Okładka

Zapis bardzo osobistej wyprawy, górskiej wyprawy innej niż wszystkie, bo głównym jej celem nie jest samo zdobycie szczytu, nocna wędrówka w górach, czy spędzenie nocy pod diabelskim murkiem lub jakieś sprawdzenie siebie, ale uczczenie pamięci najbliższej mi osoby w całym moim zyciu, najukochańszej i najwspanialszej, którą w swoim życiu miałem przyjemność i zaszczyt znać i którą Kocham z całego serca najmocniej jak umiem – mojego Taty – Krzysztofa.

19:45 odjazd do Zawoji busem. Na Babią Górę już dawno nie jechałem busem. Ale tym razem to była jedyna opcja. Gorączka która przyplątała się dwa dni wcześniej jakoś mnie nie martwiła. Przecież trzy razy na Diabelski wschód Słońca w bieli jechałem z niemal 40-to stopniową temperaturą i jakoś dawałem radę. Pogoda która również nie nastrajała optymistycznie cały dzień, również nie robiła na mnie wrażenia – nawet jakby było gradobicie ze śnieżycą i deszczem padającym do góry, też bym poszedł!

Kiedy dwa lata temu zacząłem tą kolejną górską wyprawę po raz pierwszy, nie liczyłem nawet, że ten trzeci Memoriał ku czci Taty, diabelski memoriał będzie dokładnie w 30. rocznicę Jego śmierci… Trójka w trzydziestkę – jest w tym jakaś ukryta symbolika.

Zupełnie spontaniczny pomysł jak najlepszego uczczenia Taty który zrodził się w mojej głowie ponad dwa lata temu, był następstwem uhonorowania tej wspaniałej pasji i miłości jaką od małego Tata we mnie zaszczepił. Teraz z rozrzewnieniem i łezką w oku wspominam wspólne z Tatą górskie wyprawy, czy to jednodniowe jak właśnie na Babią Górę czy też wielodniowe od schroniska do schroniska. Zresztą tak samo jest z fotografią. Obie są moimi największymi miłościami i obie zawdzięczam Ojcu. Dlatego nawet wędrując jak dzisiaj sam, nie jestem nigdy sam, bo wiem, że Tata w górach zawsze jest ze mną. Dojeżdżamy do Sułkowic a moje oczy zaczynają zachodzić łzami… I chociaż Tata zawsze przy mnie jest w moim sercu, to tak cholernie mi go brakuje… Szyby w busie poprzecinane są pejczami kropel deszczu który chyba chce się dołączyć do mojego stanu… Czas się, chociaż godzinkę zdrzemnąć, może mi się uda…

Autor: 
Licencja : 
PD
Początek trasy w Zawoji

Początek trasy w Zawoji

Początek trasy w Zawoji

23:30 Dowlokłem się do Przełęczy Lipnickiej. Niestety nie udało mi się złapać stopa, chociaż o dziwo jechały aż trzy auta do góry. Szedłem cały czas drogą, zostawiając niebieski szlak z boku, głównie z powodu, że mam dzisiaj nieswoją czołówkę, która jest nie najlepsza niestety, no ale lepsza taka niż żadna. Hulający dookoła wiatr zapowiada to, co czeka mnie na grani. Wędrówka asfaltem do Krowiarek przypomniała mi jak wiele razy szliśmy właśnie na Krowiarki z Tatą od Zubrzycy Górnej, gdzie docierał PKS z Krakowa, a dalej właśnie trzeba było dreptać drogą asfaltową ku Przełęczy Lipnickiej. Ech cudowne wspomnienia… Małe co nieco na ząb i ruszam ku Babiej!

18:35 Wracam już busem do Krakowa. Ale to nie koniec Diabelskiego Memoriału dla Taty!

Droga z Krowiarek na Babią Górę… Kiedy rano dwóch gości na szczycie się licytowało który przeszedł szybciej, wygrał czas 1:10h… Ja z Krowiarek ruszyłem o 23:45, ale już droga na Sokolicę pokazała, że to będzie długa i ciężka trasa.

Do Sokolicy niczym Jezus w drodze na Golgotę, cztery razy dosłownie padałem na kilka długich minut, aby złapać oddech i nabrać trochę sił… Tak słabo w górach nie czułem się baaaardzo dawno, a dokładniej od czasu Diabelskiego Wschodu Słońca w bieli 2′, który był pięć lat temu…. kiedy to też z wysoką gorączką ze schroniska w Slanej Wodzie przez Cyl na Diablaka szliśmy „dzięki” mnie ponad 10h… Można by rzec, że moje siły były odwrotnie proporcjonalne do moich chęci i motywacji. Jednego jednak byłem pewny bardziej niż tego, że jutro wzejdzie Słońce – chociaż miałbym iść na czworaka to dojdę na Diablaka – dla Taty!

Kolejne etapy drogi nie były lepsze, każdy miał swój „upadek” i kilkuminutowe leżenie na plecaku. Z innych rzeczy około wyprawowych zdarzyła się rzecz dla większości abstrakcyjna, dla mnie, dla Diabelskiego Wariata jednak całkiem normalna – od Kępy wiatr całkowicie ucichł! A jeszcze na Sokolicy prognozy w oparciu o istniejącą sytuację nie były zbyt różowe. Na Krowiarkach i w drodze na Sokolicę mogłem cieszyć oczy (szczególnie leżąc na plecaku i zbierając siły) pięknym widokiem rozgwieżdżonego nieba, jednak na samej Sokolicy o widoku gwiazd już mogłem zapomnieć, gdyż niebo pokryły dość szczelnie chmury. Podobnie mogłem zapomnieć o zdjęciu Diablaka z gwiazdami, gdyż o ile masyw Diablaka był jeszcze delikatnie widoczny w ciemności, to już gwiazd nad nim nie było. Za Kępą nawet ten widok już też uległ zapomnieniu, gdyż na Babiej zacumowała chmura, dodatkowo podnosząc walory artystyczne i wrażeniowe wycieczki. I tak idąc w totalnej ciszy i gęstym mleku, grzbietem Babiej Góry wiedziałem, że to było… zaplanowane! Na szczyt Królowej Beskidów dotarłem (pędząc z szybkością żółwia wyścigowego na dopalaczach… bez nóżek) o 4:18

Na szczycie Diablaka był lekki wiaterek, ale to był ten z rodzaju delikatnie muskających kopułę szczytową, wręcz przyjemnych i miłych dla gości Królowej Beskidów, zupełnie inny niż wiejące nie raz na szczycie wiatry stwarzające wrażenie wściekle huraganowych, mających chyba za punkt honoru zdmuchnięcie ze szczytu jak największej ilości dwunożnych istot akurat tam będących (a takowy był zaledwie dzień wcześniej, kiedy wiatr na szczycie dochodził w porywach do ok. 120-130 km/h).

Po rozlokowaniu się pod murkiem przyszła kolej na najważniejszy punkt programu – zapalenie zniczy, które po całonocnym paleniu się pod diabelskim murkiem, wieczorem dnia następnego zostaną ponownie zapalone na grobie Taty w Krakowie. Przy niemal bezwietrznej pogodzie rozpalenie było bezproblemowe i już do rana od diabelskiego murka biła przyjemna łuna światła.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 002

A później małe co nieco na ząb, zasłużone Duplo (które ma swoją nierozerwalną więź z tym dniem…) oraz Desperadosik Mojito i wycieńczony zapadłem w zasłużony sen, ktory był swoistym zbawieniem po jakże ciężkiej dla mnie trasie. Wschód Słońca miał być o 6:38, ok. 6-ej jeszcze znalazłem resztkę sił aby ze śpiwora wychylić głowę i…. zapowiadały się ładne kolorki. Ale na tym jednak moje siły się skończyły, gdyż na samą myśl o rozłożeniu statywu i wyciągnięciu aparatu… padłem dalej. Ci co mnie lepiej znają już wiedzą i mogą sobie wyobrazić w jak kiepskim stanie musiałem być. Kiedy ok. 7-ej znów się przebudziłem (wtedy właśnie ci kolesie dyskutowali o czasie dojścia) dookoła było już zbite mleko i wzrastający wiatr, więc tym bardziej przewrócenie się na drugi bok i ponowne „przycięcie komara” było przyjęte z aplauzem przez cały organizm.

Mimo wzrastającego wiatru spało mi się dobrze, zupełnie nie przeszkadzali mi ludzie którzy przychodzili i odchodzili ze szczytu, gdyż w sumie ledwo ich było słychać w nieprzerwanym świście wiatru, nieustannie penetrującego szczyt od zachodniej strony. W końcu ok. 11-ej wywlokłem się ze śpiwora, zgasiłem znicze (dwa, jeden otwarty zgasił się sam wcześniej pod wpływem narastającego zachodniego wiatru) a koronnym argumetem do opuszczenia ciepłego legowiska był fakt, iż chmury dość szczelnie i szybko do tej pory opatulające szczyt Diablaka się… zmyły i zaczęły się piękne jesienne widoczki.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 01 (3c3a)

Piękne jesienne diabelskie widoczki o poranku

Wiatr w niczym mi nie przeszkadzał, aby utrwalać kolejne obrazy – Jesień na Diablaku jest piękna, mimo, iż nie ma tutaj przecież drzew liściastych stanowiących zawsze największy koloryt jesiennych górskich panoram.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 04  (3c3)m

Widok ze szczytu Diablaka na wschód.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 05  (3c3)

Żółty słowacki zlak w dół...

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 07  (3c3)

... i w górę ;-)

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 11  (3c3)m

Szlak prowadzący na południe...

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 13  (3c3)m

...został pięknie jesiennie ozdobiony przez Matkę Naturę

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 14  (3c3)

Na szczycie też widać wspaniały jesienny koloryt.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 19 (3c3)

Jezioro Orawskie pięknie połyskiwało w promieniach jesiennego Sońca.

Największy mój zachwyt wzbudziła… Mała Babia Góra czyli Cyl – tak pieknego go jeszcze w życiu nie widziałem!

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 09  (3c3)m

Cyl widziany z Diablaka

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 02 (3c3)m

Cała trasa z Babiej Góry na Małą Babią Górę.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 21 (3c3)m

Diabelskie skały i Cyl.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 27 (3c3)m

Pięknie jesienna Mała Babia Góra.

A później znów opalanie pod murkiem, ale przed 13-tą nadszedł czas aby opuścić jak zawsze gościnną Królową.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 20 (3c3)m

Było tak pięknie, że aż żal było iść (mimo wiatru)...

Droga do Przełęczy Brona nie była szybka, ale tym razem bardziej niż mój kiepski stan opóźniaczami były kolejne wspaniałe kadry, które aż same się prosiły aby je uwiecznić!

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 30 (3c3)m

Diablak cały czas pięknie się prezentował w górze.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 31 (3c3)m

Jesienne barwy zdominowały krajobraz.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 47 (3c3)m

Cyl coraz bliżej.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 48 (3c3)m

I znów rzut oka w tył na masyw Diablaka...

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 54 (3c3)m

... z bardzo dobrze widocznym z tego miejsca żółtym szlakiem prowadzącym na szczyt przez Perć Akademików.

Ok. 13:30 dotarłem do Brony i po serii zdjęć poszedłem na kilka minut skorzystać z pięknego Słonka w trawkę – skończyło się ponad godzinną drzemką, która mnie znienacka dopadła i skutecznie usidliła.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 57 (3c3)m

Szlak na Małą Babią Górę z Przełęczy Brona...

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 55 (3c3)m

...zapraszał swoimi bajecznie jesiennymi kolorami...

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 56 (3c3)m

...w swoje gościnne progi.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 HDR 62 (3c3)m

Na Przełęczy Brona - tutaj można było już ściągnąć czapkę.

Po drzemce trasa w dół do schroniska na Markowych Szczawinach, gdzie w końcu zrobiłem sobie kawę (no bo na szczycie o poranku się niestety nie dało, a przenieść kawiarkę w górach nie używszy jej – to już musiało by być ze mną całkowicie coś nie tak.

Po odpoczynku w schronisku, kawie i jedzeniu, ostatni kawałek wycieczki do Zawoji Markowe na busa, ale nie ostatni element Memoriału!

I tutaj mała dygresja komunikacyjna – kolejny raz bus do Krakowa jest busem widmo, ale… tak jest ponoć od dwóch lat, więc jeśli myślicie jechać o 17:20 lub 17:50 MercBusem z Zawoji Markowe, to włóżcie te myśli na półkę ze świętym Mikołajem. Tam ich miejsce. Bo tak jak św. Mikołaja włażącego przez komin, tak i tego busa jadącego drogą, nie zobaczycie.

23:00 Ostatni akord tego Memoriału to odwiedziny grobu Taty i zapalenie, ponowne zapalenie tego dnia zniczy z Babiej Góry.

Autor: 
Licencja : 
PD
20191001 z 069

Ostatni akord III-ego Diabelskiego Memoriału dla taty - znicze zapalone na Babiej Górze,

ponownie rozpalone na grobie Taty.

Taki mój prywatny hołd dla Taty. i ogromna wielka radość, że dałem radę, że znów ta bardzo dla mnie osobista i wywołująca ogromną falę emocji i uczuć wycieczka była tak wspaniała. I jak zawsze z Tatą w górach było po prostu cudownie!

To była wspaniała, choć bardzo ciężka dla mnie wyprawa. Chociaż bardziej ciężka fizycznie niż psychicznie, bo wszak w górach Tata jest zawsze ze mną. Mój ukochany Diablak kolejny raz przyjął mnie bardzo gościnnie, zapewniając niezapomniane wrażenia i pozwalając rozkoszować się jego pięknem i niesamowitością. Będąc na ukochanej Królowej Beskidów wiele, wiele razy, za każdym razem poznaję czy dostrzegam coś nowego, pięknego i niepowtarzalnego. Dzisiaj z górskich widoków numerem jeden był przepięknie jesienny Cyl!

Moim skrytym marzeniem jest aby ten Memoriał w przyszłości był okazją do wspólnej wędrówki nie tylko z Diabelskimi Wariatami, ale z ludźmi którzy tak samo kochają góry i też mają jakąś osobę, która tego bakcyla skutecznie i na całe życie im zaszczepiły – tak jak mnie właśnie Tata. Bo to jest jedna z tych rzeczy, których wartość jest absolutnie niepoliczalna i warta więcej niż wszystkie pieniądze świata!

Z diabelsko-górskim pozdrowieniem – Meteor.

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...