W górach chciałoby się ciszy. Ciszy i spokoju. Ale zwykle człowiek nie przebywa w nich sam. A tam gdzie osób więcej, tam rodzą się pytania: potrzebne, niepotrzebne, z grzeczności, z ciekawości, z ludzkiej życzliwości lub złośliwości. Bo ludzie uwielbiają pytać. W górach zwykle pytają o coś z poniższej listy.
1. Daleko jeszcze?
Absolutny top topów, pytanie które pada praktycznie podczas każdego wyjazdu i żadnego pasma się nie boi. Zwykle stosowane w sytuacji, gdy mijamy się z kimś na szlaku lub gdy jest nam pod górkę. Może pełnić rolę:
- „przywitania” – zwykle zadawane osobie idącej z góry, gdy chcemy nawiązać kontakt słowny a doskonale wiemy, jak daleko jeszcze do celu – po prostu zależy nam na byciu miłym/zauważonym/docenionym;
- rolę „informacyjną” – użyte w identycznej sytuacji, lecz gdy naprawdę nie mamy zielonego pojęcia gdzie jesteśmy i ile jeszcze drogi przed nami;
- „zwrócenia na siebie uwagi” – zwykle zadawane partnerowi wędrówki, w celu dania mu odczuć, że coś nas tam zaczyna już w butach albo w głowie uwierać i lepiej żeby za daleko nie było;
- „przekleństwa czy nawet groźby” – kiedy mamy już serdecznie dość kilometrów i podejścia, a droga dłuży się i dłuży – w takiej sytuacji to standardowe pytanie wzmacniane jest zwykle przez dodanie odpowiedniej intonacji, a bywa, że i poprzedzone odpowiednim epitetem. Moim skromnym zdaniem pytanie to jest nagminnie nadużywane, a wszelkie insynuacje jakoby trasa była za długa biorą się z niecierpliwości płci pięknej, która chciałaby od razu i bez wysiłku.
2. Widziałeś szlak?
Typ pytania nie ma nic wspólnego z oznaczeniem szlaku. No, może poniekąd. Faktycznie może być bowiem zadane wówczas, gdy szlak bawi się z nami w chowanego, ale w 8 na 10 przypadków pada, gdy zamiast skupić się na wędrówce skupiamy się na wymianie myśli z towarzystwem. Jak już wcześniej zostało wspomniane, ludzie w górach lubią gadać, a kiedy gadają zapominają. No a potem pytają i dziwią się, że nie ma szlaku. No a przecież jest, tyle że za nami, na rozstaju, który minęliśmy jakiś dobry kilometr temu.
3. Mogę zerknąć na twoją mapę?
Wędruję już po górach parę dobrych lat. Przez tę parę dobrych lat, pomogłem niezliczonej liczbie turystów będących w potrzebie. Potrzebie umiejscowienia się w czasie i przestrzeni. Nie wiem czy to ja mieszkam w miejscu, gdzie map jest prawdziwy dostatek, czy to oni na jakiejś kartograficznej pustyni się rodzą, ale jakimś dziwnym trafem ja mapę zawsze mam, a oni nie. Ja wiem, że dzisiaj komórki, że w internecie przecież szlak podejrzeli, albo że tak tylko, na górkę wyszli, ja to wszystko rozumiem. Ale jednego pojąć nie potrafię. Skoro szlak tak świetnie znają, to po co pytają? Że niby kto pyta, nie błądzi?
4. Może przerwa?
Pytanie z gatunku powtarzających się wprost proporcjonalnie do liczby przebytych kilometrów, ciężaru plecaka i zasiedzenia na stołku. Częstotliwość jego zadawania zależy od dyspozycji własnych, warunków pogodowych oraz naszego towarzystwa. Niektórzy muszą zadać je co kilometr, inni co godzinę, niektórzy po wejściu, a są i tacy co dopiero po zejściu. Występują też osobnicy, którzy zadają je "od bułki do bułki" lub "od puszki do puszki".
5. Skąd idziesz? / Dokąd idziesz?
Tu obywa się zwykle bez złośliwości. Zwykła ludzka ciekawość połączona z odrobiną sympatii. Rzadko kiedy zadaje się to pytanie komuś, kto nas nic nie obchodzi. Bo tu chodzi o wymianę uprzejmości. Dopytujemy o cel wędrówki, miejsce wyjścia lub noclegu, plany na jutro, miasto, w którym rozmówca mieszka. Takie tam Polaków o górach rozmowy. Łączenie się w nieszczęściu, górska martyrologia i przelewanie litrów potu w słusznej sprawie.
6. Myślisz, że będzie padać?
Pytanie z gatunku samospełniającego się proroctwa. W zasadzie kiedy je zadajemy, to możemy być pewni, że za chwilę będzie trzeba zawijać z grani. Bo choć zwykle wydaje się nam, że nadciągające chmury to nie są chmury deszczowe, to dziwnym trafem to pytanie sprawia, że nagle pęcznieją i nabierają kolorów. Lepiej pozostawić więc to pytanie bez odpowiedzi. Wątpliwości same się rozwieją.
7. Jest trudno?
Pytanie na które nie ma i nie może być jednoznacznej odpowiedzi. Od początku nacechowane jest subiektywnymi odczuciami i doświadczeniem posiadanym przez odpowiadającego.
Nie, nie jest trudno, lajcik, niewielka ekspozycja i kilka skałek...
A chwilę potem stoisz na skraju przepaści, trzęsiesz łydami i myślisz co ja tu k@$#$# robię!? I nie, że mijany przez nas rozmówca skłamał czy chciał nas wsadzić na skałę, on po prostu tak czuł. A że chodził po Via Ferratach i miał doświadczenia w Hindukuszu, to mu wąskie półki skalne nie straszne. Po prostu trochę cię przecenił. Choć z drugiej strony, czasami nie chcemy ludziom wierzyć. Tak zupełnie, za grosz. Mówisz człowiekowi, żeby nie pchał się na gran w tych supermodnych adidasach za kostkę, że może je sobie uszkodzi, że to ślepa uliczka, ale nie, on brnie w nią uparcie, jak kozica górska - no bo przecież nie jak baran - z godną pozazdroszczenia pewnością siebie. No bo skoro powiedziałeś że trudno, to on musi zmierzyć się z problemem. Jakby co to ma przecież helikopter w odwodzie.
8. Są łańcuchy?
Nie wiem dlaczego, ale dla niektórych odpowiedź twierdząca, na tak postawione pytanie, równa się śmierć w oczach. A przecież łańcuchy ustawia się nie po to żeby ludzi straszyć, tylko żeby pomóc im ten strach okiełznać. Czasami więc na tak postawione pytanie nie wiem jak odpowiedzieć, bo bez względu na odpowiedź mogę przyprawić kogoś o palpitację serca. W tym przypadku chyba lepiej już milczeć.
9. Co ja tu robię?
Jedyne pytanie z listy, którego się nie wypowiada. A jeśli już, to pod nosem, mamrocząc coś w przypływie złości i frustracji. Zwykle ma charakter retoryczny i zadajemy je sami sobie. Przeważnie w chwili kryzysu, zawahania, załamania pogody lub nerwów. A najczęściej gdy wszystkie te rzeczy dzieją się naraz. Ot, forma komentarza wygłaszana w momencie, gdy nasze idylliczne postrzeganie gór rozmija się z naszą aktualną kondycją lub stanem wiedzy na temat danego pasma. Można je również zadać, gdy latem wchodzimy na jakiś popularny szczyt – Giewont dla przykładu będzie w sam raz – i nie potrafimy uwierzyć, że tylu rodaków naraz postanowiło zadbać o kondycję.
10. Dasz łyka?
No tak, w górach trzeba pić. Wiadoma sprawa. Ale komu chce się dźwigać te wszystkie butelki, przecież dookoła tyle strumieni, a woda krystalicznie czysta. No chyba, że wyschnie. Albo zajdzie szlamem. Albo po prostu źle obliczymy odległości. Wtedy trzeba podpytać kolegę albo koleżankę, może coś się im jeszcze ostało. Pewnie dadzą łyka. No chyba, że prowadzimy, wtedy faktycznie poczęstują tylko wodą. Jeśli jeszcze ją mają. Może się bowiem okazać, że oni też liczyli na nasze wsparcie. Wtedy nie pozostaje nic innego jak wędrówka o suchym pysku.
11. Poczekasz na mnie?
Nie chcę wyjść na szowinistę, ja naprawdę lubię chodzić z kobietami po górach, człowiek staje się wtedy bardziej łagodny i opiekuńczy, otwarty na potrzeby innych; ale czy panie nie mogą zrozumieć, że czekanie męczy bardziej niż wchodzenie? Człowiek zastyga. Gubi rytm, oddech i sens istnienia. Cierpliwość wystawia na ostatnią próbę. Stąd prośba: drogie panie, pozwólcie swoim facetom po prostu przeć do przodu. Czy wam naprawdę przeszkadza, że zachowują się w górach jak pies gończy? Przecież jak wywęszą jakieś schronisko albo rozdroże, to grzecznie, poczekają. Nie ruszą się z miejsca. Dlatego nie strofujcie, nie wydawajcie komend. Po prostu pozwólcie biegać im luzem.
12. Gdzie teraz?
Czasami wydaje się nam, że w górach radzimy sobie całkiem nieźle. Że nie gubimy szlaku, odróżniamy prawą od lewej i wschód od zachodu (nie tylko słońca). Ale na góry, a w warunkach turystyki krajowej także na PTTK, nie ma mocnych. Prędzej czy później każdy z nas stanie przed dylematem „gdzie teraz?” Zwykle wybierzemy źle i nadłożymy kilometrów, albo zejdziemy po zboczu, którym lepiej byłoby się sturlać. Ale cóż, na to pytanie nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Każdy musi odpowiedzieć sobie na nie samemu. Ważne żeby nie zadawać go sobie zbyt często, bo to może zwiastować niezdecydowanie i brak przywiązania do górskiej tradycji?
13. Co teraz?
Tak jakoś niezamierzenie wskoczyło mi to pytanie na trzynastą pozycję. Przypadek? Nie sądzę. W górach nic nie dzieje się przypadkiem, dlatego zawsze trzeba zachować czujność. A jeśli już pojawi się to pytanie, to oby dotyczyło raczej rozładowanych baterii w aparacie albo zagubionego batona, niż skręconej nogi czy rwącej rzeki nie do przejścia. Na niektóre pytania z kategorii „co teraz” trudno bowiem znaleźć właściwe odpowiedzi, w takiej sytuacji lepiej mieć w pobliżu kogoś, kto wymyśli je za nas. Albo odrobinę czasu do namysłu.
14. Cześć?
Forma krótkiego pozdrowienia, która w momencie wypowiadania przez pozdrawiającego wcale nie ma formy pytającej, lecz staje się nią, gdy wraca do nas w formie rykoszetu, odbitego od muru obojętności, na który natrafia. Czasami zostajemy z tym pytaniem na ustach i nie do końca wiemy, jak poradzić sobie z tym fantem. Odpowiedź jest tylko jedna: trzeba przejść obok takiego obrotu sprawy obojętnie.
A Wy, na jakie pytania musicie najczęściej odpowiadać w górach? ;)
Komentarze