Poprzednia nasza próba zdobycia Koprowego Wierchu w lipcu 2013 roku zakończyła się niepowodzeniem – kilkanaście minut przed wierzchołkiem wycieczkę przerwała nadchodząca burza. Przez te trzy sezony zaliczyliśmy w zasadzie wszystkie znakowane szlaki w słowackiej części Wysokich Tatr, więc nadszedł w końcu czas powrotu na Koprowy. Nie zastanawialiśmy się nawet przez chwilę nad wyborem drogi – Hlińska Dolina tak nas poprzednio urzekła swoim pięknem, że wybór mógł być tylko jeden…
Rok 2016, jest znów początek lipca. Śpimy w samochodzie, tym razem na parkingu w Podbańskiej, bo początkowy odcinek drogi, biegnący dnem Doliny Koprowej, mamy zamiar pokonać na dwóch kółkach.
Rowerowa „cesta” ma długość około 9 km i te 9 km w powrotnej drodze to prawdziwy raj dla zmęczonych nóg. Wystarczy kilka razy nacisnąć na pedały, by w kilkanaście minut pokonać trasę, która zmęczonemu piechurowi zajmie ponad dwie godziny.
Ranek wita nas piękną pogodą – tym razem żadna prognoza nie przewiduje burz. Opis szlaku w Dolinie Koprowej pominę, bo opisywałem ten szlak już chyba trzykrotnie na moim blogu… To co najlepsze zaczyna się w Ciemnych Smreczynach, które po ostatnich wiatrołomach nie są już niestety takie ciemne. Na wysokości 1411 m n.p.m. skręcamy w Hlińską Dolinę…
Jest tak samo jak trzy lata temu – pięknie, cicho, bezludnie…
Wychodzimy z lasu, w którym zalegają potężne wanty, rosną stare omszałe smreki w sąsiedztwie kosodrzewiny i jarzębin. Pięknie prezentują się pojedyncze limby…
Na skraju lasu zauważamy niebielistkę trwałą, roślinkę z rodziny goryczkowatych.
Przekraczamy granicę lasu i zauważamy, że w tym roku jest tu jakby inaczej. Też jest, jak poprzednio, początek lipca, ale wody w Hlińskim potoku jest zdecydowanie mniej, większość kwiatów, które ostatnio tak zdobiły szlak, już przekwitła… ale i tak jest przepięknie i co najważniejsze – bezludnie.
Droga pod Koprową Przełęcz nie dłuży się ani przez chwilę, pod nogami szemrze potok, po prawej mamy cały czas potężny mur Hrubego…
…który oglądany z górnego piętra Doliny Hlińskiej, bardzo przypomina mur Jaworowych oglądany z trawiastego płaskowyżu powyżej Żabiego Stawu w Dolinie Jaworowej.
Mamy szczęście – tym razem na Wyżniej Koprowej Przełęczy też jest stosunkowo mało ludzi i można nacieszyć oczy widokiem Mięguszowieckich Szczytów….
...lub jeśli ktoś woli to może zwrócić się ku Grani Baszt…
Trzeba jednak się pospieszyć, bo od strony Hińczowego Stawu zmierza na przełęcz coraz więcej turystów. Jak tu się jednak spieszyć, gdy przed oczami cały czas widzę moje największe tatrzańskie marzenie – piękną Wysoką...
Przy niej nawet Rysy, które są tylko 60 metrów niższe, wyglądają na malutki szczycik…
Przed nami jednak jeszcze kawałek drogi na szczyt i mimo, że jest to bardzo sympatyczne, nietrudne podejście, to powoli przebyte kilometry dają o sobie znać. Dla zaczerpnięcia powietrza coraz częściej robię przerwy, które wykorzystuję do zrobienia kolejnej foty...
Po prawej stronie „lufa” bywa dość konkretna, jednak ścieżka poprowadzona jest bezpiecznie i jeśli ktoś cierpi na lęk wysokości, to po drodze jest w zasadzie tylko jedno takie miejsce, gdzie mógłby poczuć się niekomfortowo…
Z wierzchołka możemy podziwiać mur Hrubego w całej okazałości, plus wystający zza niego czubek Krywania…
...między Mięguszowieckim Pośrednim i Czarnym pokazują się pięknie na tle Przełęczy pod Chłopkiem – Lodowy Szczyt i Łomnica…
...można zajrzeć do Doliny Piarżystej i podziwiać Ciemnosmreczyńskie Stawy z Giewontem w tle…
...lub jeśli ktoś woli, to zaczepić oko na Świnicy lub Zawracie…
Pora jednak schodzić, bo wierzchołek Koprowego Wierchu nie jest aż tak rozległy, a chętnych do podziwiania panoram wciąż przybywa. Na śniadanko lepiej wybrać sobie miejsce poniżej szczytu… najlepiej takie z widokiem na Wysoką…
Schodząc ze szczytu mijamy już naprawdę sporo osób, ale to nic, przecież przed nami jest znów Hlińska Dolina, czyli cisza i tatrzańskie piękno, które można podziwiać w samotności…
Opuszczamy niestety to odludne miejsce… żegna nas piękna lilia złotogłów.
Już tylko marsz do rowerów i powrót asfaltem do cywilizacji. Tym razem mimo niedzieli, nawet w Koprowej Dolinie na trasie rowerowej było wyjątkowo pusto jak na początek wakacji
Jeśli komuś przypadł do gustu ten opis to zapraszam na: astaniewski.wordpress.com
Komentarze