Autor: 

​​​​​​— Ciiiiiii... słyszysz? Przysłuchaj się...

— Nic nie słyszę, o co Ci chodzi? Zawsze mówili, że jesteś dziwna, ale że tak? — mam już dość, chodzimy cały dzień, bolą mnie plecy od plecaka, nie czuję nóg, jestem głodny.

— Ciiiii, zaczekaj, nie daj się porwać zgiełkowi ludzkich spraw i racjonalnych przemyśleń, obiecałam, że pokażę Ci skarb, do którego tak bardzo dążysz, zaufaj mi — powiedziała, lecz on bardzo negatywnie podchodził do całej tej wyprawy, pomimo tego, że młoda dziewczyna o kręconych włosach i głębokim spojrzeniu, która zawsze wydawała mu się, że ma nie równo pod sufitem, żyje w jakiejś innej galaktyce, stwierdził, że była nieszkodliwa — oraz była jego przyjacielem. Postanowił jeszcze chwile pochodzić po pagórkach.

Kiedy tak na nią patrzył, jej wzrok był daleko, szybował po błękitnym niebie, wygląd jej twarzy był tak wyrazisty, aż on sam stwierdził, że musi być coś w tym niebie tak ciekawego, jak najpiękniejsze przedstawienie w teatrze, które nie raz oglądał w wielkim mieście, lub najbardziej poruszający film na ekranie kina. Mimowolnie jej twarz nabierała uśmiechu i zarażała nim tak bardzo, że sam nie wiedział dlaczego — co ona ma, czego ja nie mam? — pomyślał i usiłował zobaczyć coś ciekawego w tym jej niebie, lecz grymas na jego twarzy okazał to, że nie wie, czego ma szukać.

Nagle szum wiatru przywrócił młodego mężczyznę do rzeczywistości i przypomniał sobie, że przywędrowali aż tu, po skarb, a nie jakieś rozczulające patrzenie się w niebo.

Nie wierzył jej, ale chodziły słuchy, że ktoś z pobliskiej wioski, znalazł archeologiczny skarb, monety i historyczne przedmioty prawdopodobnie ze złota. Pomyślał, że może i przyjaciółka coś znalazła, w końcu chodzi po tym lesie i pobliskich górach — pomyślał — miał nadzieję, że tak jest, i będą mieli z tego jakieś porządne korzyści. Nie chciał, aby Weronika podejrzewała go o jego domysły. Postanowił, że trochę ja podejdzie i może czegoś się dowie.

— No i co? Gdzie jest ten twój skarb? Co to będzie? Jakiś krzew? Może polana krokusów — zaśmiał się po cichu — bo po Tobie bym się spodziewał, że nazwiesz ją skarbem. Widząc, że ona nic nie odpowiedziała, kontynuował, rozglądając się wokoło — ja nic nie widzę, ani nie wydaje mi się, żeby właśnie tu, na tej polanie, w ogóle jakiś skarb istniał — wzburzony rzucił mroźnym spojrzeniem na przyjaciółkę, która w ogóle nie zwróciła na niego uwagi — co za egoistka — pomyślał — nie dość, że mnie sprowadza na koniec świata, każe chodzić cały dzień, to jeszcze mnie ignoruje! — ze zdenerwowaniem wstał i nie zważając na dziewczynę, udał się w kierunku ścieżki, która prowadziła do głębokiego lasu i na szlak górski, oddalając od potoku i bajecznej polany.

— Musisz iść dalej Izan, idź dalej — rozbiegł się za nim głos z daleka, który namawiał go na dalszą przechadzkę — a żebyś wiedziała, że pójdę, i daleko — powiedział sam do siebie i z obrażeniem ruszył w dal głębokiego brunatno-zielonego lasu — po co ja się zgodziłem? Nie rozumiem siebie, nie widzieliśmy się prawie połowę naszego życia, ona już totalnie zwariowała, a ja chodzę po jakimś lesie i szukam skarbu w wieku 35 lat — Co ja wyprawiam!!! — krzyknął i z całej siły uderzył nogą w mały, sosnowy krzew, z którego wyleciały w niebo dwa małe ptaki wystraszone siłą, z jaką sosna się poruszyła.

Ucichł wiatr, nie słyszał już szumu potoku, który towarzyszył mu do tej pory, nie wiedział zbyt dobrze, gdzie idzie ani z której strony przyszedł, ale coś mu mówiło, aby iść dalej...

Po jakimś czasie wędrówki, zmachany i zdezorientowany tą całą sytuacją, postanowił chwilę odpocząć i pomyśleć.

Usiadł...

Po chwili kleknął na wilgotnym mchu i przysłonił oczy rękoma, chciał płakać, miał straszną ochotę popłakać i wyrzucić z siebie złość, którą czuł, ale pomimo starań, nie umiał.

Promienie słońca, które przebijały się przez duże wielowieczne dęby, okrążone młodymi sosnami, docierały do niego coraz bliżej, czuł ciepło, było mu dobrze. Zamknął oczy, chciał, aby ta chwila trawa wiecznie.

Nagle poczuł na jego prawym ramieniu lekki tak jakby dotyk, bardzo ciepły przypominający wcześniejsze promienie słońca. Nie chciał otwierać oczu — Weronika — pomyślał, zawsze była tak czułą osobą, a jej dotyk można było porównać do ukojenia, dawał mu spokój. Na chwilę zapomniał o rozwodzie, o wyjeździe swojej córki, którą nie wiadomo, kiedy zobaczy, o tym, że nie chciał wrócić do pracy, której nie lubi, o guzku, który od jakiegoś czasu go lękał, o tym wszystkim, czego tak bardzo nie chciał pamiętać... czuł się bezpieczny.

— Tak! — usłyszał — właśnie tam, spójrz w prawo tam na początku szlaku, gdzie słońce przebija się przez gęste drzewa, a jego promienie przytulają jak najcieplejsza miłość — usłyszał ponownie głos swojej przyjaciółki, która wynurzała się za dębów, które miał przed sobą. — Skoro ona jest tam, więc... — wstał jednym tchem, zaczął się wiercić dookoła, skakać, boksować z powietrzem, bardzo śmiesznie to wyglądało, nie mógł uspokoić oddechu, czuł, że kręci mu się w głowie, czuł strach.

— Izan??? Młoda kobieta patrzyła na niego wielkimi zielonymi oczami, a wyraz na jej twarzy nie ukrywał zdziwienia, jakie czuła — czyżby się udało? — pomyślała i podążyła ścieżką, która prowadziła do zestresowanego przyjaciela.

— Izan, wszystko z Tobą w porządku? Szukałam Cię, przeszedłeś spory kawałek lasu, bałam się, że się zgubiłeś, że już nie pamiętasz...

Izan uspokoił się i patrzył na nią jak na wroga, przytakując coś pod nosem.

— Co mówiłeś? Czemu jesteś taki zły? — nie dawała za wygraną, tak bardzo chciała pokazać mu skarb.

— Mam pomysł, skoro już tu jesteśmy, może dasz się namówić na mały spacer? Widoków, które zobaczysz, obiecuję, że nie będziesz żałował – i z uśmiechem wzięła go pod rękę.

— Chyba oszalałaś — odparł poważnym głosem i odsunął się, potykając o małą skalę pokrytą zielonym mchem.

— Mam dość tego wariactwa! Chcę wrócić do domu, nie wiem w ogóle, po co tu z Tobą przyszedłem, od 7 godzin chodzimy po jakichś lasach, polanach, wzgórzach i po co to wszytko — Wero? No po co? Wiesz, jak bardzo nie lubię lasu, robaków, kleszczy i wszystkiego, co ma z nimi do czynienia.

— Wiem — odpowiedziała spokojnie, znam twoją historię z wielkiego miasta — widać było na jej twarzy smutek, ale wiedziała, że gdzieś tam, w głębi duszy, on jest nadal jej przyjacielem i podając mu rękę, aby wstał, powiedziała — Ale to nie ty, bo pamiętam również, jak bardzo to kochałeś.

— Daj spokój, mieliśmy wtedy po 15 lat, mieszkaliśmy w małym miasteczku gdzie lasy i jeziora były głównymi atrakcjami, co mieliśmy robić? Wtedy nie znalem co to jest prawdziwe życie i nie miałem tego wszystkiego, co mam teraz! — wrzasnął z wielkim oburzeniem.

— Co masz Izan? — zapytała, patrząc mu głęboko w oczy — Co masz?

... Cisza
...... Cisza
......... Cisza

Izan nie był w stanie odpowiedzieć, pustka napełniła mu głowę i sam nie wiedział co się z nim dzieje.

— Dobrze, zgadzam się, wejdźmy na tę naszą górę, niech Ci będzie.

Wędrowali szlakiem, otaczała ich piękna dolina i dookoła aura natury, szli wokół spienionych kaskad, im wyżej wchodzili, tym chmury zdawały się na wyciągnięcie ręki, a wiosenne słońce przyjmowało ich, jak najbardziej wyczekiwanych gości, byli bliżej Boga, byli bliżej siebie.

Weronika bala się spojrzeć na przyjaciela, chciała za wszelka cenne dotrzeć z nim na szczyt, nie chciała go jednak speszyć, mimo woli, spoglądała katem oka.

Zauważyła po jakimś czasie wspinaczki, że nabiera innych kolorów, już nie był taki blady i zasmucony, nie widać było w nim gniewu i sceptycznego podejścia do całej magii natury. Uśmiechnęła się do siebie, bo znów widziała w nim piętnastoletniego chłopca, tego przyjaciela, który był jej tak bliski...

Doszli na szczyt, Izan ze względów na mało treningu w ostatnich latach zachwiał się lekko i usiadł kolo dużej skały na samym wierzchołku. Widok, jaki stamtąd miał zapierał dech w piersiach, nie mógł uwierzyć w to, co widzi, nogi się pod nim uginały i nie był w stanie ustać.

Weronika obserwowała go z odległości, chciała dać mu chwilę na wewnętrzne przeżycie tego momentu, momentu jak go później nazywała, powrotu...

Po paru minutach przyjaciółka podeszła do młodego mężczyzny i zauważyła, że klęczy i z całych sił ściska w pięściach ziemię, która wdarła się pomiędzy szczeliny skalne... trzymał ja mocno tak, jakby mogła zaraz uciec, a po policzkach spływały mu łzy.

Weronika przytuliła go i z ciepłym głosem wyszeptała — znalazłeś Swój skarb Izan, otworzyłeś serce...

On nie puszczał jej z objęcia — wiedziałam, że Ci się uda, że zdołasz zrzucić maskę i być znów sobą, wszystko się ułoży, bo gdy masz swoje serce, poradzisz sobie z każdym niepowodzeniem.

Wróciłeś...

Ludzie, którzy są tak bardzo związani z naturą, mają specjalną i bardzo delikatną dusze, jedni podążają tą ścieżką całe życie, inni gubią się w zgiełku szalonej rzeczywistości, społeczeństwa i wyścigu szczurów do tego, aby mieć więcej i być wielkim.

Ktoś kiedyś powiedział, że aby być wielkim, przede wszystkim trzeba być sobą.

Bądźmy sobą! Jak często gubimy tę magiczna część siebie, przygnieceni ciężarem codzienności zapominamy o tym, co najważniejsze, o sercu, a bez niego nic ani nikt nie da nam szczęścia.

Góry są dla wielu ludzi częścią duszy, tym czego nie da się wytłumaczyć, i nawet nic tłumaczyć nie trzeba... bo serce wie.

M. G.

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...