Jakiś czas temu opowiadałam Wam o wyjeździe na trekking Fjällräven Classic Sweden. Firma Fjällräven zaprosiła nas jako organizator, przygotowując mnóstwo niezwykłych niespodzianek. Na kilka dni znalazłam się wśród ludzi z całego świata, blogerów, górskich dziennikarzy i przewodników.
Tym razem chcę podzielić się z Wami innymi niespodziankami, w jakie obfitowała ta część wyjazdu.
W zacisznym pensjonacie, w małym miasteczku Abisko niedaleko Kiruny, spotkała się grupa arktycznych lisów (tak nazywa się turystów wędrujących górskimi szlakami Szwecji). Wśród nich byłam i ja. Nie był to wrzesień, kiedy leżąc na tarasie Abisko Mountain Lodge ogląda się zorze polarne, ale moje motywacje były trochę inne.
Pojechałam spotkać się twórcami sprzętu i odzieży górskiej, posłuchać jak powstaje, jakie materiały są w tym celu wykorzystywane, jak przeprowadzane są testy, w końcu - w jaki sposób marka Fjällräven trafia do swoich odbiorców i skąd w ogóle się wzięła. Była to jedna z najciekawszych lekcji, jakie odbyłam w życiu :)
Na zapoznawczym obiedzie (który był naprawdę przepyszny, jak wszystkie późniejsze posiłki w Abisko Mountain Lodge) poznaliśmy przewodników górskich oraz kompanów, którzy mieli nam towarzyszyć na szlaku następnego dnia. Po kolacji, w pokojach czekały na nas plecaki po brzegi wypełnione produktami Fjällräven, które mieliśmy możliwość przetestować podczas wycieczki, którą odbyliśmy następnego dnia.
Warunki na trasie były bardzo zmienne. Szliśmy przywiązani do liny po lodowcu, wspinaliśmy się po kamiennych blokach na jeden z najwyższych szczytów, po południu zrobiło się upalnie, a wieczorem bardzo zimno. Jednak na każdy rodzaj pogody mieliśmy odpowiedni strój - od lekkich koszulek, po puchowe kurtki. Okazało się, że byliśmy testerami kolekcji letniej 2020 Fjällräven,a nasze ubrania były prototypami - w taki sposób dowiedzieliśmy się, jak między innymi marka testuje swoją odzież.
Podczas kolacji i wieczornego ogniska mieliśmy okazję posłuchać opowieści. O tym, jak Christina znalazła 40 letnią (i wciąż dobrze wyglądającą) kurtkę Fjällräven w szafie swojej babci. O tym jak arktyczne lisy (czyli wędrowcy po górach Skandynawii) tak zafascynowali założyciela marki, że zdecydował się na tę nazwę, jak zaprojektował pierwszy plecak ze stelażem, i wiele innych.
Przyszła też chwila na konkrety - dowiedzieliśmy się w jaki sposób firma wytwarza sprzęt outdoorowy, mając przy tym na uwadze przesłanki ekologiczne oraz w jaki sposób zapewniają produktom długowieczność. Ja sama byłam bardzo zadowolona z testowanych produktów, a opowieści moich towarzyszy potwierdzają, że to sprzęt, który może przetrwać długie lata.
Co jednak najważniejsze, wszyscy pracownicy Fjällräven, których miałam okazję poznać, to ludzie przede wszystkim z pasją. To nie jest ich praca, ale życie. Żyją ekologią, potrafią godzinami dyskutować o tym co tworzą - o sprzęcie outdoorowym, ale także o kulturze chodzenia po górach, o wydarzeniach, które organizują dla piechurów, o tym w jaki sposób “wyciągają ludzi z kanapy”. Na potwierdzenie dodam, że była z nami osoba, która w góry wyszła po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni.
Po porannym śniadaniu uściskaliśmy serdecznie gospodarzy, przewodników, powiedzieliśmy sobie ‘do zobaczenia’ na szlaku i rozjechaliśmy się do domów.
Wyjazd będę wspominać jeszcze przez długi czas. A to wszystko dzięki krajobrazom i przeżyciom, których doświadczyłam, dzięki przewodnikom z doskonałym poczuciem humoru, oraz dzięki wszystkim serdecznym i pełnym pasji ludziom, których miałam okazję poznać w ciągu tych kilku dni.
Komentarze