Zapomniany świat na olbrzymiej przestrzeni, pośród zielonych wzgórz, w dolinach górskich rzek… Niesamowite odludzie, pełne samotnych krzyży, cmentarzy, zdziczałych sadów, ukrytych w lesie znaków dawnego życia. Dzikie uroczyska, kapliczki, cerkwiska… Bezpowrotnie utracony obraz tamtej wsi, dziś jawi się jako miejsce widmo – zastanawia, zadziwia, przeraża…
Banica 2005 – Robię pętelkę – po raz pierwszy w dolinach nieistniejących wsi. Kieruję się za znakami żółtego szlaku w stronę lasu zwanego tutaj „Kanadą”
Ścieżka prowadzi do Wołowca – jednej z niewielu łemkowskich wsi, które przetrwały na tym zapomnianym odludziu.
Wieś na końcu świata, dalej nie ma już nic… cywilizacja odeszła z chwilą rozpoczęcia akcji „Wisła” która całkowicie zmieniła obraz regionu. Wołowiec cudem ocalał. Wróciło tu kilka rodzin łemkowskich, by rozpocząć tu raz jeszcze swą egzystencję w towarzystwie nowo osiedlonych wówczas polskich obywateli.
Na niewielkim wzgórzu pośród drzew odnalazłem serce wsi. Stara cerkiew, poniewierana po wysiedleniach (stajnia dla owiec) zdewastowana i opuszczona, przetrwała jednak swój najgorszy czas, by dziś znowu móc spełniać swą rolę. Serce nie umarło, przeżyła i wieś… Położony nieopodal cmentarz parafialny, posiada kilka nagrobków wykonanych prawdopodobnie przez słynnych na Łemkowszczyźnie kamieniarzy z Bartnego.
Polna droga prowadzi mnie dalej – ku Nieznajowej, praktycznie odciętej od świata. Kilkukrotnie przeprawiam się przez Zawoję – niewielki potok wijący się jak wąż i towarzyszący mi do momentu aż wpadnie do Wisłoki.
Niesamowita cisza, potężne przestrzenie i pusty szlak. Tak właśnie zapamiętałem to magiczne miejsce. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Nieznajową, poczułem się jak w innym świecie – kraina duchów, środek pustkowia, mgliste wyobrażenie przeszłości o której niewiele wiedziałem…
…I tylko krzyże ukryte w lasach pozostały po tych co tu żyli, a ich potomkowie nigdy nie powrócą…
Właśnie w tym miejscu zdałem sobie sprawę że Łemkowszczyzna stanie się moją pasją. Bywałem w tych górach od dawna, byłem w wielu miejscach, dopiero jednak gdy zobaczyłem Nieznajową, uznałem że jest duszą tych gór. Od tamtego czasu oprócz dreptania po szlakach Łemkowszczyzny, zainteresowałem się istotą sprawy. Dotarło do mnie że miejsce to nie bez powodu od dawna siedziało w mojej głowie. To nie tylko piękne i nieskażone agresywną turystyką miejsca. To przede wszystkim inny świat który odszedł… została tylko jego namiastka. Do nas należy aby otworzyć swą wyobraźnię i odtwarzać ten świat w swojej głowie wędrując tu z mapką, przewodnikiem, kompasem i latarką.
Przechodzę na drugą stronę i kieruje swe kroki w stronę Czarnego – kolejnej nieistniejącej wsi -miejsca oderwanego od rzeczywistości.
Wieś praktycznie nie istnieje. Dostrzegłem jedynie okresowo czynną bacówkę należącą do pasterzy z Podhala wypasujących tu krowy oraz owce. Po tym co zobaczyłem wtedy w Nieznajowej, Czarne tylko utwierdziło mnie w przekonaniu że Beskid Niski to góry które obudziły we mnie uśpioną chęć poznania tego niesamowitego świata, który zawiesił się tu w marazmie trwającym do dziś, jednak działającym na mnie jak narkotyk – silnie, z dreszczem, pożądaniem i zdobyciem go za wszelką cenę.
Chmury zebrały się nad łemkowszczyzną – zarówno te na niebie jak i te które zawisły nad przyszłością tego miejsca. W oddali dostrzegłem Jasionkę – smutną połemkowską osadę przez lata PRL – u utrzymującą się z dobrodziejstw PGR – u, a dziś zapomnianą, tkwiącą na krawędzi – między pustkowiem a współczesnym światem.
Żałuję że nie poznałem wtedy Radocyny oraz Długiego położonych w bliskim sąsiedztwie Czarnego i Nieznajowej. Zrobiłem to rok później i wkleiłem do swej świadomości jako miejsca dopełniające czarę gorzkiego napoju o nazwie „Powojenna Łemkowszczyzna”. Napoju cierpkiego, jednak silnie działającego na wyobraźnię i nigdy niezaspokajającego pragnienia poznania tych miejsc na nowo.
Artykuł jest tylko dokumentem wspominkowym, ukazującym jedynie moje odczucia. Nie przedstawia on pełnych faktów historycznych. Jego rola sprowadza się jedynie do zainteresowania czytelnika powyższym tematem.
Tekst i zdjęcia: Tomasz Gołkowski
Komentarze