Jak robić dobre zdjęcia w górach? W tym tekście pokażę wam kilka przykładów.
Ze względu na użycie w niektórych przypadkach interaktywnych zdjęć, które zmieniają się po najechaniu na nie, z góry zapraszam do oryginału u nas, gdzie więcej przykładów. Gotowi?
Ostatnie metry dzielą cię od szczytu, pot spływa po policzkach, a ty czujesz już w środku to emocjonujące napięcie. Wkrótce wysiłek zostanie wynagrodzony satysfakcją i fantastycznymi widokami. Może nawet pod wpływem panoramy pojawi się w twojej głowie nasze swojskie „O ja pi…tolę!” Wyciągniesz aparat, żeby godnie zachować tę chwilę i zrobisz sporo zdjęć. Tak na wszelki wypadek. W domu zerkniesz, co z tego wszystkiego wyszło i przez myśl po raz kolejny przemknie tamto hasło. Tylko niestety już jakby mniej entuzjastycznie. Wiadomo, że język polski jest pod tym względem fantastyczny! Przed komputerem okazało się, że zdjęcia wyglądają nijako i wcale nie oddają tamtej wspaniałej chwili. Co poszło nie tak?
Pstrykanie zdjęć wszystkiemu i wszystkim, to już standardowe zachowanie turysty. Robimy tysiące zdjęć, no i oczywiście chcielibyśmy, żeby prezentowały się korzystnie. Miło po latach wrócić wspomnieniami do tych czasów i miejsc. Usiąść z dzieckiem przy herbacie i powiedzieć: „Patrz, jak twój tatuś śmigał po łańcuchach w drodze na Giewont!” Nie dowiecie się jednak z tego tekstu, jak zrobić piękne, ciekawe czy poruszające zdjęcia. Ha! Sam chciałbym takie robić. Czasami oglądając starsze fotki, muszę się przejść po pokoju z zażenowania. Mimo wszystko, po dwóch latach z aparatem na szlaku, psuję swoje fotki już trochę mniej niż na początku. Dowiecie się więc co najwyżej tego, jak nie zepsuć doszczętnie górskiego zdjęcia, co czasami potrafi zrobić sporą różnicę.
Porada pierwsza jest banalnie prosta. Nie zepsujesz zdjęcia, jeżeli w ogóle nie zabierzesz aparatu. No tak, to oczywiste, ale skoro chcemy już przywieźć pamiątki, to sprzęt musimy zabrać. Jaki? Chase Jarvis mawiał, że: „Najlepszy aparat, to ten, który masz przy sobie.” Odkrywcze? W dzisiejszych czasach niemal każdy telefon pozwala uwiecznić scenę. Oczywiście możliwości lustrzanek czy bezlusterkowców będą ciągle większe, ale czasami lepiej mieć słabsze zdjęcie, niż nie mieć go wcale. W Internecie znajdziecie czasami porady, żeby fotografować o „złotej godzinie”, czyli po wschodzie lub przed zachodem słońca. To wszystko dobre porady! Tyle tylko, że kiedy wychodzimy na długą wędrówkę, to trudno jest oczekiwać od wszechświata, że zatrzyma nam słońce tuż nad horyzontem na najbliższe 8 czy 10 godzin. Okolic podbiegunowych nie liczymy. Czy to znaczy, że mamy wtedy wrzucić telefon do plecaka? Absolutnie nie! Oczywiście oświetlenie nie będzie tak atrakcyjne, ale i w południe da się zrobić przyzwoite zdjęcie pamiątkowe, a czasami to właśnie na wspomnieniach nam najbardziej zależy.
Mamy już sprzęt, za oknem piękna pogoda, wychodzimy na szlak i radośnie psujemy zdjęcia jedno za drugim. Jak psuć je nieco mniej? To bardzo złożony temat, ale na potrzeby tego tekstu skupimy się na jednym zagadnieniu, odkładając wszystkie tajemnicze parametry ekspozycji i tajniki obróbki na bok. Fajnie jest, kiedy zdjęcie coś przedstawia i jest harmonicznie „poukładane”. Kiedy zdjęcie z krokusowego szaleństwa na Chochołowskiej faktycznie pokazuje dywan kwiatów (lub turystów), albo opowiadając o srogiej zimie widzimy zaspy śniegu lub zasypane choinki. Tym „cosiem” może być wszystko, ale dobrze jest to na fotce uwypuklić.
Dzieje się tak, dlatego że człowiek nie tylko widzi daną scenę inaczej niż aparat, ale też ją odbiera pozostałymi zmysłami. Jesteśmy o zachodzie na zielonej łące, ciepły wiatr muska nasze włosy, czujemy zapach trawy i jest nam tak błogo, że bylibyśmy w stanie zakochać się od pierwszego wejrzenia (nie liczymy saren i innych zwierząt leśnych). Wyciągamy aparat i… BAM! Na zdjęciu mamy żółtą plamę w miejscu słońca, trochę nieba i czegoś, co przypomina polanę. Dlatego temat zdjęcia jest czymś naprawdę ważnym i czymś, co niestety sprawia najwięcej kłopotów. Ok, czasami chcemy czysto dokumentalnie pokazać przebieg szlaku, żeby potem powiedzieć komuś: „O, tamtędy szedłem”, ale czasami chcemy do albumu włożyć jakąś ciekawszą fotkę. Brzmi to wszystko może trochę skomplikowanie, ale z pomocą przychodzi nam wtedy trójpodział i zasady kadrowania.
Wygląda to niepozornie, ale naprawdę potrafi sprawić, że nasze zdjęcia będą zepsute w mniejszym niż dotychczas stopniu. Szczególną odmianą tej siatki, jest tzw. „złoty podział”. Różnica tkwi w tym, że punkty przecięć znajdują się bliżej środka kadru. Skoro już o przecięciach mowa, to warto je gdzieś z tyłu głowy zapisać, bo to tzw. mocne punkty. Podobno to właśnie tam „ucieka” nam wzrok, kiedy coś oglądamy. Brzmi tajemniczo, ale skoro wszyscy o tym piszą, to coś w tym musi być. Część aparatów pozwala na wyświetlanie takiej pomocniczej siatki, więc warto z tej możliwości skorzystać.
Na początek skupmy się wyłącznie na tych dwóch poziomych liniach i zapomnijmy o reszcie. Zdarza się, że mamy tendencję, do upychania wszystkiego na środku zdjęcia. Musimy jednak zdecydować, co na zdjęciu jest najważniejsze i co chcemy pokazać. Trójpodział pozwala nam też świadomie wprowadzić pewną wieloplanowość. Nasz wzrok widzi przestrzennie, ale aparat już nie, dlatego warto się do tych prostych wskazówek zastosować.
1. Jeżeli coś jest ważniejsze, to powinno zajmować większą część zdjęcia.
Na pierwszy rzut oka, znajdziecie u góry bardzo przyjemny widoczek. Przemierzamy Wielką Rawkę, jest pogodnie i zielono. Wstaje nowy dzień i kolory są naprawdę interesujące. Wydaje się jednak, że niebo jest trochę nudne. Nie dzieje się tam absolutnie nic i to po prostu pusta przestrzeń. Może gdyby przelatywał tam Superman, to warto byłoby to miejsce zostawić. Tak się jednak, nie wiedzieć czemu, nie stało. Lepiej więc chyba będzie pokazać tę wszechobecną zieleń. Jeśli więc zarezerwujemy 2/3 kadru na połoninę, a niebu zostawimy 1/3, to zdjęcie powinno wyjść ciekawsze. O tak:
Główną część fotki zajmuje teraz trawiasty grzbiet Wielkiej Rawki i ścieżka, która prowadzi nas dalej. Kadr jest trochę lepiej wypełniony i nie straszy tą pustką u góry. I to pierwsza zasada, która pozwoli nam psuć swoje zdjęcia mniej. Jeżeli coś jest ważniejsze, to powinno zajmować większą część zdjęcia. Niby banał, ale można na tym „oblecieć” masę wycieczkowych tematów. Poniżej podobny przykład, tym razem z Połoniny Caryńskiej.
Niby wszystko jest ok. Ładny widok i beztroski, ale upalny dzień. Mimo to, niebo znowu nie jest zbyt ciekawe, więc po raz kolejny przeznaczymy na nie tylko to, co nad górną kreską. Wystarczyło tylko trochę zjechać aparatem niżej i efekt wydaje się być ciekawszy.
Zmiana niewielka, ale ścieżka teraz prowadzi nasz wzrok dalej, a my możemy się poczuć, jak na połoninie. Bywają oczywiście i takie sytuacje, że to na niebie będą działy się ciekawsze naszym zdaniem rzeczy. Wtedy najzwyczajniej na świecie odwracamy proporcje.
W drodze na Przymiarki w Beskidzie Niskim, zachwyciło nas czerwone niebo, zwiastujące wschód słońca. Okolica tonęła jeszcze w półmroku, więc szczegóły byłyby i tak mało widoczne. W dodatku spieszyło się nam, by dostać się na szczyt, nim słońce wychyli się za horyzont. W takim wypadku, większość kadru postanowiłem poświecić na podświetlone chmury, które wydały mi się znacznie ciekawszym tematem. W końcu budził się dzień. Najbardziej rzucającym się w oczy przykładem, będzie pewnie ten z zimowej wycieczki w Bieszczady. Kiedy docieramy na szczyt, łatwo paść ofiarą pośpiechu. Wyciągamy aparat i strzelamy przed siebie.
To naprawdę świetny widok, ale na żywo. Stoimy na szczycie, nad sobą mamy błękit nieba, wszystko pokryte śniegiem i lodem, a w oddali widać inne góry. Tylko że aparat tak nie działa. Chcąc oddać nastrój miejsca, i zrobić dobre zdjęcie, musimy się trochę wysilić. Spokojnie – nie tak znowu jakoś strasznie, raczej się przy tym nie spocicie. Wystarczy pamiętać o tym co wyżej. Przeznaczamy 2/3 kadru na to, co ciekawsze. A więc powoli opuszczamy aparat, potem jeszcze trochę, potem może nawet się schylamy i… mamy to.
Prawdziwa, bieszczadzka zima! W dodatku mamy piękny pierwszy plan, podkreślający wszechobecny mróz, co stworzyło temat tego zdjęcia. Mając opanowane podstawy, możemy zrobić kolejny krok do przodu. Płaskim, dwuwymiarowym zdjęciem trudno pokazać przestrzeń, ale i tutaj zasada trójpodziały przychodzi nam z pomocą. Ciągle na to co ważniejsze przeznaczamy 2/3 kadru, ale tę część też staramy się podzielić. Brzmi intrygująco, ale spieszę z przykładami.
2. Szukanie planów i wypełnianie kadru
Banalne, beskidzkie zdjęcie, ale dobrze przywołujące wspomnienia tamtej chwili. Na mało ciekawe niebo przeznaczyłem mniej więcej 1/3 kadru. To co pozostało, rozdzieliłem na pierwszy i dalszy plan. Fotka przenosi nas na zieloną łąkę w Beskidzie Makowskim, a gdzieś za nią wychylają się kolejne górskie wzniesienia, co pozwala wlać trochę przestrzeni na zdjęcie. Żeby było jasne, te linie dzielące kadr, to jedynie pomoc i sugestia. Nie musicie ich z chirurgiczną precyzją szukać czy odmierzać, a one nie muszą przecież wyznaczać kresek rysowanych od linijki. W terenie rzadko kiedy znajdziecie takie miejsca, gdzie będą one idealnie równe. Często to fale, czy łuki. Chodzi po prostu o pewien pomysł.
Widać to chociażby na fotce powyżej. Zwyczajne zdjęcie, jakie macie okazję zrobić z wieży widokowej na Gorcu. Znów niebo nie stanowiło zbyt ciekawego elementu, więc zostało zmarginalizowane. Poziome linie pozwoliły podkreślić planowość, gdzie odległe wzniesienia Beskidu Wyspowego, poprzedzone są ścianą lasu, w promieniach popołudniowego słońca. Świata tym nie zawojujecie, ale ogląda się przyjemniej. Zasady te nie są oczywiście sztywne, jak np. na zdjęciu poniżej.
Jest prawie dobrze, ale da się to zdjęcie ulepszyć. Na niebie nie dzieje się absolutnie nic, więc możemy bez żalu się go pozbyć. Poza tym trudno się tu doszukać tematu zdjęcia. Po raz kolejny możemy skierować aparat nieco niżej.
Przede wszystkim, udało nam się szczelniej wypełnić kadr i na zdjęciu więcej się dzieje. Łatwiej nam sobie wyobrazić teraz drogę na Halę Gąsienicową. Pojawiła się nawet planowość, chociaż nie tak oczywista jak na zdjęciach powyżej. Pierwszą część otwiera ścieżka wśród niskiej roślinności, dalej widzimy plan z zabudowaniami, a wszystko to wieńczą szczyty górujące nad doliną. Budując swój kadr, warto zostawić pewien margines, tak by rzeczy dla nas ważne, odsunięte były nieco od jego brzegu. W tym przypadku nad szczytami pozostało trochę miejsca na niebo.
Jeżeli nie przekonuje was powyższe wytłumaczenie, to jestem zmuszony wytoczyć najcięższe działa. Posłużę się zdjęciem świstaka! Ten to już na pewno przekona was do szczelniejszego wypełniania przestrzeni. Pierwsza fotka to oryginalny kadr z aparatu. Nic więcej nie dało się zrobić, bo była to maksymalna ogniskowa, jaką w tamtym dniu miałem. Mówiąc prościej: bardziej przyzoomować już nie mogłem, a biegać za nim nie chciałem. Zwierzak jest na środku kadru, bo tam najłatwiej wybrać mi punkt ostrości. Nie wszystko jednak stracone!
Współczesne aparaty posiadają matryce ze sporą ilością megapikseli. Jeżeli jednak nie planujemy drukować naszych fotek w naprawdę dużym rozmiarze, a zdjęcia oglądamy na ekranie naszych komputerów czy telefonów, to spokojnie możemy takie zdjęcie wykadrować. Obrazowo mówiąc: obcinamy to, co nam niepotrzebne. Wyświetlacze Full HD mają rozdzielczość zbliżoną do 2 megapikseli, więc te 20 wyrzucone przez mój aparat, jest mi w tym akurat przypadku niespecjalnie potrzebne. W dodatku z takiego wykadrowanego zdjęcia ciągle możemy wywołać fajną odbitkę i pochwalić się znajomym, czy zawiesić na lodówce. No bo bądźmy szczerzy, taki świstak zasługuje na zdecydowanie więcej miejsca. Oczywiście jeżeli możemy, to już na etapie robienia zdjęcia staramy się dobrze rozplanować scenę. Tutaj jednak musiałem się posłużyć kadrowaniem w jednym z programów. Dlaczego lepiej umieścić świstaka po prawej, a nie po lewej stronie? Utrwaliło się, że tam gdzie postać czy zwierze kieruje wzrok, tam powinniśmy zostawić trochę przestrzeni. To sugeruje, że nasz cel w coś się wpatruje. Że niby taki tajemniczy jest.
Oczywiście kadrować możemy do pewnego stopnia, ale jak najbardziej warto z tego korzystać. Nawet jeśli w terenie nie uda nam się z różnych powodów zrobić prawidłowego zdjęcia, to na komputerze, a obecnie nawet w telefonie, będziemy w stanie je dociąć tak, by spełniało pewne założenia kompozycyjne.
Jak zrobić jeszcze lesze zdjęcia? Wiemy już, że to co ważniejsze powinno wypełniać kadr, trójpodział pozwala nam podkreślić planowość, więc pora jeszcze bardziej wzbogacić nasze zdjęcia, tak aby stały się popsute w jak najmniejszym stopniu. Wreszcie zajmiemy się tymi magicznymi mocnymi punktami. Jak już wspomniałem, to miejsca, gdzie przecinają się pozorne linie dzielące nasz kadr na 9 części. Wg teorii, to te właśnie miejsca najsilniej oddziałują na odbiorcę i nie, to nie wymysł amerykańskich naukowców. Sprawdźmy to więc w praktyce, łącząc wszystkie poprzednie zagadnienia!
3. Wrzućmy coś w mocny punkt! (Jeśli takie coś znajdziemy)
Niebo, mimo że dosyć dramatyczne, zajmuje 1/3 kadru, bo ciekawsze rzeczy dzieją się poniżej. Dalszy plan, to tatrzańskie szczyty, skąpane w przebijających się przez chmury promieniach. Na pierwszym planie łąka i… pasąca się jak gdyby nigdy nic krowa. Tę postanowiłem umieścić w mocnym punkcie, bo... nie miałem lepszego pomysłu. Po prostu pojawiła się wtedy w mojej głowie ciekawa myśl. Ja, nie mogłem się nacieszyć tymi widokami. Byłem zachwycony tym, co działo się na niebie i cały w emocjach. A ona? Leniwie i beztrosko skubała trawę. Może swoje już widziała?
Mocny punkt, to też żadna wyrocznia. Nie musicie się starać, żeby dokładnie tam umieścić interesujący temat. Chodzi o okolice tych pozornych przecięć, bo już tylko to, pozwoli na wprowadzenie dodatkowego, ciekawego elementu na zdjęciu.
Na zdjęciu powyżej, trudno mówić o klasycznych przykładach zastosowania mocnego punktu. Mimo wszystko, umieściłem sam siebie w jego okolicach. Wszystko po to, żeby podkreślić sylwetkę zwróconą w lewą stronę, gdzie na horyzoncie majaczyła Babia Góra. Ponownie poziome linie, pozwoliły podkreślić trójwymiarowość sceny, a przynajmniej chciałbym w to wierzyć.
W ogóle jeśli chodzi o fotografię górską, to dobrze jest znaleźć jakiś pierwszy plan. Nie zawsze jest to możliwe, bo często fotki pstrykamy wyłącznie jako dodatek do wędrówki, ale to na pewno sprawi, że zrobimy lepsze zdjęcia.
4. Jeżeli masz czas – poszukaj pierwszego planu!
Przećwiczmy teorię od początku. Nudne niebo dostało tylko kawałek kadru. Pozostała część podzielona została pomiędzy bliższy i dalszy plan. Uparci doszukają się nawet mocnych punktów w tych snopkach, ale nawet jeśli nie, to pierwszy plan pozwala od razu pokazać, że wycieczka odbyła się schyłkiem lata i prowadziła gdzieś przez beskidzkie pola.
Tutaj miałem naprawdę mało czasu. Chmury podświetliły się dosłownie na kilka minut, więc na pierwszy plan zaaranżowałem taki mały, przysypany śniegiem krzaczek, który dodatkowo umieściłem w mocnym punkcie. Ważna wskazówką, która pomoże wam zrobić dobre zdjęcie, jest dbanie o prosty horyzont. Przechylony, potrafi zepsuć nawet najciekawsze zdjęcie. W górach, pomiędzy strzelistymi szczytami, nie zawsze łatwo jest to określić. W miarę możliwości, warto jednak oto zadbać. Na pocieszenie dodam, że da się to całkiem łatwo poprawić przy użyciu prostych programów.
5. A może tak znaleźć temat zdjęcia?
Zapewne sobie myślicie, że skoro mam takie zdjęcie, to musiałem je przecież zrobić. I macie racje! To ja sam popełniłem to „artystyczne” dzieło z nadzieją, że zostanie docenione dopiero przez następne pokolenia, a moje prawnuki będą żyły w dostatku. Urzekła mnie fioletowa łąka, więc wyciągnąłem aparat i popsułem, co się dało. Uparci doszukają się polany, ale nie za bardzo nawet wiadomo gdzie to i co to. Krokusy? Jakie krokusy, skoro widać tylko fioletowe kropki. Całkiem jednak łatwo jest uniknąć takich popsutych zdjęć. Po prostu przypomnijcie sobie to, co na początku tekstu. W kolejnej próbie, postanowiłem dodać do zdjęcia trochę kontekstu.
Jakiś wielki przełom to nie jest, ale jesteśmy w stanie już nieco lepiej określić miejsce. Turyści spacerują po ścieżce, las wskazuje, że to pewnie polana otoczona drzewami no i jest nieco ciekawiej. Skoro jednak byliśmy na górskiej łące, to fajnie byłoby te góry gdzieś wcisnąć w kadr. Oczywiście takie zdjęcie nie podbije świata i pewnie masa turystów ma podobne, ale jest znacząco mniej popsute niż tamto u góry. Oczywiście stosujemy się do trójpodziału.
Tematem zdjęcia wreszcie są krokusy, które stanowią pierwszy plan fotki. Dalej widzimy fragment ciągnącej się polany i linię lasu, a wszystko to wieńczą ośnieżone szczyty. Co prawda trzeba było trochę zgiąć kręgosłup i zniżyć się do poziomu gruntu, ale takie zdjęcie, chociaż banalne, dobrze przekazuje to, co zastaliśmy na miejscu.
Czasami nie ma możliwości albo czasu, żeby za tym dominującym elementem się uganiać. W końcu spora część z nas idzie w góry głównie po to, by wędrować. Znowu odkrywam już dawno odkryte, ale skoro w dzisiejszych czasach tak łatwo o zrobienie fotki, to czemu nie pokusić się o zrobienie dobrego zdjęcia? Możemy taki temat przecież stworzyć sami, co już trochę poprawi nasze kadry. Wystarczy np. wetknąć kijki w śnieg.
Utrwalamy do znudzenia: nudne niebo dostało tylko skrawek kadru. Na pierwszym planie mamy śnieg wzbijany w powietrze przez wiatr, a kijki przynajmniej w teorii, umieszczone są w pobliżu mocnego punktu. Jak kijki, to wiadomo, że chodzi o wędrówkę. Dalszy plan to odległe bieszczadzkie połoniny. Zdjęcie u góry to też dobry przykład tego, żeby unikać w swoich zdjęciach „śmieci”, czyli czegoś, co rozprasza uwagę. W tym przypadku, chyba lepiej byłoby bez tych kęp wysuszonej trawy, ale było zimno, przeraźliwie wiało i nie byłem w stanie tego dopilnować. Oczywiście jeżeli jesteśmy mocno zdeterminowani, to możemy to pewnie wystemplować w jakimś programie graficznym. Im mniej takich rozpraszających elementów, tym lepiej dla zdjęcia. Możecie przeanalizować inne fotki pod tym właśnie kątem.
Czymś, co przyciąga uwagę mogą być też nasze własne buty! Kościelec był moim pierwszym szczytem w Tatrach Wysokich i zachwyciło mnie to strome urwisko opadające w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Kiedy jednak robiłem zdjęcie w tamtym kierunku, to nie za bardzo tę przestrzeń było czuć. Ot, mały staw gdzieś daleko. Zwisające nad przepaścią nogi trochę ożywiły zdjęcie. No i mnie przy okazji, bo musiałem tam usiąść.
O tym, że warto coś w ten punkt wepchnąć, przekonać was może też zdjęcie poniżej. Zwykła, skalna przeszkoda, zajmująca mniej więcej 2/3 kadru. Bez postaci, trudno byłoby odgadnąć, czy ma ona 2 metry wysokości, czy może 10. Upychając więc na fotce człowieka, możemy łatwiej oddać skalę tego, co w kadrze. Często więc posługuję się w tym celu Darkiem. Nie protestuje.
Poniżej znajdziecie jedno z moich ulubionych zdjęć. Również starałem się umieścić sylwetki w okolicach mocnego punktu, a wszystko dlatego, że świetnie kontrastują z tymi monumentalnymi szczytami w oddali. Plany, chociaż nieoczywiste, to też występują. Skryta w mgle polana, linia lasu i piętrzące się wzniesienia. Łatwiej wyobrazić sobie ogrom gór, kiedy w kadrze umieścimy jakąś małą sylwetkę człowieka.
Podobny zabieg można wykonać praktycznie wszędzie. Strasznie urzekła mnie Grań Baszt, kiedy wędrowaliśmy na Koprowy Wierch. Nie mam wielkiego tatrzańskiego doświadczenia, więc szedłem po szlaku z głową niemal cały czas skręconą w tamtą stronę. Tylko jak ten ogrom pokazać? Na początek posłużyliśmy się banalnym trójpodziałem. Żeby trochę zaznaczyć wielkość tego skalnego muru, postanowiłem siebie umieścić w mocnym punkcie. Pierwszy plan, grań no i niebo. Dokładnie to, co ćwiczmy od początku tekstu.
Pamiątkowe zdjęcie, które chociaż nie zachwyca, to tworzy całkiem harmonijną całość. Fotografia jednak to dziedzina, którą można się bawić i eksperymentowanie jest nawet zalecane. Bo zdjęcia można przecież robić nie tylko na szerokim kącie. Dochodzimy tutaj więc do kolejnego zagadnienia, czyli wpływu ogniskowej obiektywu.
6. Zabawa ogniskową
Mówiąc prosto i obrazowo, krótka ogniskowa zapewnia szeroki kąt. Ot chociażby taki, który prawdopodobnie macie w swoich komórkach. Im krótsza ogniskowa, tym większe pole widzenia i więcej jesteśmy wstanie upchnąć w kadrze. Jeżeli jednak widzicie w górach fotografa z długą lufą (bez skojarzeń), to dźwiga on zapewne teleobiektyw. Im dłuższa ogniskowa, tym bardziej możemy „przybliżyć” interesujący nas obiekt. Na przykład tatrzańskiego świstaka. To wszystko jest ciekawe jeszcze ze względu na jeden fakt, czyli pozorne spłaszczenie perspektywy.
Ok, a nie można prościej? Można! Jeżeli wygonicie kolegę 100 metrów dalej i zaczniecie go teleobiektywem „przybliżać”, to przybliżycie też przecież wszystko to, co za nim. Zaczynacie „zoomować”, kolega w kadrze staje się coraz większy, ale te odległe góry za nim też. Co więcej, wydają się nam teraz bliższe! Ta wiedza, pozwala na trochę kreatywności, którą niektórzy niesłusznie określają mianem oszustwa.
Chcecie drastyczny przykład? Proszę bardzo. Pewnie widzieliście w internecie zdjęcia Tatr oglądanych z Krakowa. Zawsze pojawia się sporo głosów, że to sprawka Photoshopa. Otóż nie, tylko trzeba pamiętać o tym co wyżej. Skoro „przybliżamy” odległe Tatry, to wszystkie budynki po drodze też staną się nam bliższe. W dodatku mocno spłaszczy się nam perspektywa, co sprawia wrażenie, jakby góry znajdowały się gdzieś na przedmieściach miasta. Będąc w Tatrach, w pogodny dzień bez trudu zauważycie sylwetkę Babiej Góry. To jakieś 40-50 km odległości i na szerokim kącie wygląda tak:
Babia, to ta kopka hen daleko, pokryta białą, śnieżną czapą. Przy okazji nanieście w wyobraźni poziome linie dzielące kadr na trzy części. Nic się na zdjęciu nie dzieje, ale to całkiem poprawne zdjęcie pamiątkowe. Co się jednak stanie, kiedy zrobimy Babiej Górze fotkę na długiej ogniskowej?
BAM! Jakby trochę większa, nie? Odlegli o kilkadziesiąt metrów turyści wypełnili teraz kadr, ale wraz z „powiększeniem” ich sylwetek, powiększyła się też Babia, a perspektywa się spłaszczyła. No cóż, królowa Beskidów, to i większa część kadru się jej należy. Przypominając, ponownie 2/3 kadru zajmuje to, co ciekawsze. Gdzie jeszcze można wykorzystać wiedzę o tym, że na długiej ogniskowej wszystko co widzimy na fotce się nam spłaszcza? A no przy fotografowaniu tłumu wracającego znad Morskiego Oka. Tłum możemy jeszcze bardziej zagęścić, wywołując tym samym szok na wszelkich portalach społecznościowych. Ta-dam.
7. Poprowadź wzrok tam gdzie chcesz.
Mamy już podstawy, coraz mniej psujemy nasze fotki, ale chcielibyśmy czasami pokusić się to, by zrobić dobre zdjęcie. Warto posłużyć się czymś, co poprowadzi wzrok odbiorcy, czyli np. liniami. Te mogą być oczywiste, lub mniej. Wdzięcznym tematem w drodze na szczyty mogą być też leśne ścieżki. No, a jeśli uda się wam umieścić coś ciekawego w mocnym punkcie, to otrzymacie całkiem ciekawą fotkę.
Na zdjęciu u góry, za linie wiodące robi ścieżka, ale też drzewa. Polecam eksperymentowanie, bo to jedna z ciekawszych rozrywek, kiedy mamy już aparat w dłoni. Nawet tak nielubiane przez niektórych bieszczadzkie schody, da się do tego celu wykorzystać.
8. Masz podstawy i trochę czasu? Bądź kreatywny!
Siklawa zrobiła na nas naprawdę duże wrażenie. Słychać ją już z daleka, a wzburzona woda rozbija się o skały poniżej. Tylko jakoś nie za bardzo byłem w stanie pokazać to na zdjęciu. Można to zrobić tak:
Wszystko niby jest w porządku. 1/3 kadru zajmuje niebo, nawet sam wodospad bierze swój początek w mocnym punkcie, no i na pewno nie musicie takiego zdjęcia kasować. Ale w przypadku wysokich, lub długich tematów, warto czasami obrócić aparat i pstryknąć pionową fotkę. Zszedłem po kamieniach trochę niżej, by niemal na twarzy poczuć krople wody i wyszło coś takiego:
Filozofia jest podobna. Większość kadru,czyli mniej więcej 2/3, zajmuje to, co ważniejsze. Warto to sobie powtarzać. Będąc bliżej akcji, udało się znaleźć pierwszy plan, który trochę lepiej oddaje klimat miejsca. Wzburzone fale pokazują przecież, że ta woda nie płynie sobie leniwie niczym u ujścia Wisły. Co więcej, wodospad bierze swój początek też w okolicach mocnego punktu. Ale to wcale nie koniec! Ogranicza was przecież kreatywność, a mnie dostępność Darka. Tak, ponownie postanowiłem go wykorzystać, bo moim zdaniem, nic tak dobrze nie oddaje skali tematu, jak ludzka sylwetka.
Kreatywność to niezastąpiona cecha, która pozwala poprawić odbiór zdjęć. Na szlakach różnie z tym bywa, bo spacerując ostrą granią przecież nie zawsze mamy czas na uganianie się za pierwszym planem. Kiedy jednak mamy trochę więcej czasu, możemy poszukać ciekawych ujęć, linii prowadzących wzrok, czy ubrać nasz temat w ramkę. Tak, taką naturalną, chociażby z drzew.
Podobno ograniczenie naszego tematu taką naturalną ramką pozwala domknąć kompozycję. Wygląda to całkiem harmonijnie, a w ramach (taka gra słów) utrwalenia, wyobraźcie sobie poziome linie przecinające zdjęcie. Znowu niebo dostało 1/3 przestrzeni, bo to co ciekawsze powinno zajmować większą część kadru. Bliższy plan to te ośnieżone choinki, a dalszy to nic innego, jak Trzy Korony.
Jeżeli dobrnęliście aż tutaj, to gratuluję. Ta cała wiedza może wydawać się przytłaczająca, ale sprowadza się naprawdę do kilku prostych trików. Oczywiście na wygląd zdjęcia duży wpływ ma też pora fotografowania, czy umiejętna obróbka zdjęcia, ale już samo kadrowanie i przedstawianie tematu pozwala znacząco zmniejszyć liczbę popsutych zdjęć. Zresztą fotografia to bardzo rozległa dziedzina i nie sposób wszystkiego zmieścić w jednym tekście. Jeżeli ktoś zapyta was: „Jak było w górach?”, to może warto jest pokazać mu zdjęcie, na którym te góry faktycznie widać? A to sprowadza się do tej jednej, ważnej zasady: Jeżeli coś jest ważniejsze, to powinno zajmować większą część zdjęcia.
Czy są jakieś inne ważne zasady? Cała masa, jak choćby ta, że trening czyni mistrza. Daleko nie musicie szukać, bo wystarczy, że zaglądniecie w starsze relacje. Chciałbym wierzyć, że obecnie psuje swoje zdjęcia znacznie mniej, niż na początku. Poza tym tekst, opiera się na pewnych założeniach, które przecież nie zawsze muszą być najlepszym wyborem! Jeśli jednak dopiero zaczynacie swoją przygodę z aparatem, to nie zaszkodzi się do nich stosować i na tej podstawie zbudować pewne nawyki i sposób patrzenia na scenę. Ansel Adams (legendarny fotograf jakby co) był jeden. Pewnego poziomu po prostu nie przeskoczymy, bo może nie jesteśmy na tyle kreatywni czy utalentowani. Ale próbując i wypracowując pewne proste nawyki, możemy sprawić, że nasze zdjęcia będą po prostu popsute w mniejszym niż dotychczas stopniu, a oglądanie albumu stanie się przyjemnością. Ostatecznie, to właśnie Tobie przede wszystkim, powinny się podobać własne zdjęcia. Kto wie, może za jakiś będziesz już wiedział, jak zrobić dobre zdjęcie. Udanych kadrów!
Jeżeli chcecie być zawsze na bieżąco, znajdziecie nas na Facebooku. Pozdrawiamy!
https://www.facebook.com/zieloniwpodrozypl/
https://zieloniwpodrozy.pl/zepsuc-gorskiego-zdjecia/
Komentarze