Prawdziwą „perełką” ziem Podkarpacia jest zapora wodna w Solinie. Jest ona największą zaporą na terenie naszego kraju, a jej wysokość sięga 81,1 m, długość 664,8 m, szerokość w koronie 8,8 m.
Zgodnie z legendą głoszoną przez najstarszych mieszkańców Soliny i okolic, zapora powstała w wyniku sprzeczki dwóch mieszkanek Horodka – Mychaliny Datkowej i Tekli Zawiłykowej, które pokłóciły się o kurę o piórach czarnych, jak krucze. Obie wierzyły, że zniesione przez ową kurę jajko, noszone przez trzy tygodnie pod lewą pachą miało wydać na świat swojej właścicielce Wychowańca – dobrotliwego diabła, który pełni rolę opiekuńczego ducha domu, zapewniając dostatek i powodzenie w życiu. Nie mogąc dojść do porozumienia, Datkowa w złości wykrzyczała przekleństwo, które brzmiało:
Ty Wid’mo! Niech woda pochłonie całą chyżę! Niech zamuli studnie… Niech zatopi całą wieś, wszystkie pola, drogi i przydrożne kapliczki, cmentarze i cerkiew! Niech topilce, topielce i topielczyki po wsze czasy straszą na Twojej ojcowiźnie!” [1]
Tak jakoś dziwnie się złożyło, że następnego dnia w Warszawie zapadła decyzja o zatopieniu kilkunastu wsi bieszczadzkich i budowie dwóch zapór wodnych na rzece San – w Solinie i Myczkowcach. Gdy wieść ta dotarła do Horodka zrozpaczoną Datkową dopadły wyrzuty sumienia, nie mogła pojąć jakim cudem tak silne mogło okazać się przekleństwo rzucone w złości. Wprawdzie już od kilku pokoleń przepowiadano budowę zapór (perehad – jak je nazywali mieszkańcy Horodka), lecz do tej pory opiekuńcze duchy czuwały na tym by nikt nie przepędził nadsańskich mieszkańców z ich ojcowizny. Na wieść o budowie zapór Tekla Zawiłykowa, postanowiła oddać Datkowej w prezencie czarną kurę, która była przyczyną ich kłotni.
— „Czuża dusza, temnyj lis” — powiedziała ze łzami w oczach — „Niech stracę, tylko cofnij przekleństwo”.
— „Bardzo bym tego chiała, ale nie mam takie mocy” — odparła Datkowa — „Na nich syły nema”.
Teraz całe przedsięwzięcie miało już na zawsze przeobrazić Bieszczady, a prąd miał przepędzić z tych rejonów wszelkie dobre duchy i demony.
Historia obu zapór sięga początków XX wieku, już wtedy bowiem został opracowany w Zakładzie Budownictwa Wodnego Politechniki Lwowskiej projekt pod kierunkiem prof. Mątkiewicza i Pomianowskiego dotyczący budowy obu zapór, a w dniu 23 maja 1920 roku Starostwo Powiatowe w Lesku wydało pozwolenie na budowę.
Budowa zapory w Myczkowcach
Jako pierwsza ruszyła budowa w Myczkowcach, gdzie wykonano fundamenty zapory i siłowni, a następnie przystąpiono do przebijania tunelu w oplecionej przez rzekę San górze o nazwie Grodzisko. Drążony tunel miał mieć długość 260 metrów, średnicę 4 m, a jego zadaniem miało być doprowadzenie wody ze spiętrzonego Sanu do hydroelektrowni, którą budowano po drugiej stronie góry. Stąd z kolei woda odpływać miała z powrotem do koryta Sanu. Niestety los chciał inaczej i drążone z dwóch przeciwnych stron części tunelu nie spotkały się. Wtedy też miała miejsce jedna z tragedii – inżynier nadzorujący budowę tunelu w poczuciu odpowiedzialności za błąd, który przyczynił się do rozbieżności w budowie obu części tunelu popełnił samobójstwo w miejscu gdzie San miał wpadać z powrotem w swoje koryto. Błąd w wykonaniu tunelu i wynikająca z tego powodu konieczność wykonania kosztownych prac dodatkowych przyczyniły się do znacznego nadwyrężenia funduszy przeznaczonych na budowę zapory, w związku z czym, tunel wprawdzie ukończono, lecz nie wystarczyło już pieniędzy na dokończenie pozostałych prac. W obliczu tych wszystkich wydarzeń spółka Elektrosan, która była inwestorem przedsięwzięcia wycofała się z jego realizacji i zbankrutowała. Wszystko wskazywało na to, że ani zapora w Myczkowcach ani zapora w Solinie nie powstaną ku wielkiej radości mieszkańców Horodka. Obie kobiety uznały to za dobry omen wspólnych klątw rzuconych na budujących i samą zaporę oraz modlitw o ocalenie ojcowizny.
Dopiero po około 14 latach, tj. w 1934 roku, seria powodzi spowodowanych ulewnymi deszczami przyczyniła się do powołania zespołu, którego zadaniem był wybór najkorzystniejszej lokalizacji zapory na Sanie, co zaowocowało opracowaniem tuż przed drugą wojną światową projektu zapory w Solinie. Powrócono także do koncepcji prof. Pomianowskiego związanej z zaporą w Myczkowcach. Realizacja obu projektów ze względu na wybuch II wojny światowej musiała zostać odłożona.
Do problemu powrócono ponownie w roku 1952. Opracowano koncepcję energetycznego wykorzystania zasobów wodnych Sanu oraz zaprojektowano wybudowanie na nim 17 stopni wodnych. Koncepcja dwóch sąsiadujących ze sobą zapór stanowiących elektrownię szczytowo-pompową była uzasadniona zarówno ze względów gospodarczych, jak i technicznych. To właśnie dzięki takiemu usytuowaniu zbiorników możliwe jest wykorzystanie nadwyżki energii w okresach zmniejszonego zapotrzebowania, na przepompowanie wody z dolnego zbiornika w Myczkowcach do zbiornika górnego w Solinie, pełniącego rolę magazynu. Cudem także ocalała, jak się okazało, najważniejsza część dokumentacji zapór w Solinie i Myczkowcach opracowana przez zespół prof. Karola Pomianowskiego. Przed zniszczeniem w czasie II wojny światowej ocalił ją mieszkaniec Ucherzec Mineralnych – Marian Wisz. Widząc nadchodzące wojska hitlerowskie pozbierał dokumenty porozrzucane po jednym z biur upadłej firmy Elektrosan w Myczkowcach i ukrył je na strychu rodzinnego domu w Uchercach Mineralnych. Sam wojnę przeżył w Szwajcarii, jednak na wieść o planach rozpoczęcia na nowo prac przy budowie zapór postanowił ocalałą dokumentację przekazać budowniczym.
W roku 1956 rozpoczęto budowę zapory i hydroelektrowni w Myczkowcach na bazie prac wykonanych w latach dwudziestych. Zapora w Myczkowcach to ziemna zapora wodna z rdzeniem iłowo-betonowym, o przekroju poprzecznym zbliżonym do trójkąta, długości 450 m, wysokości 17,5 m i szerokości w koronie 9 m. Początkowo miała być wybudowana z betonowych półfabrykatów, jednak w trakcje wznoszenia budowli zdecydowano się zastąpić półfabrykaty różnymi rodzajami ziemi, znacznie redukując tym samym koszty. Zapora została ukończona i rozpoczęła proces piętrzenia wody w roku 1961.
Budowa zapory w Solinie
Jeszcze w tym samym roku rozpoczęto budowę zapory w Solinie. Projekt przewidywał powstanie ciężkiej betonowej zapory o wysokości 81,8 m, szerokości w koronie 8,8 m i długości 664,8 m. We wnętrzu zapory przewidziano wykonanie szeregu korytarzy łączących 4 galerie pomiarowo-kontrolne, znajdujące się na różnych poziomach. Na całym terenie, na którym miała powstać zapora podłoże skalne należało zabezpieczyć przed filtracją oraz wyporem za pomocą zastrzyków cementowych, (czyli 410 otworów o gł. 60 wypełnionych mleczkiem cementowym). Następnie wykonane zostały wykopy pod fundamenty zapory o głębokości ok. 30 m, a na ich dnie w skałach wykuto ręcznie olbrzymie zęby, mające zabezpieczać zaporę przed ewentualnym poślizgiem.
Na potrzeby realizacji inwestycji w Solinie ma terenie budowy pracowała sprowadzona z Czechosłowacji ogromna betoniarnia, wytwarzająca 24 000 m3 betonu miesięcznie. W celu usprawnienia i przyspieszenia robót betonowych sprowadzono nawet z Wielkiej Brytanii dźwig linowy typu radialnego, którego zasięg działania obejmował 724 metry.
Pracować tu mógł niemal każdy, kto nie miał leniwych rąk, posiadał jako takie zdrowie i nie miał innego pomysłu na życie. Niewątpliwie do Soliny przyciągały wysokie zarobki i możliwość ukrycia się w tłumie robotników. Dlatego też ściągali tutaj ludzie, którzy chcieli się ukryć przed wymiarem sprawiedliwości, rodziną czy alimentami, gdyż można się było przyjąć do pracy na „gębę” bez przedstawiania dokumentów tożsamości czy życiorysu, a wykształcenie zawodowe odgrywało podrzędną rolę. Do pracy przyjął się nawet mieszkaniec ZSSR. Zgłosił się jako kierowca, a na pytanie jakie auto chciał by prowadzić odparł, że największe. Niedługo po rozpoczęciu pracy niemal nie spowodował tragicznego wypadku przy wyjeździe z kamieniołomu na drogę z pierwszeństwem, nie ustępując pierwszeństwa mniejszej ciężarówce, która nią jechała. Szczęśliwie skończyło się tylko na wywróconej ciężarówce bez ofiar w ludziach. Po tym wypadku wyszło na jaw, że Rosjanin nie zna kompletnie znaków drogowych, a jego główną zasadą pierwszeństwa była zasada, kto ma większe auto ten ma pierwszeństwo. Na pytanie szefostwa jak on jeździł po drogach ZSSR – odparł krótko : „Jakich drogach? U nas gdzie patrzysz tam droga”.
Nie obyło się też bez innych problemów. Budowniczowie zapory zmagali się nieustannie z problemem jakości cementu dostarczanego przez cementownię Nowa Huta, która niejednokrotnie różniła się od jakości zamówionej. Wykrywanie prób takiego oszustwa było zadaniem działającego na terenie budowy laboratorium, choć zdarzało się, że wykonane badania wykazywały słabą jakość cementu w momencie, gdy beton już stężał. Nie do pomyślenia było zastosowanie w zaporze betonu o niższych parametrach, gdyż konsekwencje ewentualnej katastrofy tamy były ogromne, toteż felerną partię skuwano. „Dzięcioły znów kują” – mówiono wówczas żartobliwie. Korpus zapory został podzielny na 43 sekcje o szerokości 15,02 m każda, a w ich zewnętrznych bokach zostały uwzględnione odpowiednie skosy. Dzięki temu wznoszone sekcje miały przylegać do siebie, nie tworząc jednocześnie w żaden sposób monolitycznej całości. Dzięki takiej konstrukcji zapory, każda z żelbetowych kolumn była zdolna do samodzielnego przenoszenia przewidywanych obciążeń, odkształceń i przesunięć. Pomiędzy sekcjami zaprojektowano przerwy dylatacyjne, które uszczelniono przy pomocy ogromnych, galaretowatych taśm, wyprodukowanych ze specjalnego rodzaju gumy o kształcie klinowym firmy Sika. Każda z sekcji betonowana była blokami, a każdy z tych bloków powstawał z wylewanego warstwami betonu, który po zastygnięciu stawał się twardszy niż skała. W obliczu tak dużego zapotrzebowania na beton do budowy zapory okazało się, że dostawy kruszywa były niewystarczające, pomimo że w pobliżu zapory znikały całe góry. Nie nadążały również taśmociągi służące do transportowania kruszywa na budowę. Okazało się koniecznym uruchomienie nowej kopalni kruszywa w rejonie rzeki Olszanki odległej o 15 km od placu budowy.
Kolejnym etapem było zabetonowanie w korpusie zapory czterech stalowych rurociągów (dwa o średnicy 6 m i dwa o średnicy 4,5 m), doprowadzających wodę do turbin hydroelektrowni. Zamontowano także urządzenia blokujące dopływ wody do rurociągów, w tym zasuwę awaryjną mającą zadziałać samoczynnie w przypadku awarii turbiny.
W lipcu 1967 roku, z chwilą rozpoczęcia betonowania sekcji numer 24, koryto Sanu zostało zamknięte i zapora rozpoczęła piętrzenie wody. Woda zatapiała kolejne wysiedlone wsie, lasy i pola. Pod koniec września spiętrzone wody osiągnęły poziom energetycznego (28 m), niezbędny do uruchomienia turbin hydroelektrowni.
W najwyższej galerii znajdującej się tuż pod koroną nad czterema pionowymi szybami, głębokimi na 80 metrów, zamocowane zostały stalowe linki wyznaczające pion. Linki zostały mocno naprężone przez obciążniki, z których każdy zanurzony był w blaszanej bańce wypełnionej olejem. W taki sposób wyeliminowano drgania mogące mieć wpływ na pomiary. Dzięki tym nieskomplikowanym urządzeniom możliwe jest sprawdzenie czy zapora nie odchyla się od pionu pod naporem wody. Na zaporze w Solinie największe odchylenie linek odnotowane w najniższej galerii wynosiło 3 cm, oznacza to, że o tyle właśnie zapora pochyliła się pod naporem wody. Pomiędzy sekcjami zostały pozostawione puste przestrzenie stanowiące poszerzenie dylatacji o szerokości 5 m, zwane komorami oszczędnościowymi – co pozwoliło na znaczne zaoszczędzenie na betonie.
W trakcie piętrzenia wody ujawniła się spora ilość niewielkich przecieków i zawilgoceń, lecz po jakimś czasie samoczynnie znikały, w wyniku zamulania powstałych szczelin. Wystąpiło także kilka większych i groźniejszych pęknięć, z którymi radzono sobie za pomocą odwiertów wykonywanych w obrębie pęknięcia otworów i wstrzykiwaniu w nie pod ciśnieniem mleczka cementowego.
Zaporę ukończono i oddano do użytku 20 lipca 1968 roku. Przedstawiono również szereg podsumowań i obliczeń, z których wynikało, że waga całej zapory wynosi 2 mln ton, a do jej wzniesienia zużyto ponad 820 tysięcy m3 betonu i żelbetu. Do wytworzenie takich ilości betonu wykorzystano 1,7 mln ton kruszywa i 200 tysięcy ton cementu. Przy budowie zapory pracowało 2 tysiące robotników, 7 koparek, 15 spycharek, 3 dźwigi samochodowe, 13 ładowarek, 42 wywrotki, 8 ciągników Ursus, angielski dźwig typu radialnego.
Mimo starań Mychaliny Datkowej i Tekli Zawiłykowej powstał kompleks zapór i elektrownia szczytowo pompowa Solina–Myczkowce. Obie mieszkanki Horodka, zrezygnowały z prób wyhodowania Wychowańca i podczas budowy nieustanie usiłowały rzucać klątwy i zaklęcia na budowniczych oraz samą zaporę nie mogąc się pogodzić z utratą ziem po ich przodkach. Dopiero jakiś czas po otwarciu Soliny, dotarły do nich wieści, że dzięki tym zaporom udało się położyć kres powodziom w nadsańskich miejscowościach, występujących podczas obfitych opadów deszczowych i wiosennych roztopów. Wtedy też dotarła do obu kobiet prawda, że nic nie dzieje się bez przyczyny i choć mieszkańcy Hodrodka i innych zatopionych wsi stracili świat swych pradziadków, to w wielu innych miejscach teraz ludzie mogą żyć lepiej. Do takiego właśnie doszły wniosku:
Prawda jest również taka, że w życiu wszystko ma swój ukryty sens — stwierdziła Zawiłykowa — Nic nie dzieje się z przypadku. Proklattia, proklattiam, a może nam właśnie było pisane odmienić oblicze tej ziemi. Gdybyśmy nie pokłóciły się o czarną kurę, to kto wie, kiedy w Bieszczady poprowadziłyby asfaltowe drogi. Gdyby udało się nam powstrzymać budowę perehady, może do dziś nie było by w domach światła elektrycznego, a nasi sąsiedzi mieszkali by dalej w śmierdzących bieda chyżach. Nie było by tylu sklepów, restauracji, klubów, ośrodków wypoczynkowych, a Bieszczady z powrotem by się nie zaludniły. Najgorsze jednak, że ludzie misiłyby nadali wyjizdyty na zarobitky.
Przekleństwo Datkowej i Zawiłykowej działa jednak do dziś. Od momentu otwarcia zapora w Solinie zaczęła przyciągać rzesze ludzi nieszczęśliwych, myślących o zakończeniu swojego żywota, a 80 metrowa przepaść wydawała się być odpowiednia do tego celu. Takich przypadków świadomego „upadku” ze szczytu zapory jak i przypadkowych wypadków spowodowanych nieostrożnością zwiedzających było sporo, choć o tym się głośno nie mówi. Po części pewnie dlatego, by nie zniechęcić ludzi do odwiedzania zapory ale i dlatego by nie zachęcać do skoku przyszłych samobójców. Nie wolno jednak zapominać o zdrowym rozsądku i ostrożności spacerując po koronie zapory.
Solina jednak przyciąga także pejzażem, masy zieleni otaczającej zalew, górki, pagórki i ogromne lasy stanowią niesamowitą oazę pozwalającą oddalić się od cywilizacji, zwolnić tempo życia i zapomnieć, choć na krótką chwilę o problemach, jakie nas prześladują. Jadąc wąskimi drogami przecinającymi Bieszczady można znaleźć wiele interesujących miejsc od samej czystej, niezmąconej niczym natury do wielkich osiągnięć inżynieryjnych jakim niewątpliwie jest zapora wodna typu ciężkiego w Solinie. W samych Bieszczadach i Pogórzu Przemyskim znajduje się niezliczona ilość miejsc ciekawych zarówno historycznie, architektonicznie czy też krajobrazowo. Gorąco zachęcam do odkrywania Bieszczadów oraz historii tych terenów.
Źródła informacji i cytatów
- H. Nicpoń – Tajemnice Soliny, Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2010 – gorąco polecam ową lekturę,
- Moja praca magisterska „Beton do wykonywania zapór wodnych”, napisana pod opieką mojego promotora prof. dr hab. inż. Grzegorza Prokopskiego
- Wizje lokalne oraz opowieści ludzi biorących udział w budowie zapór w Solinie i Myczkowcach.
Pozdrawiam serdecznie
Tekst i zdjęcia Agnieszka Parol (Guen)
Zapraszam na mojego bloga: https://guenphoto.wordpress.com
Galeria
Komentarze