomnijcie o spakowaniu jedzenia i zapasu wody, bo po drodze nie znajdziecie żadnego schroniska. A jeśli szukacie innych, ciekawych propozycji wycieczek, to zajrzyjcie koniecznie do wpisu o najpiękniejszych miejscach widokowych w Bieszczadach.
Komentarze