Autor: 

Wiatr pędzący kolorowe liście, poza chimerami chaotycznego bóstwa, posiada jeszcze jedną charakterystyczną umiejętność: wymiata z głów resztki optymizmu, (podświetlone jeszcze gdzieniegdzie, od spodu, gasnącymi promieniami wakacyjnych złudzeń). które pochowały się po kątach, gdzieś pomiędzy kłębami kurzu a włóczkami pajęczyn, przygniecione zeszłoroczną porcją zawiedzionych nadziei i porzuconych gdzieś w połowie stycznia postanowień noworocznych. Wywleka wtedy ten piwniczny mrok zawilgoconych tęsknot, trochę zapomnianych, jak mokra od pożegnania chusteczka wciśnięta z goryczą w dziurawą kieszeń płaszcza. Wpada do środka, do serca, przez duszne trzewia flauszowej czerni, zjeżdżając po śliskiej skórze wystrzępionej podszewki (całość może nawet być by Orsay, kolekcja Zima 2009, na metce kwota bez jednego grosza).

Z peronu - numer nie ma znaczenia - trzeba kiedyś odejść - choć prędkość, z jaką pociągi znikają z oczu, bywa różna - to po powrocie do domu, gdy instynkt samozachowawczy na chwilę da o sobie znać, każdy jeden równie szybko wrzuca łach w głąb szafy, niczym do sejfu albo kontenera na odzież skażoną toksycznymi wspomnieniami.

Może minąć kilka dni, nim dojdziesz do wniosku, że każde znane Ci tutaj miejsce nie jest Twoim: schody za cmentarzem szczerzą się popękanymi brzegami jakoś nieprzyjaźnie, mocniej niż zwykle wkurwia Cię, siedemnasty tej nocy, przejeżdżający pod oknem tramwaj, nic Cię nie obchodzi, że właśnie za poniedziałkowego UŻET-a zabrali Ci całą premię frekwencyjną. Kiedy zaczniesz sobie uświadamiać, że coś jest nie tak, z każdą minutą klarowniejsze będzie to, że jesteś w dupie i w dodatku już zacząłeś się w niej urządzać. Nie ma niczego, co naprawdę Cię rusza, chociaż jeszcze wrzucasz drobne do żebraczych kubeczków i zasmuca Cię widok bezdomnego psa. Może nawet byś go wziął, gdyby każde Twoje teoretycznie możliwe pragnienie nie było obwarowane nakazami, zakazami, rozważaniami i zdroworozsądkowym podejściem, które zaraz Ci doradzi, że dla komfortu zwierzęcia musisz na chacie 3 pokoje i antresolę, do tego pracować na pół etatu. Wtedy przypominasz sobie swoje M2 i 10 godzin dziennie do odpękania, więc odchodzisz, rozgrzeszony i uspokojony. Przestrzeń ulicy jest wystarczająco duża.

Gdybyś mógł stąd uciec, pewnie byś to zrobił. Ale nie zrobisz, podświadomie zdajesz sobie sprawę, że masz na nogach niewidzialne, betonowe buty - tylko Twoja głowa, po umoczeniu w odpowiednio dużej ilości alkoholu, czasem jeszcze się wyrywa i próbuje łypać zaropiałym okiem wspomnień na miejsca, w których kiedyś wydawało się, że świat należy do Ciebie. Wraz z Tobie podobnymi, szczerze gardziłeś zgorzkniałymi, leniwymi gnojami i zarzekałeś się, że nigdy taki nie będziesz. Po stokroć wyparłeś się siebie. To nawet nie było tak dawno, raptem 10 lat temu. Dekada. Pamiętasz?

Jeśli już ustaliłeś, że życie jest Ci dostatecznie niemiłe, możesz spróbować zdobyć lekarstwo, w którego skuteczność w ogóle nie wierzysz. Żeby nie było, ruszysz się gdzieś, bo masz urlop i konto w pomarańczowym banku (rób po swojemu, TY decydujesz, Tytytytyty). Przyoszczędziłeś, to możesz jechać - nie wybierasz all inkluziw, bo zostało w Tobie jeszcze coś z dawnych lat. Kierunek Bieszczady, żeby bez celu powłóczyć się po starych śladach. Przez chwilę pomyślałeś, żeby zatrzymać się w Polańczyku - to dowodzi, jak bardzo czas Cię posunął, sam dobrze wiesz w co. Wiedziony ostatnim odruchu przyzwoitości wybierasz którąś z dobrze znanych wiosek, choć trochę się boisz, że to, co tam zastaniesz, zmieniło się równie mocno, jak Ty. Jedziesz sam.

Autor: 
Jesień w krzakach

Wracasz, Powoli, przypominasz sobie ścieżki, idąc po śladach pozostawionych przez obce buty, założone na nieznajomo stąpające nogi. Jeśli w swoim nieszczęściu masz odrobinę szczęścia, to może nawet przypadkiem trafisz pod dach kogoś, kto pokaże Ci, że jesteś dupą wołową i trzęsiesz się nad sobą jak osika (gdybyś jeszcze miał coś do stracenia...). Nagle sobie przypominasz, że jest coś więcej, więcej niż to, o czym pamiętasz od poniedziałku do niedzieli, w tych górach i na szlakach tysiące podobnych gubiło i znajdowało, oddawało Biesom i Czadom na pożarcie cały ten syf, który się do nich w życiu przykleja (to ani chybi jakiś cud, że biedaki jeszcze od tego nie wyzdychały).

Tagi: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...