
Cześć!
Jestem Dominik i chciałbym z Wami się przywitać tekstem o rodzinnych Sudetach. Pochodzę z Kowar, małego miasteczka nieco zapomnianego przez turystów, położonego u stóp Skalnika i Śnieżki. Spędziłem tu większość życia, od małego wędrując po okolicznych szlakach. Jako 4-letni brzdąc poprowadziłem pierwszą wycieczkę - ze znajomymi rodziców ze Szczecina zawędrowaliśmy z Kowar na Okraj. W okresie szkolnym, pod pretekstem krótkiego spaceru, uciekałem w góry, z których wracałem po wielu godzinach, cały brudny, podrapany, z mnóstwem wrażeń.
Po liceum niestety zdarzyła mi się emigracja do Warszawy. Studia, praca, chęć zrobienia kariery w branży dziennikarstwa podróżniczego... To nie wypaliło. Zmarnowałem sobie w ten sposób zdrowie psychiczne i fizyczne. Siedząc na co dzień w tym gwarnym, nieprzyjaznym miejscu głową i sercem cały czas byłem w górach. Kiedy tylko zdarzała się okazja, kierowałem swe kroki ku ukochanym Sudetom. O nich też napisałem swoje 3 prace dyplomowe. Na ich temat robiłem niemalże każdą prezentację na studiach. O Sudetach non stop opowiadałem swoim znajomym, aż zaczęli zarzucać mi monotematyczność. Cóż, tęskno mi było do rodzinnych stron.
Kiedy tylko zawaliło mi się życie w Warszawie, nie zwlekałem - spakowałem manatki i na kilka rat wróciłem do Kowar. Porzuciłem marzenia o wielkiej karierze w show biznesie jako rozpoznawalny dziennikarz podróżniczy i wybrałem zamiast tego spokojne życie na prowincji. Tu zatrudniłem się jako przewodnik w Sztolniach Kowary i póki co jestem bardzo zadowolony. Bez pośpiechu, stresu, napinki na jakieś terminy, bez konieczności udowadniania swojej wartości na każdym kroku, mimo braku gwarancji docenienia starań. Miałem dość Warszawy i nie żałuję zmiany. W końcu jestem tu, gdzie były serce i głowa przez cały okres warszawski. W końcu również, jako Dominator Podróżnik, mogę wrzucać więcej wpisów z ukochanych gór, zamiast szukać na siłę szczęścia na nizinach.
Ale nie o to chodzi, bym Wam teraz lamentował, jak to było mi źle. Nie, nie... Chciałem Wam przedstawić moje ulubione miejsca w Sudetach. Wybór jest mocno subiektywny, więc każdy zapewne mógłby skonstruować inną listę, ale na tym polega piękno tworzenia takich spisów. Każdy może mieć swój, prywatny. :) Jedziemy z TOP 10 Dominatora Podróżnika! Kolejność miejsc przypadkowa.
Uwaga! Jest to lekko zmodyfikowany wpis z mojego bloga z maja 2018 r. Całość znajdziecie pod tym linkiem => Ulubione miejscówki w Sudetach - TOP 10.
1. Skalny Stół
Jest to najwyższy szczyt (1281 m n.p.m.) Kowarskiego Grzbietu we wschodniej części Karkonoszy. Jego wierzchołek wieńczą wychodnie łupków, z których rozpościera się piękny widok w kierunku Śnieżki i dalej na zachód. Oczywiście spore wrażenie robi też z tego miejsca Sowia Dolina, głęboko wcięta między Kowarski a Czarny Grzbiet. Na szczycie można znaleźć wkopany dość mocno w ziemię słupek graniczny z wyrytą na nim datą 1937. Nieco poniżej Skalnego Stołu (poza szlakiem) znajduje się wiecznie zamknięta Chatka Słoneczna - mimo wielokrotnych wizyt w pobliżu, jeszcze nigdy nie spotkałem tam nikogo. Chatka nie posiada zewnętrznego schronu, takiego jak jest np. przy Smogorniaku, więc raczej nie można liczyć na schronienie w trudnych warunkach.
W pobliżu, na czerwonym szlaku w kierunku Przełęczy Okraj, w razie potrzeby znajduje się ogólnodostępny schron. Taka wskazówka na wypadek załamania pogody i zamkniętej Jelenki (schronisko nieco powyżej Sowiej Przełęczy). Na Skalny Stół możemy dotrzeć szlakiem niebieskim z Przełęczy Okraj (odcinek nieczynny w okresie godów cietrzewi) lub z Sowiej Przełęczy, a także żółtym z Kowar przez Budniki. Lubię przesiadywać na Skalnym Stole z uwagi na to, że jeszcze nie ma tu takich tłumów, jakie są w reszcie Karkonoszy. O tym miejscu wspominałem m.in. przy okazji postów o ulubionej muzyce w górach (Porcupine Tree - Shemovedon oraz The Cranberries - I Still Do jako kawałki, które mi się z tym miejscem kojarzą) oraz o Kowarach.
2. Dolina Dzikiej Orlicy
Jest to dolina wciśnięta między Góry Orlickie a Góry Bystrzyckie. Jej dnem płynie Dzika Orlica, stanowiąca od Lasówki do Lesicy granicę między Polską a Republiką Czeską. Dawniej w dolinie tętniło życie, jednakże po II wojnie światowej miejscowa ludność niemalże w 100% została wyprowadzona z tych terenów. O ile po stronie czeskiej część osad się zachowała, o tyle wędrując polskim brzegiem Dzikiej Orlicy możemy napotkać wiele ruin, zdziczałych sadów i innych śladów dawnego osadnictwa. Życie powoli wraca w ten rejon, o czym świadczy m.in. natężenie obiektów noclegowych w Lasówce, ale mimo wszystko nadal można tu doświadczyć ciszy i spokoju.
Dolina sama w sobie jest piękna krajobrazowo. Trudno tam się dostać komunikacją publiczną, ale mając samochód lub rower warto się przejechać Autostradą Sudecką, która prowadzi w dużej mierze właśnie wzdłuż doliny. To niezwykle widokowa trasa. Przechodząc na stronę czeską warto odwiedzić Neratov, w którym stoi kościół Nanebevzetí Panny Marie z XVIII w. To, co w nim jest wyjątkowe, to sposób, w jaki został odbudowany w ostatnich latach. Jeszcze niedawno stała tam zupełna ruina. Dziś, korzystając z bardzo odważnych rozwiązań (szklany dach), stworzono obiekt, który robi wielkie wrażenie. Sama odbudowa została nawet nagrodzona w 2014 r. (3. miejsce) w konkursie organizowanym m.in. przez Senat Republiki Czeskiej na najpiękniejszą rewitalizację. Warto tam zajechać i zajrzeć do środka.
3. Kowarska Skałka
No i mamy kolejną miejscówkę wspomnianą już wcześniej w poście o Kowarach. Jak nazwa słusznie wskazuje - mówimy o skałce położonej w pobliżu tego miasta, w Rudawach Janowickich. Aby do niej dotrzeć, należy z zielonego szlaku (tzw. Stary Trakt Kamiennogórski) zejść w prawo tuż przed rozpoczęciem podejścia, wzdłuż granicy lasu. W tym miejscu ostatnio, gdy tamtędy przechodziłem, trzeba było się przeciskać między drzewami a pastuchem - ktoś ogrodził sąsiednią łąkę, na którą niektórzy lubili sobie wjeżdżać samochodem. To jednak krótki odcinek i za chwilę pojawia się leśna ścieżka prowadząca w lewo do góry. Do skałki docieramy po 5-10 min podejścia.
Kowarska Skałka to kilkunastometrowa skała granitowa, na szczyt której prowadzą wykute w niej schody. Wejście nie jest jednak łatwe, gdyż wspomniane schody są strome i nierówne, brakuje też poręczy lub łańcucha, a na górze zabezpieczeń. Mimo tego nie raz, nie dwa wchodziłem tam, również z młodszym rodzeństwem i nie miałem obaw, że się komuś coś stanie. Wystarczy zachować rozwagę i rozsądek. Ze szczytu roztacza się nieco ograniczony widok na Karkonosze, głównie na Kowarski Grzbiet, a nawet na Góry Izerskie. Uwielbiam tam przychodzić w celach kontemplacyjnych, by odpocząć i pomyśleć chwilę nad różnymi sprawami. Cisza i spokój - tego można tam doświadczyć. Zainteresowani wspinaczką mogą skorzystać z wbitych w skałę ringów.
4. Pasterka
Pasterka jest niewielką osadą leżącą w Górach Stołowych, nieco na uboczu. Schowana jest za masywnymi stoliwami Szczelińca Wielkiego i Skalniaka. Zasięgu najczęściej tam nie ma, co jest tylko dodatkową atrakcją. Można poczuć się jak na końcu świata. Dawniej, gdy granica z Republiką Czeską była jeszcze zamknięta, jej bliskość dodawała swoistego smaczku do przebywania w Pasterce. Bo tak naprawdę z perspektywy osady Polska to jest hen za górami. W Pasterce też kończy się droga jezdna. Prawda, że koniec świata? Uroku temu miejscu dodaje również niezwykle klimatyczne Schronisko PTTK Pasterka, jedno z moich ulubionych. Organizowane są tu liczne wydarzenia dla górskiej gawiedzi, za którymi akurat ja nie przepadam, ale jedno muszę podkreślić - bez względu na sytuację (choćby zamieszanie związane z organizacją jednej ze wspomnianych imprez) zawsze ekipa na miejscu jest bardzo pomocna. Nie raz wykazywali się dużą życzliwością i chęcią niesienia pomocy.
Polecam nocleg na strychu na glebie - fajny klimat, na pewno by się większości z Was, Drodzy Czytelnicy, spodobało. W schronisku napijemy się też lokalnych piw, takich jak 100 Love, które produkuje browar Rebelia w Ząbkowicach Śląskich oraz Opat, z pobliskiego browaru w czeskim Broumovie. Szczególnie zachęcam do spróbowania pieprznego. :) Miejsce to w każdym z rankingów schronisk magazynu "n.p.m." było klasyfikowane w czołówce. Przed obiektem ustawiono na linii widoku na Szczeliniec Wielki wiele mówiący nagrobek "R.I.P. Serce pozostawione w Pasterce". Łatwo się zakochać w tych miejscu, to prawda. Poza tym warto zgłębić również historię samej miejscowości, która prawie podzieliła los wielu sudeckich wiosek wysiedlonych po 1945 r. O liczebności jej mieszkańców przed II wojną światową świadczy m.in. bardzo duży kościół z XVIII w. Dziś w Pasterce mieszka co prawda ok. 20 osób, ale wieś otworzyła się na turystów i raczej nie powinna zniknąć z mapy.
5. Dukt nad Spławami
To kilkunastokilometrowej długości droga w Górach Złotych łącząca Przełęcz Suchą z okolicami źródeł Białego Spławu. Na znacznym odcinku jest asfaltowa, przy czym oczywiście to nie ten fragment przypadł mi do gustu. Bardzo lubię wędrować pomiędzy szlakiem zielonym, schodzącym z Rudawca do Bielic, a Postawną. Zazwyczaj właśnie w pobliżu szlaku zielonego lokuję swoją bazę. Otóż na skraju niezwykle malowniczej i dzikiej Puszczy Śnieżnej Białki stoi schron turystyczny, z bardzo wygodnym stryszkiem. Zdarzało mi się tam nocować i całe szczęście ręka wandala tego miejsca jeszcze nie tknęła. Ba, nawet nie tak dawno wyremontowano budyneczek, mimo iż był w naprawdę dobrym stanie. Stamtąd najczęściej wędruję właśnie w kierunku wspomnianej Postawnej - najwyższego szczytu Gór Złotych. Szutrową nawierzchnią, bez znaczących podejść i zejść, idzie się przez las, napawając się ciszą i brakiem turystów. Nie bez powodu ten fragment Sudetów był nazywany Sudeckimi Bieszczadami. To właśnie okolice Bielic zainspirowały Marka Hłaskę (pracował w tych lasach przy zwózce drewna) do napisania powieści "Następny do raju", której akcja działa się właśnie w Bieszczadach. Polecam również filmową adaptację pt. "Baza ludzi umarłych" z 1958 r. Dziś również turystów jest tu mało, zdecydowanie mniej niż we współczesnych Bieszczadach, które już nie mają takiej magii, jak dawniej.
Muszę tutaj dodać mały fragment o tym, dlaczego napisałem o Górach Złotych i najwyższej w nich Postawnej. Należy się pewne wyjaśnienie. Otóż Góry Bialskie, jak niektórzy zwykli nazywać ten obszar, w rzeczywistości... nie istnieją! Granica z Górami Złotymi, którą niektórzy lokują w Dolinie Białej Lądeckiej, jest granicą sztuczną. Wystarczy zerknąć na grzbiet, w którym brakuje wystarczająco głębokiego siodła, które byłoby wyraźnym wskazaniem "tu jest koniec". To zresztą nie tylko moje "widzimisie". Wystarczy poczytać prace uznanych regionalistów - Jerzego Kondrackiego (autora regionalizacji fizycznogeograficznej Polski) oraz Jaromíra Demka. Obaj w swoich opracowaniach Góry Złote i Góry Bialskie traktują jako całość. Na czeskich mapach zresztą sprawa jest jasna - mamy tylko Rychlebské hory, czyli nasze Góry Złote, które zaczynają się na Przełęczy Płoszczyna na zachodzie. Dlatego też najwyższym szczytem polskiej części Gór Złotych staje się Postawna (1117 m n.p.m.), a nie Kowadło. A dlaczego nie Rudawiec, skoro jest najwyższy w Górach Bialskich według Korony Gór Polski? Bo ma 1112 m n.p.m. Odpowiedzcie sobie sami, czy to więcej, czy mniej, niż 1117 m n.p.m. :) Więcej o błędach w Koronie Gór Polski i mojej propozycji, Koronie Polskich Sudetów, przeczytacie na blogu.
6. Kozí hřbety
Wracamy w Karkonosze. Kozí hřbety to tak naprawdę jedyna grań (poza Grzędą w Śnieżnych Kotłach) w Karkonoszach. W znacznym stopniu porasta ją kosówka, ale mimo to jest imponująca. Dawniej prowadził nią szlak, lecz obecnie przejście jest zakazane. W znajdującym się w pobliżu schronisku Luční bouda można zobaczyć na ścianach korytarza zdjęcia siedzących okrakiem na grani turystów. Można poczuć się jak w Tatrach, patrząc na te stare fotografie. Nie jest to typowo sudecki krajobraz. Grań tę można podziwiać z jej najwyższego punktu - Krakonoša (1422 m n.p.m.), na którego doprowadzi nas szlak czerwony (z Luční boudy do Szpindlerowego Młyna), a konkretnie jego krótka odnoga. Dalej, jak już wspomniałem, przejście jest zakazane. Teoretycznie mapy satelitarne wskazują, iż ścieżka grzbietowa jest jako tako widoczna, ale z trzech powodów odradzam przejście nią. Po pierwsze - mandaty w KRNAPie są srogie. Po drugie - przejście jest dość niebezpieczne. Po trzecie - od tego punktu widokowego ścieżkę dzieli bardzo gęsta kosówka, której sforsowanie może być bardzo trudne. Choć przyznaję, że od dzieciństwa kusi mnie to przejście. Może kiedyś rozpisze się jakiś odpowiedni projekt naukowy... ;)
7. Budniki
O nich również wspomniałem już na łamach swojego bloga, konkretnie w poście o Kowarach. Pozwolę sobie zacytować fragment tamtego tekstu:
"W pobliżu miasta znajduje się też opuszczona osada Budniki. Jej historia sięga wojny trzydziestoletniej, kiedy to w góry uciekali prześladowani przez katolicką Austrię protestanci. Warunki życia w Budnikach były bardzo ciężkie. Znaczącym wydarzeniem w trakcie roku były dla mieszkańców obchody powitania (marzec) i pożegnania (listopad) słońca. Żeby nie było - za dnia oczywiście w miejscowości też było jasno, ale niewidoczna przez kilka miesięcy pozostawała tarcza słoneczna, która w tym czasie nie wyłaniała się znad Kowarskiego Grzbietu. Dlatego osada od listopada do marca pozostawała w cieniu. Dziś te tradycje zostały wskrzeszone przez okolicznych mieszkańców. Po 1945 r. Budniki opustoszały, choć na krótko. Przez chwilę po wojnie (do 1950 r.) działał tam ośrodek wczasowy dla studentów, ale po odkryciu mineralizacji uranowej w Kowarach osadę ponownie wysiedlono, a następnie rozpoczęto poszukiwania i eksploatację cennego surowca. Z racji niewielkich ilości rudy, do tego dość ubogiej, działalność górnicza szybko przestała być opłacalna. W czasach szkolnych miałem wielokrotnie okazję włóczyć się samodzielnie po zarośniętej i opuszczonej osadzie, niejednokrotnie niemalże wpadając do nieoznakowanych piwnic. Dziś może nie jest w tym miejscu aż tak tajemniczo, ale moim zdaniem należy pochwalić lokalną inicjatywę, dzięki której, poza wiatą w dawnym centrum osady, powstały tabliczki przy ruinach zabudowań, które opisują historię danych miejsc, budynków i byłych mieszkańców. Część zarośli została wykoszona, a pamiątki po dawnych mieszkańcach, które jeszcze niedawno znajdowałem w krzakach, uprzątnięte. Pytanie tylko - gdzie? ;)"
Pragnę jeszcze dorzucić tu informację o tym, że nadal jest w Budnikach sztolnia do spenetrowania - sztolnia nr 21. Polecam wszystkim fanom tajemniczych miejsc, ale tylko tym bez klaustrofobii i wyposażonym w odpowiedni sprzęt (wodery, kaski, czołówki). ;) Byłem osobiście i bardzo mi się podobało!
8. Mała Ostra
Mała Ostra (935 m n.p.m.) to granitowa skałka położona na zboczach Skalnika (945 m n.p.m.). Niektórzy mylnie ją traktują jako właśnie szczyt Skalnika i nawet nie wchodzą na jego wierzchołek. W sumie to, co najciekawsze w tym rozległym szczycie, jest właśnie w pobliżu Małej Ostrej. Na jej szczyt prowadzą ubezpieczone schody. Barierki znajdziemy również na wierzchołku skały, która jest na tyle płaska i rozległa, że można spokojnie rozłożyć się na górze z kocykiem. ;) Siedziało się tam nie raz całymi godzinami... Zresztą z Kowar mam rzut beretem w to miejsce. Ze szczytu rozpościera się bardzo szeroki widok - możemy oglądać Góry Kaczawskie, Kotlinę Jeleniogórską, Góry Izerskie, Karkonosze, resztę Rudaw Janowickich, czyli de facto całe Sudety Zachodnie. Do skałki prowadzi od węzła szlaków (zielonego, niebieskiego, czerwonego i żółtego) oznakowane dojście. Bardzo polecam na zachody Słońca!
Aktualizacja! Mała Ostra, według Numerycznego Modelu Terenu udostępnionego na Geoportalu, jest jednak wyższa od Skalnika. :) Więcej informacji znajdziecie w moim artykule o Koronie Polskich Sudetów, również na portalu Góry i Ludzie.
9. Ruiny posiadłości Księżnej Daisy na Waligórze
Mało kto zapewne słyszał o tym miejscu. Wszyscy zajeżdżają samochodem do Andrzejówki, wchodzą na Waligórę najbardziej stromym szlakiem (żółtym, mega atrakcja!) i tą samą drogą wracają. Pojedyncze jednostki znają bardziej łagodną drogę okrężną (szlak czarny/niebieski, a następnie żółty). Ale naprawdę mało kto dociera do romantycznych ruinek na zboczu Waligóry, położonych zaledwie 5-10 minut od szczytu. W drugiej dekadzie XX w. słynna Księżna Daisy z Zamku Książ zleciła budowę pałacyku myśliwskiego na południowym zboczu Waligóry. Miała być to prywatna rezydencja księżnej, w której według różnych przesłanek miała przebywać na czas przebudowy Książa lub zamieszkiwać po rozwodzie ze swoich mężem. Piętrowy budynek, wzorowany na pałacu w Promnicy koło Pszczyny, został skonstruowany tak, by w łatwy sposób można było go przenieść później w inne miejsce. Tak też się stało i najprawdopodobniej w l. 20. XX w. przetransportowano rezydencję do Austrii. Sama Daisy, ze względu na pogarszający się stan zdrowia, w międzyczasie przeprowadziła się do miasta i nigdy nie wróciła już do swojej górskiej rezydencji. Dziś to miejsce to romantyczna ruina, z której można podziwiać wspaniałe wschody Słońca, o czym przekonałem się pewnego pięknego, urodzinowego poranka w listopadzie 2019 r. Lepszego początku urodzin nie mogłem sobie zaplanować. :)
10. Ubocze
Przeciętny turysta, a tym bardziej masowy weekendowicz nie doceni na pewno uroku Ubocza. Co w nim takiego wyjątkowego? Gdzie w ogóle to miejsce leży? Otóż Ubocze to długa wieś na Pogórzu Izerskim, położona ok. 2-3 km od Gryfowa Śląskiego. Miejsce to leży szczególnie w moim sercu ze względu na dziadków, u których spędzałem i nadal spędzam wspaniałe chwile. W wakacje zdarzało mi się jeździć do nich na dłużej, dzięki czemu pieszo i na rowerze miałem okazję penetrować dokładnie okolicę. Sielsko. Po prostu sielsko. Tak mogę scharakteryzować krajobrazy Pogórza Izerskiego w Uboczu i okolicy. Jak ktoś chce gór, to wystarczy, że wyjdzie na wysoczyznę, a już ukaże mu się widok na Góry Izerskie. Do Ubocza najłatwiej dostać się koleją, która kursuje codziennie, bez względu na święta, na trasie Jelenia Góra - Węgliniec lub Jelenia Góra - Görlitz. Stacja, a właściwie słupek z rozkładem, przy którym stają pociągi, znajduje się w pobliżu starego, mającego średniowieczne założenie, kościoła katolickiego. Na przeciwko niego, tam gdzie dziś jest szutrowy parking, był dawniej również kościół ewangelicki. Ostał się po nim jedynie religijny pomnik. W Uboczu możemy znaleźć również ruiny dawnego założenia pałacowego, w pobliżu szkoły. Miejscowość ta jest znakomitym miejscem dla każdego, kto chce sobie wypocząć na łonie natury, z daleka od wielkomiejskiego gwaru i uwielbia wiejskie krajobrazy. Co za tym idzie - nie każdemu to musi pasować. Jak już mówiłem - to mój wybitnie subiektywny wybór. ;)
Jeśli ktoś zajrzał do mojego poprzedniego posta, pewnie widział, że niewiele się zmieniło. Z listy wyleciała Szklarska Poręba kosztem miejsca, w którym spędziłem w ostatnim roku wspaniałe chwile - kosztem ruin posiadłości Księżnej Daisy na Waligórze. W ogóle ten rok, mimo wielu ciężkich chwil, obfitował całe szczęście w podróże, zarówno bliższe (Sudety! <3), jak i dalsze (Ukraina, Mołdawia, Naddniestrze). Zdjęcia zebrałem i złożyłem w postaci filmiku na Youtube. Po przeczytaniu posta serdecznie zapraszam i tam. ;) Mam nadzieję, że mój pierwszy wpis Wam się podobał i poznacie dzięki mnie kilka ciekawych miejsc. Polecam się na przyszłość!
Dominik Cybulski vel Dominator Podróżnik
Komentarze