Loty do włoskiego Bergamo z Polski bywają bardzo tanie i naprawdę grzechem jest z nich nie skorzystać. W dodatku rozkład lotów z Krakowa jest świetny – wylot w piątek wczesnym popołudniem i powrót w niedzielę. Idealnie! Ostatni weekend października spędziliśmy więc z narzeczonym w okolicach włoskiego Bergamo.
W piątek i niedzielę spacerowaliśmy po samym miasteczku, które samo w sobie jest bardzo urocze. W sobotę za to pojechaliśmy pociągiem do miejscowości Lecco leżącej nad Lago di Como, skąd chcieliśmy zdobyć Monte Resegone, 1875 m.n.p.m.
Szlak był dosyć stromy, ale nie przesadnie trudny. Pierwszy krótki przystanek zrobiliśmy sobie przy schronisku Rifugio Stoppani. A od schroniska robiło się coraz bardziej stromo… Po jakimś czasie doszliśmy do rozwidlenia, gdzie w jedną stronę można było iść w stronę górnej stacji kolejki Piani d’Erna, a w drugą stronę na Monte Resegone. Wiele się nie zastanawiając ruszyliśmy w stronę Monte Resegone. Stamtąd dopiero zaczął się hardcore :) Jeżeli nie macie porządnych butów, sporej ilości samozaparcia, czy boicie się szlaków wąskich i na tyle stromych, że przy wchodzeniu trzeba używać rąk – nie idźcie dalej szlakiem nr 1, a skręćcie w stronę Piani d’Erna. Zupełnie poważnie, dalej są fragmenty, gdzie dla „górali-amatorów” zaczyna się wymagające podejście. Ale jeśli jesteście gotowi na spory wysiłek – gwarantuję, że warto, bo widoki wynagrodzą Was podwójnie. Coś wspaniałego :)
Szczyt zdobyliśmy po blisko 4 godzinach od wyjścia spod dolnej stacji kolejki. Ufff, nie było łatwo, ale było warto :). Nie zatrzymywaliśmy się na górze zbyt długo, czas nas gonił, jeśli chcieliśmy dojść na dół przed zmrokiem. Weszliśmy tylko na chwilę do schroniska Luigi Azzoni, żeby upewnić się, czy schodząc na drugą stronę góry, dojdziemy do Piani d’Erna. Właściciel schroniska potwierdził, a my ucieszyliśmy się niezmiernie, że nie będziemy musieli schodzić tą samą stromą drogą. Znak na górze wskazywał, że szlakiem nr 17 powinniśmy dojść do celu.
A widoki na drogą stronę były zdecydowanie mniej zamglone:
Standardowo, z oznaczeniami po drodze było bardzo kiepsko… Zdążyliśmy się lekko zestresować, czy aby na pewno dojdziemy do celu, a nie wylądujemy w jakiejś wiosce z drugiej strony góry. Staraliśmy się tylko nie zgubić odpowiedniego numeru szlaku, co też momentami nie było proste. Dopiero po blisko godzinie schodzenia pojawiła się tabliczka, która wskazywała znów na Piani d’Erna. Ufff :). Widoki po drodze – oczywiście fantastyczne:
Dojście do górnej stacji kolejki zajęło nam około 2 godzin. Jako że było już dość późno, a i zmęczenie dawało się we znaki, postanowiliśmy zjechać kolejką na dół. Koszt to 6 euro od osoby, ale wiedzieliśmy, że za chwilę zrobi się ciemno, nie chcieliśmy schodzić w takich warunkach. Wróciliśmy autobusem do centrum Lecco. Początkowo myślałam, że jeszcze na szybko pozwiedzamy miasteczko, ale skupiliśmy się raczej na szukaniu restauracji, gdzie można by dobrze zjeść i zrelaksować się przy kuflu piwa… :)
Komentarze