Sardynia jest przepiękna, górzysta, surowa i "do zakochania". Z dwójką maluchów poznajemy ją przez dwa tygodnie. Jedną z jej największych atrakcji jest zatoka Orosei oraz niewielka plaża Cala Goloritze. Bardzo dziwne, ale przewodniki dostępne w Polsce tylko o niej wspominają. Szkoda!
Na plażę można dostać się wyłącznie pieszo przez góry, nie cumują przy niej żadne łodzie. Wyczytaliśmy, że trasa jest dość męcząca i zajmuje około 2-2.5 godzin. Mimo, że trochę wędrujemy po górach, ze względu na dzieci i upał temat postanowiliśmy odpuścić. Będąc jednak na miejscu, wszyscy przekonywali nas, że spokojnie na Cala Goloritze dotrzemy w godzinkę do półtorej. Nie trzeba było długo nas namawiać.
Wędrówkę rozpoczynamy na płaskowyżu Golgo, przy kempingu Su Porteddu.
Oj, jest ciężko. Na początku lekkie podejście, a potem bardzo strome zejście, po sunących kamieniach, z Oliwią na plecach, ciężkim plecakiem i asekurując Kacpra lekko przerasta nasze możliwości. Kilkakrotnie chcemy zawracać, ale syn mocno nas motywuje :). Powtarzamy sobie…”dojdźmy jeszcze do następnego zakrętu, pewnie później będzie lżej”. Nie było. Trasa w dół zajmuje nam prawie 3 godziny, a widoki zachwycają.
Wymęczeni docieramy na miejsce. Ludzie patrzą na nas z lekkim niedowierzaniem, chyba rzadko widywane jest tutaj 11 miesięczne dziecko. Trudno powiedzieć co o nas pomyśleli, są dwie opcje: „niesamowici” lub „idioci”. Obie - równie prawdopodobne. :)
Plaża jest piękna, woda turkusowa i przejrzysta, a fale uderzające o skały robią niesamowite wrażenie.
Niestety cały urok tego miejsca znika przez tłumy turystów. My jakoś nie potrafimy się tu zrelaksować, a w głowie kłębią się myśli…”teraz trzeba jakoś wrócić”. Po krótkim odpoczynku, morskiej kąpieli i kilku fotkach ruszamy w górę.
No i nie obyło się bez przygód. Marcin i Oliwia zahaczają o kolczastą gałąź. O ile u Oliwii kończy się na niewielkim draśnięciu, u Marcina rana na czole okazuje się poważniejsza. Udaje nam się ją jakoś zaopatrzyć i zatamować krwawienie, ale rozcięcie jest dość głębokie. Zdenerwowani na maksa, ostatkiem sił, po 2.5 godziny udaje się nam dotrzeć na parking. Z całej tej wyprawy najbardziej zadowolony wraca Kacper, zachwycony ilością skał i kamieni, które musiał pokonać. A tak a propos jestem z niego bardzo dumna, chłopak naprawdę dał radę. O Cala Goloritze będziemy jednak pamiętać do końca życia, blizna zawsze będzie nam o niej przypominać.
Ale niech nasze przygody Was nie odstraszają. Miejsce jest wyjątkowe i na pewno warte odwiedzenia. Zabierzcie koniecznie porządne buty trekkingowe. :) Wybierając się tam jednak z dziećmi trzeba zastanowić się czy maluchy poradzą sobie z tą trasą. U nas 4 letni Kacper i 11 miesięczna Oliwia przebiły swoją siłą i wytrwałością własnych rodziców :)
O innych naszych przygodach na Sardynii przeczytacie na stronie naszego bloga:
www.dzieciakinapoklad.pl
Komentarze