Kupowanie czołówki to czynność bardzo niewdzięczna, wymaga bowiem specjalistycznej wiedzy i świadomości warunków, w których chcemy oświetlać sobie drogę. Dlatego też przedstawię Wam dziś test świetnej latarki Mactronic VIZO, wrocławskiego produktu stanowiącego silną konkurencję dla Petzlów i Black Diamondów.

Dodam, że jak dotąd byłem użytkownikiem modelu Black Diamond Storm, mającego zupełnie odmienną konstrukcję. Nie zdziwcie się więc, że moje uwagi mogą dotyczyć całej klasy czołówek posiadających osobny pojemnik na baterie.

Pierwsze wrażenie

Pudełko

Miałem już przyjemność testować lampę rowerową firmy Mactronic, spodziewałem się więc spektakularnego unboxingu. Moje oczekiwania zostały w pełni zaspokojone. Już samo pudełko od VIZO robi wrażenie, wypisane są na nim konkretnie wszystkie parametry, razem z rodzajem użytej diody. To bardzo profesjonalne podejście do klienta, zamiast sloganów i obietnic mamy po prostu "kawę na ławę". Przedstawię Wam podstawowe właściwości latarki abyście mieli świadomość, z czym się mierzymy:

Przód - dioda.
  • Dioda Samsung LH351D LED połączona z rozpraszającą soczewką.
  • W trybie LOW strumień świetlny 22 lumen (max 110h)
  • W trybie MEDIUM strumień świetlny 200 lumen (max 19:30h)
  • W trybie HIGH strumień świetlny 400 lumen (max 12:45h)
  • W trybie BOOST 636 lumen na 30 sekund.
  • Tylna czerwona dioda starcza na 250h w tryybie ciągłym i 300h w trybie migającym.

No dobra, co to oznacza? Porównajmy te osiągi do innych popularnych czołówek. Budżetowy Petzl Tikka ma maksymalny strumień świetlny 200 lumen i świeci do 60h. Nowy Black Diamond Storm – 350 lumen w 40h. Oczywiście po paru godzinach jasność latarki mocno maleje, maksymalna liczba lumen utrzymywana jest zazwyczaj dość krótko.

Tył - pojemnik na baterie.

400 lumen osiągane przez VIZO to naprawdę dużo. docenią to pewnie rowerzyści i osoby potrzebujące dobrej orientacji w terenie. Boost do prawie 700 lumen to już prawdziwa "petarda", doskonale nada się do znalezienia zgubionego szlaku.

Pozostałe parametry VIZO to:

  • Waga 195g.
  • Zasilanie z baterii 3xAA (jest dostępna także wersja akumulatorowa).
  • Blokada włącznika.
  • Odporność na pył i wilgoć w standardzie IP64.
  • Odporność na upadek z wysokości do 2m.

Obudowa

Na początek skupmy się na jakości wykonania czołówki. Wszystkie plastiki i elementy gumowe są doskonale spasowane. Po założeniu na głowę latarka jest wyważona i ani dioda, ani pojemnik na baterię nie "dyndają" wesoło, gdy stawiamy energiczne kroki. Sam pojemnik jest łatwy do otwarcia, ale jednocześnie nie odblokuje się samoczynnie. To bardzo istotne, bo gdy złapie nas konieczność wymiany baterii na siarczystym mrozie albo w totalnej ciemności - nie będziemy kląć na wymyślne blokady albo śrubki. Rysunki ilustrujące bieguny baterii są mało czytelne, no ale każdy rozgarnięty turysta poczuje po dotyku z której strony znajdują się sprężynki do zetknięcia z minusem. Pojemnik mieści 3 baterie AA. Wyjmuje się je bez większych trudności, znajdują się bowiem w jednym rzędzie.

Baterie

Warto wspomnieć, że pojemnik z bateriami można odpiąć od głowy i schować np. do kieszeni kurtki. Dzięki temu odciążamy czoło, a przy okazji grzejemy ogniwa i zapewniamy im wydajniejszą pracę. Przy dużym mrozie różnica w czasie pracy zimnej i ciepłej baterii jest naprawdę kolosalna. W zestawie jest specjalny przedłużacz do kabla. Złącze przedłużacza posiada blokadę zapobiegającą wypadnięciu wtyczki.

Blokada wtyczki

Przednia część czołówki to pół na pół guma i plastik. Diodę można przekręcać w górę i na dół, ale ruchy głowicy osadzonej na gumowych zawiasach bywają bardzo oporne. Mimo to do jakości wykonania absolutnie nie można się przyczepić. Wszystko jest na swoim miejscu. Producent deklaruje odporność na pył i wilgoć IP64, jak dotąd nie udało mi się złamać tej bariery :-).

Jakość można zauważyć gołym okiem.

Wspomnę jeszcze o samej konstrukcji. Rozdzielenie diody i baterii ma swoje wady i zalety. O zaletach już z grubsza wspomniałem, wady widzę dwie. Po pierwsze w klasycznych "monolitycznych" konstrukcjach ciepło wydzielane przez półprzewodnik grzeje jednocześnie baterie. W jakimś niewielkim stopniu poprawia to wydajność urządzenia. Po drugie - VIZO przy wyciąganiu z plecaka potrafi pociągnąć za sobą kilka innych rzeczy, które zaplątują się o kabel albo pojemnik z bateriami. Ot, cena porzucenia prostoty.

Światło

Przejdźmy do meritum, czyli sposobu świecenia. W deklarowane przez producenta lumeny wierzę na słowo, nigdy nie miałem tak jasnej latarki. Sterowanie przednią diodą odbywa się za pomocą jednego przycisku. Kolejne kliki przełączają różne tryby świecenia. Dłuższe naciśnięcie przy wyłączonej czołówce aktywuje blokadę zabezpieczającą przed przypadkowym włączeniem w plecaku lub w kieszeni. Przycisk jest duży i łatwo dostępny nawet dla ręki w rękawiczce. Jedyna rzecz, która mi się tu nie podoba to opcja zapamiętania ostatnio używanego poziomu mocy. Sprawia ona, że działanie przycisku bywa mało przewidywalne.

Główny włącznik czołówki.

Strumień światła jest w sam raz, ani nie za szeroki, ani nie za wąski. Odpowiada za to specjalna soczewka nałożona na diodę Samsunga. Potrzeba dłuższej chwili na dostosowanie się do stosunkowo niskiej częstotliwości modulacji diody, która sprawia, że obraz "klatkuje" nam przed oczami.

Bardzo miłym bonusem jest tylna, czerwona lampka znajdująca się w obudowie pojemnika na baterie. Może ona działać równocześnie z lampą przednią, z pewnością poprawi nasze bezpieczeństwo na nieoświetlonych asfaltówkach.

Test bojowy

Tak się ciekawie zdarzyło, że testowałem czołówkę w bardzo trudnych warunkach, przy temperaturze odczuwalnej grubo poniżej -20 stopni. Sprzęt elektroniczny ciężko odczuł takie mrozy, pierwszy skapitulował telefon, drugi - aparat, który dało się włączyć dopiero po mocnym ogrzaniu baterii. Czołówka VIZO miała o tyle trudne zadanie, że była odsłonięta do huraganowego wiatru, jaki ma zwyczaj wiać na grzbiecie Karkonoszy. Tutaj konstrukcja z pojemnikiem na baterie z tyłu sprawdziła się doskonale. Umieszczone pod kapturem zasilanie podkradało ciepło buchające z głowy i zapobiegło zamarznięciu ogniw.

Przez dwa paskudnie zimne dni latarka nie straciła nic ze swoich właściwości. Nadal świeci mocno i pewnie jeszcze trochę posłuży na oryginalnych Duracellach przez następny wyjazd. Zwłaszcza, że rzadko korzystam z jej pełnej mocy, wystarcza mi skromne 200 lumen w trybie MEDIUM :-).

Podsumowując, czołówka Mactronic VIZO to wyrób najwyższej jakości z wieloma ciekawymi rozwiązaniami. Z pewnością warto rozważyć jej kupno przy kolejnym turystycznym shoppingu. Nie zawiedzie Was nawet w trudnych warunkach. Jej cena internetowych sklepach zaczyna się od 175 zł.

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...