Sprawa wygląda następująco: obecnie mamy sezon krokusowy, więc co by zobaczyć trochę wiosny w górach, udajemy się w pasmo Gorców. Pomimo wczesnej pory ruch na trasie mamy spory i jak się okazuje wszystkie samochody ciągiem skręcają na Chochołów. My na przekór jedziemy prosto aż do Łopusznej, gdzie będziemy otwierać naszą pętlę. Poranek nie pozostawia złudzeń – będzie piękny dzień.
Trasę rozpoczynamy we wspomnianej Łopusznej, gdzie obieramy szlak czarny. Nasz ostateczny cel to oczywiście Turbacz, ale najpierw podążamy w kierunku Polany Zielenica. Idziemy szeroką drogą, która jest przeplatanką lasów i polan. Ścieżka prowadzi umiarkowanie w górę, a my żwawym krokiem podążamy w nieznane. Dzień jest iście wiosenny, więc w końcu możemy zrzucić kurtki i maszerować tylko w koszulkach.
Wciąż niewymagającą ścieżką podążamy zgodnie z czarnymi znakami. Obecnie znajdujemy się w okolicy szczytu Wysznia, dokładnie na leżącej nieopodal polanie. Po raz kolejny mamy możliwość odbicia na zieloną ścieżkę dydaktyczną, prowadzącą do Gajówki Mikołaja lub na Żubrowisko, jednak my wciąż trzymamy się założonego wcześniej planu. Dziś mamy parcie na szczyty ;)
Niebawem wchodzimy w las i maszerując między drzewami, po łącznie 1h 35minutach docieramy do rozstaju szlaków. Skręcamy zdecydowanie w lewo, tym samym kierując się za czerwoną farbą wprost na Polanę Zielenica. Tutaj spotykamy pierwszych wędrowców, którzy cykają nam pamiątkowe zdjęcie, po czym żwawo ruszamy dalej.
Po krótkim leśnym odcinku wychodzimy ponownie na otwarty teren. Szlak umiarkowanie prowadzi w górę wśród rozległych połaci borówek, a z każdym krokiem wzwyż za nami coraz wyraźniej wychylają się Tatry. Znajdujemy się dokładnie na Polanie Zielenica, która należy do wyjątkowo widokowych miejsc - nie tylko na Tatry, ale i Gorce oraz Pieniny. Jest obecnie kwiecień, a słońce grzeje co najmniej jakby był lipiec, po wietrze ani śladu, a my ciągle przemy w górę... ;)
Po krótkiej przerwie ruszamy dalej czerwonym szlakiem. Droga nieznacznie odbija w lewo i prowadzi nas delikatnie w dół lasem. Niestety rusza się prognozowany wiatr, który solidnie kołysze drzewami na boki. Robi się nieco chłodniej, ale nie na tyle by nam uprzykrzyć wędrówkę. Po kilku minutach docieramy do Polany Gabrowska Duża, która jest całkowicie pokryta krokusami. Robię kilka zdjęć, po czym ponownie znikamy w lesie.
Kolejny odcinek jest niewymagający, a my wędrujemy równą ścieżką w otoczeniu świerków. Po łącznie 30 minutach marszu wchodzimy na Halę Długą od wschodu, tuż obok Źródełka Miłości. Naszym oczom oczywiście najpierw ukazują się wielkie fioletowe połacie. Co zaskakujące - jest pusto, nikt nie włazi w krokusy, a kwiatki same w sobie nawet ładniejsze niż te na Kalatówkach. Zdecydowanie polecam Gorczański Szlak Krokusowy :D Bajka!
Wolnym krokiem zmierzamy do centralnego punktu Hali Długiej, ale najpierw musimy ubrać kurtki. Na polanie wiatr duje niemiłosiernie, a w dodatku jest dość zimny. Na Przełęczy Długiej, gdzie usytuowane są ławki, znajdujemy się po kilku minutach, zrzucamy plecaki i siadamy pomimo niezbyt korzystnych warunków atmosferycznych. To co uwielbiam w Hali Długiej to cisza i spokój. Nieliczne wędrowniczki mijają nas niepostrzeżenie, a my mamy to miejsce tylko dla siebie. Jakże to miła alternatywa dla nieopodal leżącego i licznie obleganego Turbacza. Wystarczy tak niewiele, by znaleźć swój własny azyl... Patrzymy na majestatyczne Tatry i ich białe wierzchołki kontrastujące z fioletową polaną pod naszymi stopami.
Po około 30 minutach ładowania akumulatorów lub jak kto woli leniuchowania, wiatr nas przepędza na dobre. Niechętnie się podnosimy, a jeszcze oporniej podążamy pod górę ku ostatecznemu celowi naszej wyprawy. Wiadomo już że to Turbacz, który będziemy zdobywać po raz trzeci :) Pocieszający jest fakt, że z każdym krokiem wzwyż wiatr ustaje i zanosi się, że pod schroniskiem może być ciepło i przyjemnie.
Po około godzinnym odpoczynku ruszamy wreszcie w kierunku szczytu. Prowadzi nań szlak czerwony, który kluczy między drzewami. Wędrówka jest krótka i zajmuje nie więcej jak 15 minut, więc nie ma w zasadzie opisywać. Co ciekawe za każdym razem, kiedy stajemy na wierzchołku, jest tam inne oznakowanie i dzisiaj również. W zeszłym roku na Turbaczu stał odnowiony obelisk, ale brakowało drewnianej tabliczki z wysokością, jak to miało miejsce 2 lata temu. Dzisiaj na obelisku widzimy pokaźną metalową płytę, na której umieszczona jest nazwa, wysokość oraz współrzędne geograficzne. Pomysł ciekawy, ale wykonanie jakieś surowe...
Żwawym tempem schodzimy umiarkowanie w dół cały czas niebieskim szlakiem. Momentami droga jest jednym wielkim błotem przez co musimy obchodzić bokiem, ale ogółem wędrówka przebiega sprawnie. Po 40 minutach znajdujemy się w Zarębku Wyżnim i czeka nas ostatnie niebywale ostre zejście do Zarębka Średniego. Kolana siadają niemiłosiernie, a poza tym doskwiera nam ciepło. Po 15 minutach lądujemy na wygodnej asfaltówce, którą maszerujemy jeszcze 10 minut, po czym domykamy petlę na 19 kilometrze i z radością ściągamy trepy z nóg. Koniec :)
Turbacz i jego okolice w zasadzie nigdy mnie nie zawiodły. Dziś po raz kolejny potwierdziła się teoria o moim wewnętrznym sentymencie do Gorców, a jest on tym większy, kiedy trafiamy na tak cudowne widoki i trasy. Krokusowy szlak potwierdził, iż można podziwiać te szalone kwiatki w ciszy i spokoju, bez zadeptywania i włażenia między nie. W Gorcach one po prostu SĄ i to wystarczy...
Agata / My Way To Heaven
Relacja również na blogu --> http://gorymywaytoheaven.blogspot.com/2016/04/krokusowym-szlakiem-przez-gorce.html
Komentarze