Za oknem mamy już kolorową jesień, a w górach zawitał śnieg, ale my wspominamy jeszcze letni wypad do Słowackiego Raju: Jest sobota, w zasadzie już wieczór i nadal nie wiemy gdzie wybrać się na niedzielną włóczęgę. W końcu pada propozycja: może tym razem Słowacki Raj? I zbieramy ekipę, przygotowujemy plecaki, a w internecie wyszukujemy najpotrzebniejsze informacje, jak dojechać do słowackiego parku, skąd wyruszyć i jaką trasą. Przepiękne zdjęcia i opisy tras zamieszczone na różnych portalach sprawiają, że w głowie od razu wiruje myśl: musimy tam być!
Wprawdzie te łańcuchy i metalowe podesty trochę przyprawiają mnie strachem - oczywiście dla męskiej części ekipy stanowią nie lada gratkę - ale w końcu chodzi o dreszcz emocji. Dla tych, którzy wybierają się do Słowackiego Raju po raz pierwszy przyda się informacja, że przed wyruszeniem na szlaki trzeba ustalić trasę, gdyż w niektórych miejscach przejścia są jednokierunkowe tj. w górę. W przeciwnym razie może okazać się, że nadrobimy sporo kilometrów, aby wrócić do punktu końcowego trasy i naszego samochodu.
Zamierzamy przejść północno – wschodnią cześć Słowackiego Raju, a punktem początkowym naszej wyprawy ma być miejscowość Cingov. No to przekraczamy granicę w Ożennej i dalej przez Bardejów i Preszów kierujemy się w stronę Spiskiej Nowej Wsi i Cingov. Po drodze podziwiamy piękno słowackich terenów z licznymi zamkami, kościołami, uroczymi domkami i przepięknie wyglądającymi o tej porze roku żółtymi polami rzepaku.
Nagle orientujemy się, że przegapiliśmy zjazd z autostrady do Spiskiej Nowej Wsi. Trochę zła, że musimy nadrobić kilkadziesiąt kilometrów i stracimy sporo czasu (okazało się, że znacznie mniej niż zakładałam) jedziemy dalej, a przed nami niespodziewanie wyłaniają się takie widoki:
Słowackie Tatry zachwycają swoim pięknem, ale musimy wracać do rzeczywistości i uważnie śledzić drogowskazy. W końcu wąskimi wiejskimi drogami docieramy do Cingov, gdzie znajduje się punkt informacji turystycznej, restauracja i parking. Na budynku wisi słusznych rozmiarów mapa turystyczna z opisem wszelkich dostępnych szlaków pieszych i rowerowych na terenie Słowackiego Raju wraz z czasem przejść bądź długością przejazdu dla rowerzystów. Wprawdzie mamy ustaloną trasę, ale zasięgamy jeszcze informacji u obsługującej ten punkt Pani i dostajemy dwa foldery informacyjne o Słowackim Parku Narodowym (tak szczegółowych informatorów jeszcze nie widziałam i widać, że Słowakom zależy na promocji regionu). Samochód zostawiamy na parkingu za opłatą 5 euro/cały dzień i udajemy się do „centrum Cingov”, skąd rozpoczynają się wszystkie szlaki w tej części parku. Tutaj znajduje się też punkt do zakupu biletów wstępu oraz liczne ośrodki oferujące usługi gastronomiczne i zakwaterowanie. No to kupujemy cztery bilety wstępu (1,50 euro dla dorosłych/1 dzień) i o godz. 12 ruszamy przed siebie niebieskim szlakiem do Klastorisko chata (784 m), co formalnie ma nam zająć 1,45 godz. Nie spieszy się nam, chcemy schłonąć widoki, złapać promienie słońca no i oczywiści fotografować (tym razem władzę nad aparatem miał Marek). Pogoda wymarzona, a trasa zaczyna podobać się nam.
Po 15 minutach dochodzimy do „Lesnica, Ustie” (498 m), a następnie ok 20 min. zajmuje nam dojście do kolejnego oznaczonego punktu „Biely Potok razcestie”(510 m). Trasa na tych odcinkach wiedzie cały czas po prostej w otoczeniu skał, lasów, traw, kwiatów i rzeki Hornad. Można też zobaczyć w miniaturowych rozmiarach widokowy taras skalny - Tomasovsky vyhlad (667 m) – który mamy nadzieję odwiedzić w drodze powrotnej.
Podczas wędrówki spotkaliśmy miłego Słowaka, który udzielił nam rad, jak dojść do Klastoriska. Zaczęłam zastanawiać się czy może wyglądamy na nieporadnych turystów czy taka natura Słowaków? Przechodzimy przez mostek nad Białym Potokiem i tutaj zaczyna się prawie 40 minutowa wspinaczka po stromym, skalistym i pełnym wystających korzeni drzew zboczu, na szczęście zabezpieczonym łańcuchami. Oj złapaliśmy zadyszkę :)
Płaskowyż Glac, który właśnie przemierzamy zmienia swoje ukształtowanie i trasa ponownie wiedzie po prostym odcinku, w zasadzie aż do chaty na Klastorisku. Widoki na szlaku stają się urozmaicone i nieziemskie, a wędrówka niezmiernie przyjemna.
Robimy krótki postój na Certova sihot (822 m), gdzie ze skalnego zbocza rozciąga się piękna panorama na dolinę Tomasovska Bela.
Wędrujemy dalej i z ciekawością rozglądamy się na prawo i lewo.
Zastanawiamy się, jakie widoki jeszcze czekają nas, bo to na pewno nie koniec. Po 20 minutach dochodzimy do punktu Klastorisko, luka (800 m), a stąd już tylko 5 minut do naszego celu. I dotarliśmy po dwóch i pół godz. górskiego spaceru, znacznie dłużej niż wskazywał drogowskaz. Klastorisko (770 m) – ciekawe miejsce, stwierdzamy. Nazwa pochodzi od znajdujących się tutaj ruin klasztoru kartuzów z początku XIVw., po części odnowionych i udostępnionych do zwiedzania. Na Klastorisku krzyżuje się wiele szlaków turystycznych pieszych oraz rowerowych i jak czytamy w przewodniku: jest to także jedyny ośrodek turystyczny leżący wewnątrz Słowackiego Raju, oferujący zakwaterowanie w domkach turystycznych i wyżywienie (restauracja) w sezonie głównym. Zauważamy, że tutaj można też wypożyczyć rower i udać się na przejażdżkę. Ciekawą inicjatywą jest również symboliczny cmentarz – galeria drewnianych dzieł sztuki młodych artystów w hołdzie tym którzy, stracili życie w Słowackim Raju oraz osobistości, które przyczyniły się do rozwoju i funkcjonowania słowackiego parku.
Po zwiedzeniu Klastoriska i odpoczynku udajemy się w drogę powrotną szlakiem czerwonym do Letanovsky Mlyn (513 m), co ma trwać 33 minuty. Początkowo trasa wiedzie prostą drogą z pięknymi widokami na słowackie Tatry i wioski, po czym zaczyna się strome zejście zabezpieczone łańcuchami. W Letanowsky Mlyn w delcie potoku Trsteny i rzeki Hornad znajdują się ruiny starego młyna wodnego, a nad samym Hornadem odnowiony kamienny most kartuzjański, przez który prowadziła kiedyś droga na Klastorisko.
Teraz przed nami ekstremalne przejście doliną Hornadu do punktu „Pod Tomasowskym Vyhladom” (511 m – 45 min. – niebieski szlak) przez metalowe mostki, drewniane kładki i drabinki, łańcuchy, skalne stopnie. Pierwszy rzut oka na te atrakcje i ogarnęła mnie lekka panika, za to męskie trio aż kipiało z zachwytu i chętnie pozowało do zdjęć. Trzeba przyznać, że ten odcinek był niezwykle emocjonujący - niezapomniane przeżycie stać na metalowej kracie o szerokości pół metra i tulić się do skalnej ściany, a kilkanaście metrów pod nogami widzieć przepływającą rzekę i podziwiać górskie piękno.
Po dotarciu „Pod Tomasowskym Vyhladom” padła propozycja, aby iść jeszcze na Tomasovsky vyhlad (Tomaszowski widok), ale po obliczeniu czasu przejścia zrezygnowaliśmy, gdyż czekał nas jeszcze dość długi powrót do domu. No cóż… następnym razem. Kierujemy się szlakiem zielonym na Biały potok, przechodzimy przez mostek pod Tomaszowskim widokiem i dochodzimy do rozstaju Biały potok, gdzie zaczynaliśmy wspinaczkę w południe. Wracamy niebieskim szlakiem do centrum Cingov i jak na wieczorne godziny spotykamy wielu turystów. Oczywiście każdy z nas powtarzał, że musimy jeszcze wrócić w te tereny i przejść pozostałe szlaki, gdzie czekają m.in. wodospady, klasztorna dolina i jaskinie. To co zobaczyliśmy dzisiaj, to dopiero początek atrakcji, a sama nazwa Słowacki Raj to nie chwyt marketingowy, ale rzeczywiste odzwierciedlenie piękna słowackiej natury.


Komentarze