Świdowiec to jedno z magicznych pasm górskich w Karpatach Wschodnich na Ukrainie. Zapraszam serdecznie do przejrzenia relacji z wyprawy na najwyższy szczyt tego niesamowitego masywu. Zapraszam na wirtualną wędrówkę na szczyt Bliźnicy.

Rozległe połoniny Świdowca

Na dalekich krańcach południowej Ukrainy, płynie górska rzeka zwana Czarną Cisą. Rozdziela ona dwa niesamowite masywy górskie, które zapadły w mojej pamięci na zawsze. Czarnohora i Świdowiec… miejsca sentymentalne i działające na wyobraźnię. Dla wielu z nas, podróż do krainy Hucułów to wielkie przeżycie emocjonalne, tym większe im trudniejsza jest możliwość przyjazdu w te strony. Dziś, gdy znów nastały niepewne czasy, plany powrotów stały się niestety coraz bardziej odległe, wręcz przekreślane. Państwo które staje w obliczu wojny, jest jednocześnie w świadomości ludzkiej, miejscem niebezpiecznym i nieobliczalnym. Postanowiłem jednak złamać ten stereotyp i myślę że mi się to udało. Oczywiście dotyczy to tylko i wyłącznie miejsc nie dotkniętych wojną – górskie rejony Ukrainy pozostają spokojne, nieskażone zabójczą polityką, która wyniszcza ten piękny, lecz pogrążony w konflikcie kraj. Wróciłem tylko na chwilę, przyjrzałem się Czarnohorze dawno nie widzianej, po czym zostawiłem ją po lewej stronie wspomnianej wcześniej rzeki, by wyruszyć ku rozległym górom Świdowca – niewiele niższego od znanej mi Czarnohory, będącej jednocześnie najwyższym pasmem Ukrainy.

Kwasy - karpacka wieś

Poranek w Kwasach przywitał mnie piękną pogodą. Nie gościłem w górach Ukrainy zbyt często, jednak pamiętam że dotychczasowe wizyty zbiegały się zawsze z pochmurną aurą, deszczem i chłodem. Zmęczenie spowodowane wczorajszą podróżą na wschód zniknęło całkowicie – mam dzisiaj wielką ochotę zdobyć najwyższą górę Świdowca – Bliźnicę (1881 m n.p.m ). Obieram kierunek północny w stronę Trościańca – małej osady leżącej w dolinie potoku o tej samej nazwie. Przede mną droga szutrowa pnąca się pod górę, jest to jednocześnie fragment czerwonego szlaku biegnącego z Kwasów do Ust Czornej.

Osada Trościaniec

Dookoła podobnie jak w Czarnohorze, rozsypane w sporych odległościach od siebie stoją stare, drewniane chaty pięknie wtopione w górski krajobraz. Spotykam miejscowych którzy pozdrawiają mnie z uśmiechem. Wszyscy są przyjaźnie usposobieni i życzliwie pokazują palcem mój kierunek marszu. Nie należy jednak ufać zbytnio informacjom słownym, dotyczącym czasu przemarszu. Huculi żyją swym własnym trybem gdzie czas zupełnie inaczej płynie i nie jest postrzegany w sposób, do jakiego my ludzie pracujący w miastach jesteśmy przyzwyczajeni.

W dole Czarna Cisa

Odwracam głowę i widzę w dole Czarną Cisę wijącą się pośród gór. Wkrótce pojawiają się forpoczty lasu którym przyjdzie mi teraz wędrować zanim pierwsze połoniny ukażą się wysoko w chmurach.

Pasterskie szałasy

Powyżej lasu rozciąga się szeroko Połonina Braiwka – odpocznę tu chwilę i przyjrzę się otoczeniu. Wewnątrz osady nie dostrzegam nikogo, ale w oddali słyszę głosy pasterzy i dźwięk dzwonków przyczepionych do szyj krów oraz owiec. Krótka przerwa daje mi możliwość przejrzenia mapy, spożycia niewielkiego posiłku oraz uzupełnienia płynów. Ruszam dalej – połoniny otwierają się z trzech stron – północnej, zachodniej i południowej.

Lipcowa burza na połoninach

Niestety piękna pogoda nie wytrzymuje próby czasu. Niedługo po tym gdy znalazłem się na połoninie, od północnego wschodu nadciągnęły potężne chmury… Jestem na otwartej przestrzeni, gdzie nie ma możliwości jakiegokolwiek schronienia. Ulewa dopada mnie w mgnieniu oka a niewiele później także gęsty grad wspomagany przez okropną wichurę. Moje ubranie które dotychczas mnie nie zawodziło, dziś nie zdaje egzaminu. Jedynie plecak który posiada dodatkową osłonę broni się przed zamoknięciem. Wichura jest jednak na tyle silna że osłona nie jest w stanie utrzymać się na konstrukcji plecaka. Brnąc dosłownie pod górę, za późno zauważam jak osunęła się z ekwipunku. Zanim zdążyłem założyć ją powtórnie, wszystko w środku było już mokre. Szczęściem nie zapomniałem wcześniej zabezpieczyć dokumentów i aparatu fotograficznego oraz telefonu, wkładając te rzeczy do worka foliowego.

Po burzy

W opłakanym stanie jest również dwóch Ukraińców których spotykam na swej drodze. Nadeszli boczną ścieżką od osady Gropyniec sądząc z kierunku ich trasy. Okazuje się, że idą na Bliźnicę i dalej do Ust Czornej. Maszerujemy więc przez krótki fragment razem, przemoczeni zziębnięci i świadomi kolejnej ulewy.

Kamienny kurchan

Kamienny kurchan – ku przestrodze nierozważnych piechurów. Tutaj straciło życie czterech turystów. Dookoła potężna mgła… i gdzieś po prawej ukryta przepaść. Nie wolno schodzić z wyznaczonej ścieżki gdyż widoczność jest bardzo ograniczona. Wyobrażam sobie tylko los owych nieszczęśników. Góry Czarnohory oraz Świdowca, w najwyższych partiach co chwilę pogrążają się we mgle by po chwili mogły odzyskać pełną widoczność. Przynajmniej ja za każdym razem doświadczyłem takiego obrazu.

Połoniny we mgle

Zostawiamy za sobą grobowiec i pniemy się w górę, by po chwili zejść ku przełęczy, która znajduje się tuż pod celem głównym mojej wyprawy.

Niesamowity klimat gdy na połoninach pogoda się zmienia

Widoczne przepaście które we mgle stanowią śmiertelne zagrożenie. Niby oczywista rzecz dla przezornych turystów, jednak rzeczywistość pokazuje zupełnie inną prawdę.

Na szczycie Bliźnicy

Kwadrans później zdobywam Bliźnicę. Widoczność spada do zera. Półgodzinny odpoczynek nie wystarcza jednak by chmury zechciały ustąpić. Żegnam się tu z moimi towarzyszami – czas schodzić w dół. Załamanie pogody i tak zabrało mi już sporo cennego czasu, a przecież jeszcze dziś muszę wydostać się z Kwasów w stronę Ivano Frankowska.

Pogoda w górach zmienia się szybko

Dochodzę do miejsca w którym jeszcze niedawno zaskoczyła mnie burza. Rozpogadza się, ściągam kurtkę i rozwieszam ją na plecaku. Przynajmniej ona ma szansę wyschnąć na słońcu które wyszło zza chmur.

Po burzy

Świdowiec wyłania się zza chmur, a góry zyskują nowe przejrzyste oblicze. Schodząc w dół chłonę wzrokiem potężne przestrzenie – morze połonin…

Schodzę w doliny

… i potężny wał Czarnohory daleko na horyzoncie.

Magia

Przede mną las, przez który muszę się przedrzeć aby z powrotem znaleźć się w Kwasach. Myślę już o tym aby odpocząć. Cienkie materiałowe spodnie wyschły zupełnie, podobnie kurtka oraz podkoszulka. Godzinny marsz przez las po solidnej ulewie daje się na koniec we znaki. Cały obłocony docieram do centrum Kwasów, po czym staram się odnaleźć rozkład jazdy pociągów oraz marszrutek. Połączenie z krajem jednak nie jest łatwe. Dopiero o 18:30 odjeżdża pociąg do Jaremczego, tam przesiądę na pociąg nocny do Lwowa. Jestem jednak usatysfakcjonowany. Wstępnie poznałem nieznany mi dotąd Świdowiec, który mam nadzieję odkryć jeszcze nie raz.

Czar karpackich krajobrazów

Wyprawa kończy się, ale podróży przez Ukrainę jeszcze nie koniec. Póki co odpoczywam na stacji w Kwasach czekając na Elektryczkę z Rachowa, która zawiezie mnie przez Dolinę Cisy do Jaremczego i dalej aż do Lwowa…

Tekst i zdjęcia: Tomasz Gołkowski

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...