Zbliża się kolejna wiosna, dlaczego więc nie spędzić jej na Ponidziu? Owa kraina, położona w województwie świętokrzyskim, w kwietniu i w maju rozkwita tysiącami barw. Ciche i kameralne rezerwaty czarują rzadkimi okazami roślin, równinne szlaki zaś przetykane są tu i ówdzie kolorowymi wzgórzami. Oto moja relacja z bajecznej wycieczki po Ponidziu! Minęło kilka lat, ale piękno zdecydowanie pozostało.
Punkt startowy, czyli Wiślica, to miejscowość pamiętająca jeszcze czasy wczesnośredniowiecznego plemienia Wiślan. Według legendy książę Wiślimir miał tu przyjąć chrzest na długo przed władającym Polanami Mieszkiem. O bujnej historii Wiślicy przypomina wystawiona przez Kazimierza Wielkiego bazylika, dom ufundowany przez samego Jana Długosza oraz prastare grodzisko na kulminacji Wyspy Miejskiej. Wiślicę niegdyś upodobali sobie królowie - chętnie przebywał tu Władysław Jagiełło oraz Kazimierz Jagiellończyk. Znajdujące się na przecięciu szlaków handlowych miasto wciąż rosło w siłę, stając się jednym z najważniejszych ośrodków Małopolski. Wspaniały okres rozwoju przerwał "potop" szwedzki, po którym zrujnowana Wiślica już nigdy nie podniosła się z upadku.
Szlak niebieski ma swój początek na wiślickim rynku - tutaj też dojechałem busem z Kielc (8:20 z Mielczarskiego 121). Po obejrzeniu podniszczonej nieco okolicy (w szczególności uroczego baru u Gieni) udałem się zwiedzić bazylikę. Niestety plebania jeszcze spała, nie mogłem więc obejrzeć wnętrza, musiałem zadowolić się samym widokiem wyniosłej, widocznej z daleka świątyni. Na zewnątrz kościoła stoi zabytkowa dzwonnica oraz dom Długosza (obecnie siedziba plebanii). Szczególną uwagę przykuwa ufundowana przez Jana Długosza tablica, znajdująca się nad jednym z portali, wyryta pismem tak gotyckim, że aż nieodczytywalnym.
Z kolegiaty udałem się w stronę Gorysławic, z lewej strony mijając Zajazd Kasztelański (jak się później okazało ostatnie przed Łatanicami miejsce, gdzie można kupić suchy lub złocisty prowiant ;-)) oraz nieczynny już kościół p.w. św. Wawrzyńca. Na teren kościoła można dostać się przez otwartą furtkę, niestety wnętrze jest niedostępne do zwiedzania. Rąbka tajemnicy uchyliła stojąca nieopodal starsza mieszkanka - okazało się, że po ostatniej kradzieży zabytkowego wyposażenia świątyni opiekę nad kluczem do niej przejął sąsiad. Dookoła znajduje się kilka poprzewracanych nagrobków, podobno pamiętających jeszcze XIX w - są to pozostałości po przykościelnym cmentarzu.
Kilkadziesiąt metrów za kościołem szlak niebieski skręca w stronę Chotla Czerwonego, warto jednak zejść na chwilę z trasy, aby obejrzeć kapliczkę wybudowaną ok. 1700 r. (źródła podają także 1920 r., aczkolwiek wspomniana już mieszkanka poinformowała, że to tylko data remontu). Podobno jeszcze niedawno wyglądała nieco bardziej okazale, niestety podczas robót ziemnych bezmyślnie zniszczono prowadzące do niej kamienne schody. Naprzeciwko kapliczki, obok stacji benzynowej, znajduje się odsłonięcie geologiczne, strasznie niefotogeniczne z uwagi na ogrodzenie z metalowej siatki.
Szlak prowadzi w stronę gorysławickiego cmentarza, tam też przystanąłem, żeby obejrzeć przedwojenne jeszcze nagrobki. Trzeba przyznać, że dawnym mieszkańcom nie brakowało fasonu, stara część nekropolii z dramatycznymi i wyniosłymi figurami wygląda bardzo stylowo. Za cmentarzem czekała mnie długa, tonąca w mniszkach droga do Chotla. Droga ta przebiega przez Królewskie Łąki, teren znany wśród ornitologów ze swojej bagnistości, a co za tym idzie występowania ponad 45 gatunków ptaków. Dookoła latało mnóstwo bocianów, nie zniechęconych intensywną eksploatacją łąk przez rolników, niestety omijały mnie szerokim łukiem nie dając okazji do użycia aparatu.
Tuż za mostem nad ostatnim przed Chotlem strumykiem skręciłem w prawo, porzucając szlak na rzecz rezerwatu Góry Wschodnie. Jest to obszar stepowy, co na Ponidziu oznacza mnóstwo chronionych miłków wiosennych oraz wystających gdzieniegdzie spod ziemi wychodni gipsu. Poprzez Góry Wschodnie przeszedłem do widocznego z daleka rezerwatu Przęślin, mieszczącego na malutkim wzgórzu otoczonym polami. Znajdują się tam niezmiernie rzadkie gatunki roślin (gęsiówka uszkowata, ostnica włosowata) oraz owadów (jedno z trzech znanych na świecie stanowisk ziołomirka stepowego). Na gipsowych zboczach można zaobserwować lśniące, skalne "jaskółcze ogony".
Kolejny etap wycieczki to Chotel Czerwony, malowniczo położona wieś, nad którą góruje niezwykły, gotycki kościół, pamiętający jeszcze swojego fundatora, Jana Długosza. Świątynia jakimś cudem uniknęła zniszczeń w zawieruchach wojennych, do dziś zachowała się w stanie praktycznie nienaruszonym. W podnóża wzgórza kościelnego wykuto kilkunastometrową jamę zwaną "kuchnią proboszcza", niestety niedostępną do zwiedzania.
Powróciłem na niebieski szlak i pomaszerowałem w stronę Chochołu, przechodząc obok starego, zniszczonego już młyna. Potencjalnych turystów ostrzegam przed pokręconym jak krakowski precel oznakowaniem, tuż przed młynem należy skręcić w prawo, ignorując wymalowany na słupie znak (prowadzi w pokrzywy sięgające głowy). Po dotarciu na trasę Busko-Wiślica istnieje możliwość złapania bus-a na pobliskim przystanku, ja jednak wybrałem się jeszcze w stronę Skorococic. Szczególnie polecam piękną drogę przez Parszywe Błonie (nazwa jest cokolwiek zwodnicza :-D). Leżący wzdłuż niej Aleksandrów sprawia wrażenie zapomnianej przez świat osady, aż do samych Skorocic dookoła trudno zobaczyć choćby pojedynczego człowieka.
Same Skorocice słyną z rezerwatu przyrody, obejmującego ścisłą ochroną gipsowe formacje skalne - jaskinie (w tym największa w Polsce jaskinia gipsowa mierząca ok. 280 m), leje i zapadliska. Płynący tędy potok, który wyrzeźbił malowniczy wąwóz, co rusz ginie w podziemnych korytarzach, pełnych różnorodnych zjawisk krasowych. Powierzchnia rezerwatu jest stosunkowo duża, zmieściło się więc w nim sporo chronionej roślinności stepowej, zamieszkanej przez rzadkie owady. Ogólnie warto to wszystko zobaczyć na własne oczy. Ze Skorocic udałem się prosto na przystanek do Łatanic, jeżeli komuś zostanie na tym etapie dużo czasu może przejść się w stronę Lasu Winiarskiego, mijając po drodze rezerwat Winiary Zagojskie.
I to już wszystko na dziś, mam nadzieję, że zachęcę choć jedną osobę do odwiedzenia Ponidzia. Na koniec zacytuję fragment piosenki Wojciecha Bellona, świetnie oddający magię nadnidziańskiego świata:
W srebrnoświtych łąk morze, W mrocze średniowiecza
W pola gdzie słońce orze z ranka po odwieczeż
W żar od od słońca odbity, w różnokwietną pożogę
Wrócisz wiedziony świtem
Wrócisz wiedziony zmrokiem
Komentarze