Okładka

W Tatrach spadł pierwszy śnieg. Część amatorów zimowej turystyki wysokogórskiej rozpoczęło już sezon. Niektórzy dopiero odkurzają swój zimowy ekwipunek. Ja zaliczam się, na razie, do tej drugiej grupy. Przeszukując ostatnio szafę w poszukiwaniu moich, głęboko zakopanych raków, naszły mnie wspomnienia mojej pierwszej zimowej tatrzańskiej wyprawy. Nie było to tak dawno temu, bo w grudniu 2014 roku. Naszym celem były Wrota Chałubińskiego (2020m n.p.m.).

Z Krakowa ruszyliśmy jeszcze przed świtem. Była nas trójka. Ja, Marta i Patrycja. Obydwie miały za sobą parę zimowych wypraw w nasze najwyższe polskie góry. Ja byłem w tym składzie żółtodziobem.

Kiedy dojeżdżaliśmy do Palenicy zaczynało już świtać. Zaparkowaliśmy samochód, ubraliśmy się odpowiednio do warunków, przepakowaliśmy sprzęt i ruszyliśmy w stronę Schroniska nad Morskim Okiem. Sprzęt którego używałem tego dnia (raki i czekan) był oczywiście pożyczony. Po dojściu do schroniska miałem przejść przyspieszony kurs z obsługi nowego oporządzenia. Jednak czekał nas jeszcze długi i nudny marsz asfaltową drogą. Pogoda tego dnia była kiepska. Było wilgotno, a dookoła otaczała nas gęsta mgła, ograniczająca widoczność do kilkudziesięciu metrów. Tworzyła wokół nas niewielki okrąg, w którym mogliśmy dostrzec tylko jakieś szczegóły otaczającej nas rzeczywistości. Pomimo takich warunków czułem podekscytowanie. Kolejne kilometry asfaltowej drogi pokonywaliśmy w ciszy, a raz obrane tempo utrzymywaliśmy do samej góry. Z czasem niewielki obszar wokół nas zaczął się powoli zmieniać. Zieleni ubywało, za to zaczynała dominować biel, która z czasem pokryła nawet asfaltową drogę. Po niecałej godzinie i 30 minutach osiągnęliśmy pierwszy cel kontrolny, Schronisko nad Morskim Okiem. Pod schroniskiem przyodzialiśmy raki. Przy gorącej herbacie i domowych kanapkach, zdobyłem wspomnianą wcześniej minimalną ilość niezbędnej wiedzy na dalszą podróż. Tak bardzo skupiłem się na tym, że zapomniałem nawet zrobić zdjęcia schroniska.

Po jakiś 30 minutach spędzonych nad Morskim Okiem ruszyliśmy w dalszą drogę. Początkowo żółtym szlakiem przez Mnichową Płaśń w stronę Szpiglasowej Przełęczy aż do Doliny za Mnichem. Następnie szlakiem czerwonym do Wrót Chałubińskiego. Moje pierwsze metry w rakach wspominam dość dobrze. Byłem zaskoczony przyczepnością jaką na śniegu i lodzie uzyskały moje buty. Parę razy zdarzyło mi się zahaczyć rakiem o sąsiedni but, ale po ok. kilometrze nauczyłem się chodzić w lekkim rozkroku. Szło się nam bardzo dobrze. W miarę zwiększania wysokości mgła stawała się coraz rzadsza. Momentami przebijały się przez nią skalne formacje. Kiedy doszliśmy pod Dolinę za Mnichem na naszym poziomie mgły już nie było. Była pod nami, a nad nami były chmury. Po raz pierwszy zobaczyliśmy nasz cel. W dolince zrobiliśmy sobie krótką przerwę na zjedzenie energetycznych batonów oraz kolejne przypomnienie zasad używania zimowego ekwipunku. Tym razem większy nacisk postawiony był na używanie czekana, oraz na sposoby wyhamowania upadku. Przed nami była najwyższa ściana tego dnia. Dla mnie początkującego amatora zimowej turystyki wysokogórskiej wydawała się niemal pionowa. Zaczęliśmy powolną wspinaczkę. Po ok. 1/3 drogi znowu napłynęła mgła. Przyznam, że ucieszyłem się z jej obecności. Stworzyła we mnie złudne poczucie bezpieczeństwa, ponieważ ograniczyła tą przestrzeń jaka znajdowała się pode mną. Śnieg na podejściu był dość miękki. Dało się w nim z łatwością wykopać butem duże stopnie. Mimo to, co jakiś czas przenikała mnie myśl, co by się stało, jakbym się zachował, gdyby nagle śnieg spod stóp się zsunął, a ja zacząłbym zjeżdżać w dół? Ignorując własne myśli brnęliśmy dalej. Po ok. 30 minutach udało nam się dotrzeć na przełęcz. Wiatr przyspieszany w ciasnym przesmyku utrudniał nam stanie. Dlatego na szczycie spędziliśmy tylko chwilkę. Na nasze szczęście mgła ponownie rozpłynęła się, odsłaniając całą Dolinę za Mnichem. Mogliśmy chwilę poobserwować trasę, którą przebyliśmy.

Nadszedł czas na powrót. Schodziło się dużo lepiej, mimo przestrzeni i wysokości pod nami. W pewnym momencie zaczęliśmy nawet zbiegać. Nie obchodziło nas, czy zjedziemy na dół na czterech literach, czy nie. Dochodząc w okolicę Mnicha naszym oczom ukazał się piękny widok na pobliskie góry. Podczas zejścia do Morskiego Oka znów otoczyła nas mgła. Droga na parking minęła nam bardzo szybko. Podekscytowany pierwszą zimową Tatrzańska wycieczką nie zwróciłem uwagi, kiedy dotarliśmy do samochodu.

Zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku: https://www.facebook.com/MikoSokPhoto

Autor zdjęć w galerii: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem galerii, które zobaczą tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje fotografie. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własną galerię

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne galerie dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...