
Chałupa pochodzi z 1914 roku. Jest podobna do wielu innych w tej okolicy, budowanych tutaj na przestarzeni kilkudziesięciu lat pewnie przez cieśli-ojców, potem synów, w niemal identycznej formie. Przechodziły wojny, a projekt się nie zmieniał, w klasycznej prostej formie zawiera jeszcze starożytne pozostałości barokowych rozwiązań. Stoi na skraju przysiółka Zalesie, jednej z mocno rozrzuconych wiosek Pogórza Dynowskiego. Nieopodal traktem dawnej drogi na Węgry - grzbietem wzgórza - biegnie żółty szlak w kierunku Baryczy. Roztacza się stąd widok na sąsiedni grzbiet, na którym leży Gwoździanka, a w niej odnowiona niedawno drewniana cerkiew.
Znalezisko podarował mi właściciel domu, który porządkował szpargały wnętrza rozbieranej właśnie szopy. W zwiniętym pakunku znajdowało się mnóstwo poniszczonych, zakurzonych papierów. A pojedyncze ich sztuki walały się jeszcze w kurzu podłogi. Widniały na nich daty z lat 1930., ale też z czasów cesarsko-królewskich jaśnie nam Panującego Cesarza Franciszka Józefa. Nastarszy z nich z lat 60. XIX w.
Rozkładam delikatnie stary dokument. Papier łamie się, jest sklejony. Staram się go rozdzielić bardzo powoli nożem. Niestety jest jakby zrośnięty i nie wszędzie odchodzi, kruszy się przy delikatnych ruchach. Zdmuchuję i ścieram ściereczką z mikrofibry grudki zaschniętej pleśni. W końcu moim oczom ukazuje się zwartość. Właściwie najważniejsze informacje są widoczne. Stanisława Pięciak wykupuje ubezpieczenie na wypadek śmierci jej męża (?) – Wojciecha, który przebywa w niewoli. Pieniądze będą wypłacone, gdyby zmarł w ciągu roku. Jest rok 1916 lub 1918. Górną część daty zjadła mysz.
Następny plik papierów to mały notesik, również rozpadający się w rękach, być może zakupiony gdzieś na drugim końcu świata (w Nowo-Sybirsku?). Autorem jest Wojciech Pięciak. 28 czerwca 1919 w Nowosybirsku otrzymał legitymację inwalidy wojennego Wojsk Polskich („ważną tylko na Nowo-Nikołajewsk” – tak nazywał się Nowosybirsk do 1925 r.). Za rok dopiero miał dotrzeć po długiej podróży przez 13 mórz – do Polski, tego też dowiadujemy się z owego notatnika. Z „Ubezpieczenia wojennego” wiemy, że urodził się w 1879, czyli będąc inwalidą wojennym w Nowo-Nikołajewsku miał już 40 lat. W c.k. dokumencie jest też informacja, że już 19 kwietnia 1916 (1918?) przebywa „w niewoli” (carskiej?). Jakiego stopnia się dosłużył? Nie wiadomo. W jakich formacjach służył? Być może da się tego dojść, wiadomo, że jego statek dobił do Gdańska „wszamo Boże Ciało”, tj. 3 czerwca 1920 r. Tak więc nie była to Brygada Syberyjska, która dotarła 1 lipca do Gdańska, chyba, że jakiś wcześniejszy transport?
Trasa ich podróży była długa. Z Nowo-Nikołajewska, który znajduje się mniej więcej w środkowej Rosji, nie kierowali się na Zachód, do Polski, tylko na Wschód. Tam dopiero przez Morze Japońskie, Ocean Indyjski i dalej, wokół Hiszpanii, wpłynęli na Morze Bałtyckie – gdzie wreszcie przybili do portu w Gdańsku.
Jak wyglądała ta droga przez Polskę w 1920 roku do małej biednej wioski na pogórzu Beskidów, trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Od jej bohatera raczej nic więcej, z wyjątkiem tego, co raczył zapisać w tym notesiku, niestety już się nie dowiemy.
Dobrze jest jednak wędrować po tych okolicach, szukając znaków dawnych czasów. Stara kapliczka, którą może stawiali dziadkowie tego sybiraka, może jeszcze kto inny, kogo znał, rozmawiał z nim? Stare żłobiska dróg polnych, porzucone w momencie mechanizacji (osie traktorów nie mieściły się w koleiny furmanek). Wreszcie - ile takich świadectw historii zagubionych galicyjskich wiosek przepadło bez wieści, spalonych pod kuchnią przez praktyczne babcie i dziadków podczas wiosennych porządków? Lepiej nie myśleć.
Komentarze