Okładka

Nowy rok zaczynam od kolejnych nowych rzeczy, których jeszcze nigdy nie robiłam.

Pierwszą taką rzeczą było morsowanie. Kilka dni po zrealizowaniu swojego pomysłu i pokonaniu psychicznej bariery, żeby wejść do zimnej wody, wpadłam na kolejny pomysł.

Jako iż coraz mniej rzeczy zaczyna mnie ograniczać i moje pomysły przestają wydawać się dalekie od ich realizacji, zaczęłam szukać odpowiedniego miejsca na mój pierwszy wschód słońca w Tatrach. Zimowy wschód!

Padło na Giewont. Znałam szlak i był jednym z najkrótszych wariantów które rozpatrywałam jako mój cel.

Prognozy pogody sprzyjały. Niebo miało być praktycznie bezchmurne i brak wiatru. Ale nic za darmo! Temperatura na Giewoncie w porannych godzinach według prognoz miała wynosić -16 stopni, a odczuwalna około -20.

O 4 nad ranem wyruszyliśmy z Kuźnic. Nie miałam okazji chodzić tak długo w Tatrach w ciemności, więc na początku było trochę adrenaliny idąc we dwoje przez las. Jednak był tak cudowny śnieżny klimat, że bardzo szybko się rozluźniłam, a strach zastąpiła ogromna radość. Niesamowite było oglądać zaśnieżone drzewa, polany i stoki gór, na których migały światełka z czołówek innych turystów. Kto raz poczuje ten stan ekscytacji nie może przestać do tego wracać. To prawda, góry potrafią uzależnić nie mniej niż np. alkohol. Człowiek chce wracać do tego błogiego stanu ciągle i ciągle! Nic innego się wtedy nie liczy, tylko tu i teraz. Można delektować się tą chwilą, zapamiętywać ją i później wrócić do niej kiedy się tylko chce.

Pierwszy przystanek zrobiliśmy na Kondrackiej Przełęczy, gdzie wypadało przebrać bluzy na suche, ponieważ u góry zaczynał być odczuwalny większy chłód. Podczas marszu było aż za ciepło, jednak kiedy człowiek stanie na dłużej to ujemna temperatura szybko daje o sobie znać. Pojawił się problem typu, że do szczytu mamy jeszcze około pół godziny, a do wschodu słońca pozostało około 1.20h. Założyliśmy grube kurtki i jak najbardziej staraliśmy się przeciągać dojście na szczyt, aby nie musieć długo czekać. Na szczycie byliśmy pierwsi, dlatego mogliśmy zająć najlepsze miejsce. Nie będę opisywać widoków, ponieważ słowa nie oddałyby tego co zobaczyliśmy. Zdjęcia zrobią to lepiej.

Zanim wstało słońce, zdążyliśmy porządnie zmarznąć spędzając około pół godziny na szczycie. Jednak co zobaczyliśmy to już na zawsze nasze!

Po wschodzie szybko zaczęliśmy schodzić ze szczytu, żeby się rozgrzać. Jako, że było dopiero około 8 rano postanowiliśmy iść jeszcze na Kopę Kondracką, a z niej jeszcze na Kasprowy, czego nie było w planach. Gdzieś po kościach czułam, że ten dzień może się skończyć taką trasą, jednak nic na siłę. Decyzje były podejmowane na bieżąco, upewniając się że szlaki są bezpieczne a my mamy dużo sił, aby na spokojnie dojść do celu.

Przez cały dzień temp wynosiła około -10 stopni. Miejscami wiał wiaterek co potęgowało zimno, a gdzie indziej cudownie grzało styczniowe słońce.

Jedno jest pewne, nie mogę doczekać się kolejnej wyprawy na kolejny zimowy wschód w naszych Tatrach!

Autor zdjęć w galerii: 
Mgła nad Kopa Konracka
Krzyż na Giewoncie przed świtem
Śpiące Zakopane
Tatry zachodnie
Szlak w stronę Kopy
Kasprowy Wierch
Świnica i Kościelec
Dolina Gąsienicowa
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem galerii, które zobaczą tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje fotografie. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własną galerię

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne galerie dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...