Okładka

Podczas wyprawy do Rumunii nasze plany były wiele razy zmieniane. Pierwotnie chcieliśmy ruszyć w Góry Rodniańskie i Fogarasze. Ostatecznie te drugie zamieniliśmy na Bucegi. Czy lepszy wybór, tego nie wiem. Jednak na pewno nie żałuję, a fotografie które tam wykonałem zajmują obecnie honorowe miejsce na półce.

Późnym popołudniem przyjechaliśmy z Bukaresztu do Busteni. Zatrzymaliśmy się na kampingu Aviator. Pierwszą noc postanowiliśmy przespać w namiocie, zaś na drugą która poprzedzała wyjście w góry przenieśliśmy się do pokoju. Generalnie standard kampingu nie był jakiś wysoki, jednak to co najważniejsze, czyli sanitariaty i kuchnia była, a to najważniejsze. Następnego dnia pojechaliśmy pozwiedzać zamek w Branie. Jednak o tym innym razem. Po powrocie sprawdziliśmy możliwe punkty wyjścia w góry. Jedną z opcji było iść z Busteni po łańcuchach, druga opcja to wjechać kolejką gondolową. Jedna ruszała z Busteni, a druga z sąsiedniej Sinaia. No cóż trochę nasłuchaliśmy się o średnim stanie łańcuchów i ostatecznie wybraliśmy kolejkę. Teraz wybór która. Bliżej szczytu Omu prowadzi ta z Busteni, jednak jak ją zobaczyłem to stwierdziłem, że wolę drałować dłużej z Sinai lub iść po łańcuchach.

Następnego dnia rano śniadanie i ruszamy. Samochód zostawiliśmy przy Hotelu Cota 1400. (numer oznacza wys. n.p.m.) skąd wzięliśmy gondolę na 2000 m n.p.m. Czas start. Przez kolejne punkty, którymi były Pietra Arsa oraz Babele szliśmy na Omu. Pierwszy postój w Cabana Babela (schronisko) i mały problem natury technicznej. Przywykliśmy do polskiej szkoły schroniskowej, gdzie zawsze jest możliwość poproszenia o wrzątek. Tutaj tego nie było, dodatkowo pan obsługujący był wyjątkowo niegościnny. W związku z tym krótki postój przy skale i ruszamy dalej. Trasa wiodła w górę i w dół po pięknych w sumie to można powiedzieć połoninach. Po drodze zastanawialiśmy się do czego przyrównać te góry. Tatry to nie są (choć wysokość podobna), Karkonosze też (choć szlaki szerokie i do wielu miejsc dojeżdżały samochody), Bieszczady też (choć klimat połonin). Bucegi to taka piękna mieszanka różnych gór ulokowana zaledwie 100 km od Bukaresztu. Specjalnie to napisałem, bo jak można wyczytać w przewodnikach góry te miały stać się swoistym kurortem. W związku z tym znajdują się tutaj drogi, hotel czy nawet BOISKO. No cóż, jak to już napisałem ostatnio „dyktator kazał, to zrobili”. Jednak wracając na szlak.

Po ponad 12 km i równo 5 godzinach drogi oczom naszym ukazała się mgła. Byliśmy pewni, że do szczytu zostało kilkaset metrów, przy czym mgła była tak gęsta, że nie było widać ani jego, ani schroniska. Doszliśmy na górę i wtedy znalazło się i schronisko - Cabana Omu, i stacja meteo, i posterunek Salvamontu (tutejszy „TOPR”). Dość zmęczeni, ale szczęśliwi weszliśmy do środka. Małe, raczej surowe schronisko, ale za to bardzo miła obsługa. Od razu wykupiliśmy nocleg w „dormitor comun” (sali zbiorowej) i siedliśmy do przygotowywania posiłku. Tutaj wrzątek nie był problemem, jednak od razu kupiliśmy herbatę czy jakiś napój. Nie chcieliśmy „na sępa” coś załatwiać, zwłaszcza, że jak napisałem panie były bardzo miłe.

Trochę odpoczęliśmy i czekaliśmy na zachód słońca. Niestety, ale mgła nie schodziła. Ja już byłem zrezygnowany i chciałem iść spać. Jedynie dowiedziałem się, o której może być wschód słońca i tak nastawiałem budzik. W ostatniej chwili Ania wyszła na zewnątrz i szybko wróciła po mnie „Bierz aparat”. Mgła rozmyła się i pojawił się piękny zachód słońca i super widoczność. Co jakiś czas pojawiały się lekkie mgły, które tylko dodawały uroku całej scenerii. Kilkadziesiąt minut i po wszystkim. Czas wracać do środka. W międzyczasie rozmawialiśmy z Rumunami, którzy również nocowali w Cabana Omu. Powiedzieli nam, że za dnia jest tutaj bezpiecznie, jednak w nocy lepiej nie wychodzić. Powodem są niedźwiedzie, które podchodzą do budynku w poszukiwaniu jedzenia. No cóż, do wschodu postanowiłem tego nie sprawdzać.

5:00 budzik dzwoni, szybko ubieram się i idę na zewnątrz. Jak wyszedłem tak wróciłem i obudziłem Anię. - Wstawaj!

— Co się dzieje?
— Inwersja!
— Już idę.

Krótka zaspana rozmowa, jednak komunikat przekazany. Ja z aparatem szaleję na szczycie, a Ania po chwili przychodzi i mi towarzyszy. Chmury po prostu oblały cały szczyt, a lekka mgła tańczyła wokół. Widok piękny. Naprawdę warto było tutaj przyjść i nocować. Przez około godzinę chodziłem i fotografowałem z różnych ujęć i perspektyw. Wiało jak diabli i byłem już skostniały, ale co tam. Szybko tutaj nie wrócę. Około 6:20 było już po wszystkim, wróciłem do łóżka i nie potrafiłem się zagrzać. Jednak było warto i z tym w głowie w końcu przysnąłem. Nie na długo, ponieważ po 7:00 już zaczął się harmider i kolejne osoby wstawały i pakowały swoje rzeczy.

Ostatecznie około 10:00 wyszliśmy ze schroniska, podziękowaliśmy, jeszcze pamiątkowe zdjęcie i w drogę. Trasa powrotna zajęła nam 4:40 jednak tym razem zeszliśmy do Cota 1400, co wydłużyło trasę o ponad 2 km stromego zejścia. Doszliśmy do samochodu i po chwili jak tylko złapaliśmy oddech ruszyliśmy w dalszą drogę. Następny przystanek Curtea de Arges.

Informacje praktyczne:

  • Kamping Aviator w Busteni: Namiot + 2 os.= 25 lei, nocleg w pokoju 2 os.= 50 lei ( w tym media i łazienka)
  • Gondola w Sinaia 2 stacje 1000-1400 i 1400-2000- my wybraliśmy tylko drugi etap i zapłaciliśmy 40 lei z 2 os.
  • Parking pod hotelem Cota 1400 15 lei za dobę
  • Cabana Omu: nocleg w sali zbiorczej 30 lei za osobę, coca cola 7 lei, herbata 3 lei, obiady około 15-25 lei
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...