Wyprawa przez górzysty kraj Gruzję. Od gór Kazbek, Uszba do Batumi.

W Tbilisi lądujemy późnym wieczorem. Po odebraniu plecaków z odprawy wszyscy zauważamy pewne braki w wyposażeniu. Komuś „zaginęły” przypięte na zewnątrz karabińczyki, to breloczki, kubek. Autobusy z lotniska kursują niezbyt często o tej porze, więc wybieramy taksówkę. Kierowca pędzi jakby wiózł rodzącą żonę do szpitala. Co chwilę modli się i mamrocze krótką formułę. Czyżby i on, znając delikatnie mówiąc kiepski stan auta, obawiał się że możemy nie dojechać w jednym kawałku… Okazuje się, że pobożny taksówkarz modli się widząc świątynie.

Dojeżdżamy do blokowiska na obrzeżach Tbilisi. Widok splątanych kabli energetycznych, skruszonego betonu, rozwalonych śmietników nie wzbudza, jak się później okazało niesłusznie, mojego zaufania. Może jednak prześpimy się w hotelu - sugeruję po kolejnym nieodebranym telefonie od właścicielki udostępnionego mieszkania… W końcu nawiązujemy kontakt.

Mieszkanka betonowego wieżowca wita nas w dużym lokum. Na miejscu okazuje się, że nie jesteśmy jedynymi Polakami korzystającymi z dobrodziejstwa bezpłatnego noclegu w ramach popularnego serwisu dla odważnych włóczykijów. Mimo, iż korzystałem z tej możliwości to mam mieszane odczucia. Tu wszystko było ok. zostaliśmy ugoszczeni, nakarmieni w zasadzie tylko za drobne pamiątki z kraju. Warunki były dobre, coś jak hotel z lat 70tych. Nie jest to polecany sposób podróżowania dla osób ceniących pewność, komfort i spokój. Nigdy do końca nie wiesz kim jest właściciel, czy udostępniający mieszkanie i kto będzie spał za ścianą, lub koło Ciebie…

Rano zwiedzamy stolicę. Budynki ministerstw i urzędów, liczne pomniki itp. Gruzini chętnie pomagają turystom, co nie dziwi bo ci zawsze sypną groszem… W większych miastach można porozumieć się po angielsku, rosyjski nie zawsze jest mile widziany i niektórzy odwracają się słysząc tą mowę. Nie ma się co dziwić. Wszystko staje się jasne, gdy zagłębimy się w stosunki polityczne Gruzji z dużym sąsiadem.

Ze stolicy udajemy się popularną marszrutką (busem zabierającym chyba nieskończoną ilość osób i bagażu) w kierunku Osetii południowej do regionu Chewi. Naszym celem jest święty szczyt Gruzinów Kazbek. O schronienie we wiosce u podnóży góry nie trzeba się zbytnio martwić. Turyści wyróżniają się z otoczenia i zaraz po wyjściu z marszrutki są zapraszani przez gościnnych mieszkańców na nocleg.

Mniej potrzebne rzeczy zostawiamy u właścicieli domu. Wyruszamy! Nie ma tu szlaków w znanych chociażby z Tatr. Gdzieś za zabudowaniami jest tablica informacyjna, a dalej idzie się po pasterskich dróżkach. A jeśli idziemy na szczyt to musimy kierować się w górę, proste ;) Docieramy do świątyni Cminda Sameba (Tsamida Sameba). Na miejscu, jak i w całej Gruzji obowiązują ścisłe zasady dotyczące stroju (musi zakrywać ciało). Kilka godzin marszu od tego malowniczego miejsca rozbijamy obóz. Rano meldujemy się u podnóża lodowca – jedynej drogi do położonego wyżej schroniska. Nie chcąc dzielić losu dwóch księży z kraju nad Wisłą wracamy z tego miejsca do wioski.

Korzystając z lokalnych busów jedziemy do regionu Meschetia. Tu warto zobaczyć tzw. skalne miasto Wardzia, gdzie do tej pory żyją mnisi.

Ściśnięci niczym śledzie w puszce marszrutką, a dalej już policyjnym wozem terenowym przemieszczamy się do Swanetii. Czy popełniliśmy po drodze jakieś przestępstwo??? Nie! Spóźniliśmy się na odjazd do docelowego miasta i pomoc, za odpowiednią opłatą, zaoferował nam lokalny policjant. Jak widzicie taki turysta w Gruzji to ma dobrze! Gdzie indziej moglibyśmy dostać mandat za podejrzane włóczenie się po mieście… Terenówką mkniemy po krętych, górskich drogach. Przed każdym zakrętem słyszę klakson – tak kierowcy informują się o dostępności przeciwległego pasa drogi. Pan posterunkowy chyba chce osiągnąć prędkość światła. Na zakrętach piszczą zdzierane opony, jak dobrze pójdzie cofniemy się w czasie ;) Wtedy to nie było śmieszne… Co więcej ów policjant co chwilę gasił pragnienie 12% orientalnym piwem!!!

Jakimś cudem cali wychodzimy z radiowozu. Warto było! W miejscowości współistnieją dwa światy – nowoczesny (nowe budynki, chodniki itp.) i miniony (świnie dalej chodzą niczym psy po ulicy). Na centralnym placu w parku rozwieszono hamaki dla mieszkańców. O dziwo nikt ich nie zniszczył, ani nie ukradł. Wisiały tam nienaruszone przez cały nasz pobyt… Ciekawe ile dni, a może godzin wisiałyby w naszym europejskim, cywilizowanym kraju???

Wozem patrolowym, a także pieszo zwiedzamy: wioskę baszt Uszguli (podobno śnieg tak zasypywał okolicę że wyjść można było tylko przez te osobliwe kominy); oraz wspaniały rejon Wiedźmy alpinizmu – szczytu Uszba. Podobno alpiniści nieznający warunków na „Matterhornie Kaukazu” są dosłownie wyrywani z zabezpieczeń przez porywisty wiatr.

Korzystając z różnych środków transportu, aby odetchnąć od srogich masywów górskich udajemy się w rejon, którego stolicą jest portowe miasto Batumi. Adżaria to obszar dla innej kategorii turystów. Pełno tu drogich hoteli i restauracji. Warto zostać do wieczora, aby zobaczyć koncert tańczących fontann.

Do stolicy wracamy pociągiem. Ten odcinek podróży to osobna przygoda… Wagony sypialne to jeden niekończący się korytarz z ciągiem łóżek. Dobry sposób na bliską integrację współpasażerów podczas długiej trasy przez kraj ;)

Zamykamy koło śpiąc u serdecznej Gruzinki z blokowiska. Samozwańczy Tamada – nasz rodak korzystający z noclegu, wznosi toast za podróżników. Rano wylatujemy.

Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...