Wzdłuż granicy

Krótkie chwile spędzone na Kińczyku Bukowskim dobiegają końca – teraz przede mną kolejna część długiej wędrówki, wielce ekscytującej przygody której celem głównym jest Opołonek (1028 m). Na samym krańcu Bieszczadów czeka na mnie góra być może nie tak spektakularna jak Kińczyk, czy też wszystkie znane nam połoninne szczyty Bieszczadów Wysokich – jest również wyraźnie mniejsza i niemal w całości zalesiona.

Gwiazda Opołonka świeci zupełnie niepodobnie w zestawieniu z powyższymi – przede wszystkim jest najdalej na południe wysuniętym szczytem naszego kraju, (nie punktem), mimo że taką informację często podają przeróżne źródła. Na południowo-wschodnim stoku góry Opołonek, kilkaset metrów od szczytu, znajduje się siodło bez nazwy (słupy graniczne nr 219) – ono właśnie stanowi najdalej wysunięty na południe punkt – 49°00’07.33″N, 22°51’34.87″E. Opołonek dodatkowo działa na wyobraźnię jako miejsce niedostępne, oddalone znacznie od siedzib ludzkich, pogrążone w głębi karpackiej puszczy, wyjątkowo pięknie prezentującej tu liczne starodrzewia. Ruszam więc dalej – przede mną sporo kilometrów marszu, a dzień przecież jest już dość krótki o tej porze roku. Postaram się jednak zobaczyć i przeżyć przez ten czas jak najwięcej…

Fragment dzikich Bieszczadów

Podążam ścieżką mijając kolejne słupki graniczne. Przede mną rozpościera się w całej okazałości Połonina Beniowska wraz z widocznym wierzchołkiem Rozsypańca (Stińskiej) (1212 m). Połonina ta nieczęsto figuruje w świadomości turystycznej. Zazwyczaj miejsce to brane jest pod uwagę jako kontynuacja Połoniny Bukowskiej, lecz tezie tej zaprzecza poprzez umieszczenie na swej mapie nazwy Połonina Beniowska znany przewodnik, autor map oraz pasjonat i odtwórca starych nazw terenowych Wojciech Krukar.

Niejednokrotnie używając map p. Krukara wyczuwałem niesamowitą pasję w tworzeniu dzieła które można byłoby określić nazywaniem Bieszczadów na nowo. Połonina Beniowska wiąże swą nazwę z Bieniową – nieistniejącą dziś wsią Bojkowską. Mieszkańcy Beniowej wypasali tu swoje stada. Logicznym więc wydaje się nieprzedłużanie nazwy Połonina Bukowska w obręb tego miejsca. Zapewne oponenci maja pewnie własne argumenty, osobiście jednak polegam na wiedzy uznanego krajoznawcy, a takim jest p. Krukar. Wierzchołek Rozsypańca omijam trawersem. Szczyt położony jest już po stronie ukraińskiej, skręcam więc w lewo i podchodzę w kierunku Krukarowej Czarnej Wilchy (Rozsypaniec Stiński) (1137 m).

Las poniżej linii granicznej

Ścieżka niebezpiecznie skręca, jakby za pas graniczny. Jako że słupki oddalone są od siebie dość znacznie, nie widzę dokładnie czy istnieje ryzyko naruszenia granicy państwowej. Schodzę więc nieco w dół – tam biegnie ledwie widoczna dróżka przez las. Zapuszczam się dosłownie kilkanaście metrów w głąb, utrzymując jednocześnie kontakt wzrokowy z pozostawioną na chwilę ścieżką graniczną.

Ścieżka na granicy

Ponownie wkraczam na nią tuż poniżej wierzchołka Czarnej Wilchy, około stu metrów od słupków oznaczonych numerem 180. Rejon wierzchołka jest odkryty, jednak widoki są mocno ograniczone – chmurzy się z każdą chwilą, czuję po chwili lekką mżawkę.

Pustka i odosobnienie

Czas ponownie zagłębić się w las. Czeka mnie tym razem ostre zejście w dół – kolejny cel to Przełęcz Żydowski Beskid (863 m) położona tuż pod Opołonkiem. Ścieżka jest tu wygodna oraz stosunkowo szeroka, jednak trzeba uważać – suche liście leżące na ziemi są zdradliwie śliskie, co w połączeniu ze sporą stromizną utrudnia schodzenie. Słupki graniczne występują teraz w znacznie większym natężeniu, marsz dzięki temu staje się bardziej przejrzysty, dodatkowo trasa przebiega niemalże w linii prostej.

Ukryte w gąszczu słupki graniczne

Przełęcz Żydowski Beskid – z jej stoków wypływa potok zwany Niedźwiedziem. Jeszcze w XIX wieku był on uważany przez kartografów austriackich za wychodzący od źródła Sanu. Dziś przeważa opinia iż właściwy wykap położony jest w lesie Rubań na południowo wschodnich stokach Piniaszkowego po stronie ukraińskiej i około 300 m od granicy.

Odpoczywam chwilę przed skokiem na szczyt. Opołonek czeka – zostało już tak niewiele… Czas znów wspinać się pod górę…

Stary słupek graniczny. Widoczna data 1920 r.

Wcześniej już zaobserwowałem licznie tu występujące słupki dawnej granicy polsko – czechosłowackiej, jednak tuż powyżej Przełęczy Żydowski Beskid na odcinku do Skały Dobosza, historyczna granica biegła nieco inaczej. Podążam jej śladem idąc wąską ścieżką położoną niewiele na północny wschód od granicy współczesnej. Kolejną ciekawostką jest dawna numeracja – inna od współczesnej. Gdy w przeszłości numerowano słupy w kolejności ze wschodu na zachód, tak dziś numery słupów przebiegają odwrotnie – przykład Opołonek, gdzie współczesne numery słupów oznaczone są numerem 215, ten przedwojenny oznaczony był jako nr. 7. Niestety wiele tych historycznych pamiątek dziś leży wykopanych, leżących bezładnie w okolicy ścieżki. Zadziwia z kolei fakt wciąż czytelnych inicjałów państw jak i daty postawienia słupków.

Skała Dobosza na tle słupków granicznych

Minęło 20 minut – jestem z powrotem na współczesnej ścieżce granicznej tuż pod szczytem Opołonka w pobliżu legendarnej Skały Dobosza, znajdującej się jednak w całości po stronie naszych sąsiadów. Znów odpoczywam chwilę przyglądając się miejscu w którym ponoć zbój zwany Doboszem ukrywał swe skarby. Skała nazwana imieniem bieszczadzkiego opryszka jest dziś pomnikiem przyrody.

Stąd już niedaleko na szczyt – muszę teraz ostro skręcić w lewo i podejść około 150 m. na południowy wschód widokową ścieżką ukazującą przy słonecznej pogodzie wyraźnie stronę ukraińską.

Zasieki dawnej radzieckiej sistiemy

Zasieki dawnej systemy – druty w przeszłości będące pod niewielkim napięciem informowały stronę radziecką o nielegalnym przekraczaniu granicy. Dziś druty są już w stanie rozkładu, jednak wciąż działają na wyobraźnię. Widoki dziś mocno ograniczone przez zachmurzone niebo, dodają jednak specyficznej atmosferze dodatkowego smaczku.

Na szczycie Opołonka

Jestem na szczycie Opołonka o 13:00, czyli 6 godzin od wyjścia z Wołosatego. Patrzę do tyłu… podsumowuję najciekawsze elementy wędrówki, wspominam przede wszystkim Kińczyk Bukowski, oraz niesamowity marsz śladem dawnej granicy… Przede mną Piniaszkowe (960 m) a wcześniej przełęcz bez nazwy, czyli wspomniany przeze mnie na początku wpisu, najdalej wysunięty na południe punkt naszego kraju.

Droga graniczna po ukraińskiej stronie

Idę na Piniaszkowe wzdłuż ukraińskiej drogi granicznej, utrzymanej w całkiem dobrej kondycji. Również i tu widać zasieki wkomponowane mocno w ścianę lasu.

Obelisk, słupki, a poniżej umowne źródło Sanu

Ostatnie chwile na grzbiecie granicznym. Tuż obok umowne źródło Sanu leżące idealnie na linii granicznej. Wspominałem już o tym miejscu w przeszłości – artykuł dotyczący tamtej wędrówki dostępny jest choćby Tutaj

Stary las

Ostatni etap dzisiejszej przygody przebiega w kierunku Bukowca. Wędruję teraz starą drogą omijając tym razem między innymi grób hr.Klary i Franciszka Stroińskich. Mało znana ścieżka, bagnista i miejscami słabo widoczna, jest mimo wszystko bardzo malownicza, ukazująca piękny, klimatyczny starodrzew.

Przygoda kończy się – pozostanie po niej mnóstwo wspomnień, oraz ciekawych zdjęć, z których naprawdę niewiele mam możliwość przedstawić w dwóch częściach jednego artykułu, którego I część ukazała się w zeszłym tygodniu. Bieszczadzki cykl na blogu trwa i pewnie utrzyma się teraz do końca roku, choć w dalszej perspektywie będzie wracał jeszcze nie raz, gdyż temat nigdy wyczerpany nie będzie… Na dziś tyle ode mnie – Pozdrawiam Serdecznie.

Tekst i zdjęcia: Tomasz Gołkowski

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...