To była iście magiczna i cudowna noc, spędzona w świetnym towarzystwie, do tego pokazująca, że ten świat jest bardzo mały!
W zeszłym roku podchodziłem do Perseid na Diablaku trzykrotnie (za pierwszym razem nie było nic widać przez chmury, za drugim z Gówniaka przegoniła nas burza a raczej można rzec, że była to rozsądna decyzja zejścia przed nadciągającymi dwiema burzami prosto na masyw Diablaka od Słowacji, dopiero za trzecim się udało i choć było to tydzień po szczucie roju to i tak było widać kilkanaście meteorów).
Kiedy popołudniu w Krakowie szalały burze i niektórzy zaczynali mieć poważne wątpliwości "czy aby tego Meteora nie poje*ało całkiem z prognozą pogody", spokojnie pakowałem plecak i wszystko co potrzebne na tą wyjątkową noc.
Wyjazd lekko opóźniony, w między czasie informacje od Tomka, że są ludzie, nawet dużo ludziów, są i chmury i ni chu chu nieba, wręcz przeciwnie - ciemności jakieś nadchodzą wraz z kolejnymi chmurami...
Ale nic to - pogoda zamówiona - pogoda dostarczona jak napisałem przed południem, więc pełny wiary, że będzie tak jak ma być wraz z Arletą i Krystianem ruszyliśmy ku Babiej!
Szybkie zakupy w Jabłonce (ta nazwa nie będzie się już tak dobrze kojarzyć, ale o tem potem...) i do stałego miejsca wypadowego na Diablaka czyli do Stańcowej.
Jako, że mieliśmy delikatne opóźnienie poszliśmy od razu bez zastanowienia zielonym szlakiem.
W połowie szlaku przy nieszczęsnej wiacie (zaśmieconej przez różnej maści debili i skur*.... którym jeden papierek czy pusta puszka po napoju cięższa jest niźli taczka rozumu którego nie mają bądź nie umieją używać) ponad naszymi głowami pobłyskiwało już bezchmurne niebo pełne gwiazd.
Niewiele trzeba było czekać aby pierwsze meteory zaszczyciły naszą wędrówkę na szczyt Diablaka - pierwsze och i achy tylko zachęcały do tego aby czym prędzej znaleźć się na szczycie aby móc w pełni podziwiać to niewątpliwie fascynujące zjawisko!!!
Ilość ludzi na szczycie faktycznie była spora, zwłaszcza grupa oszołomów z imć właśnie Jabłonki którzy nie mogli obyć się bez głośnej muzyki na szczycie... witki opadają, że młodzież nie umie i nie potrafi docenić majestatu i piękna gór, mając tylko przed oczyma kolejną okazję aby się nawalić i zrobić bydło... Uciszanie przez niemal wszystkich na szczycie skutkowało raczej tylko krótkimi przyciszeniami muzyki czy też tego czegoś co puszczali...
Ale dość o debilstwie, gdyż szkoda nań klawiatury - wróćmy do głównych aktorów widowiska - Perseidów.
Te na pięknie rozgwieżdżonym niebie latały jak nawiedzone, co jakiś czas głośne achy, ochy i inne przymiotniki opisujące stan nazwijmy to - bezwzględnego rozanielenia (o ku*wa, ale przeleciał!!!) przetaczały się przez Diablaka ;).
Ekipa pod murkiem, ja szalejący w różnych lokacjach aby uchwycić jakiegoś meteora z Babią w tle i tak mijał czas.
Że świat, że góry są małe mieliśmy okazję się przekonać, gdy poproszona osoba z ekipy obok nas o zrobienie nam zdjęcia, została uprzedzona przez jakąś dziewczynę mówiącą, że ona zrobi, bo lubi robić zdjęcia. Dostała aparat, instrukcje jak nas doświetlić czołówką i... po pytaniu czy jest z Krakowa nastąpiło drugie - Karolina??? - Meteor!?!?!? :D
Potem radości ze spotkania nie było końca!
Jakiś czas później gdy siedzieliśmy pod murkiem widzieliśmy idącą parę po szczycie i wołającą: Rafał, Rafał!
Grupa stwierdziła, że to może o mnie chodzić, w co mi się nie chciało za bardzo wierzyć, bo mnie by wołali "Meteor" jak już, wszak Rafałów jest od groma, a Meteor tylko jeden :P
Ale chwilę później gdy już wołali "Rafał, Meteor" było wiadomo, że jednak ja jestem tą poszukiwaną przez nich osobą ;)
Kolejna bardzo sympatyczna niespodzianka - Magda z Robercikiem też dołączyli do Diabelskich Perseidów sprawiając mi tym samym wielką radość, bo czym więcej fajnych osób tym lepiej!
Zgodnie z prognozą po 2:00 w nocy zaczęły nadciągać chmury od południowego-wschodu, co wieszczyło niedaleki koniec bezchmurnej obserwacji.
Potem była przeprowadzka w nowa miejscówkę gdzie niezmąconą ciszę przerywał tylko lekki zefirek nie będący jednak żadnym utrapieniem.
Wschód Słońca, kolory przed nim - po prostu bajka!
A potem niestety trzeba było wracać do domku, choć jak zawsze człek zostałby jeszcze o wiele wiele dłużej w gościnnych babiogórskich progach.
Dziękuję wszystkim za świetną atmosferę i klimat tej niezwykłej nocy okraszonej wielką ilością Perseidów (dobrze ponad 50, ale ile dokładnie naliczyłem to nie wiem, bo już przy bodajże dziesiątym straciłem rachubę 8-) ), w kolejności zjawiania się na Diablaku, żeby nie było, że kogoś faworyzuję:
Tomek, Arleta, Krystian, Magda, Robert Robercik
No i specjalne podziękowania za nieoczekiwane spotkanie i wywołaną tym radość dla Karolki!
Zdjęcia - no cóż, coś tam mi się udało sfocić, aczkolwiek meteory (kuzynostwo w mordę kopane :D ) w przeciwieństwie do pogody która była idealnie taka jak zamówiłem łącznie z chmurami od około 3-ej godziny pojawiającymi się na nieboskłonie (dziękuje Tato!!!) nie chciały jakoś zostać uwiecznione - w momencie gdy tylko kończyłem robić zdjęcie zaraz przelatywał jeden lub dwa chichocząc gdzieś na niebie, że znów mnie przechytrzyły. Żeby to było raz czy dwa razy, to ok, byłoby to zrozumiałe i na swój gwiezdny sposób wytłumaczalne, ale tak było niemal całą noc (co wywoływało kolejne salwy śmiechu u co poniektórych i moją lekką irytację)!!!
Koniec końców jednak coś tam się udało złapać, choć tym "złapanym" daleko do tych wzbudzających przelewającą się przez szczyt Diablaka falę zachwytu :)
To była cudowna gwiezdno-diabelska noc!!!
Do zobaczenia gdzieś w górach następnym razem moi drodzy i na pewno za rok na kolejnych "Diabelskich Perseidach"!!!
Meteor
Komentarze