Choć powszechnie uważa się, że w Bieszczady najlepiej wybrać się jesienią, my postanowiliśmy odwiedzić je w sierpniu. I nie żałujemy. Wbrew naszym obawom nie spotkaliśmy tłumów turystów i mogliśmy spójnie cieszyć się niesamowitymi widokami. 

Wielka Rawka

O 6.30 wysiadamy z autobusu w Wetlinie pod kościołem. Mamy za sobą jedenastogodzinną podróż z Warszawy. Przecieramy zaspane oczy, rozprostowujemy kości, rozciągamy pokurczone mięśnie i, nie zwlekając, ruszamy na szlak.

Wielka Rawka

Zaplanowana na dziś trasa nie jest zbyt forsowna. Ruszamy na Rawki i Krzemieniec, a na nocleg schodzimy do bacówki pod Małą Rawką. Na początku musimy iść kawałek asfaltową drogą w kierunku Ustrzyk Górnych. Mijamy budynek Straży Granicznej i Hotel Górski PTTK i po kilkunastu minutach skręcamy w prawo na drogę leśną. Dochodzimy do punktu informacyjno-kasowego BdPN, czyli budki, w której kupuje się bilety wstępu do parku narodowego. Budka jest jeszcze o tej porze nieczynna, więc mijamy ją, ciesząc się, że zaoszczędzimy po 3 zł, i leśną ścieżką zaczynamy piąć się w górę, na początku łagodnie, a po jakimś czasie bardziej stromo. Cały czas idziemy zielonym szlakiem. Choć poranek jest jeszcze dość chłodny, zdejmujemy już z siebie pierwsze warstwy ubrań – podejście szybko nas rozgrzewa. Po około godzinie wychodzimy na grzbiet Działu. Następnie przechodzimy przez ciąg kilku polan, z których roztaczają piękne widoki na Połoniny Wetlińską i Caryńską, a w kierunku południowym na pasmo graniczne i kocioł Moczarnego porośnięty puszczą bukową. Na jednej z polan robimy sobie przerwę na śniadanie. Niebo jest błękitne, słońce już grzeje, widać, że pogoda będzie dopisywać przez cały dzień. Podejście kończymy na Małej Rawce (1272 m n.p.m.). Tutaj kończy się grzbiet Działu. Dopiero teraz spotykamy pierwszych turystów.

Wielka Rawka

Na Małej Rawce trochę wieje, więc po chwili ruszamy żółtym szlakiem w kierunku jej wyższej siostry. Po 15 min jesteśmy już przy betonowym słupie na Wielkiej Rawce. Idziemy dalej grzbietem, mijamy główną kulminację z wychodnią piaskowcowych skał (1304 m n.p.m.) i dochodzimy do zwornika znajdującego się na południowo-wschodnim krańcu kopuły szczytowej. Wielka Rawka to najwyższy szczyt pasma granicznego. Roztaczają się stąd wspaniałe widoki: na północy Połoniny Wetlińska i Caryńska, na południowym wschodzie Tarnica i grzbiet Szerokiego Wierchu, dalej ukraińskie Karpaty Wschodnie z Pikujem (1409 m n.p.m.), najwyższym szczytem całych Bieszczadów, a na południu Krzemieniec i Rabia Skała.

Od zwornika idziemy niebieskim szlakiem wzdłuż granicy z Ukrainą. Szlak między Wielką Rawką a Krzemieńcem nie jest zbyt ciekawy. Najpierw schodzi się stromo w dół, a następnie nadrabia tę stratę wysokości stromym podejściem. I tak dochodzimy na szczyt Krzemieńca (1221 m n.p.m.), na którym stykają się terytoria trzech państw: Polski, Słowacji i Ukrainy. Kilka lat temu ustawiono tu kamienny słup przedstawiający godła trzech państw. Niestety jest to typowy kamień nagrobkowy, do tego ciemny, więc nie wygląda za specjalnie. Sam szczyt Krzemieńca jest zalesiony, nie roztaczają się stąd tak okazałe widoki jak z Wielkiej Rawki. Warto jednak tu wejść, bo jeśli zrobimy szpagat i mocno wygniemy się w bok, to będziemy jednocześnie w trzech państwach.

Element multimedialny chwilowo niedostępny.

Granica polsko-ukraińska

Z Krzemieńca wracamy znanym już niebieskim szlakiem na Wielką Rawkę. Ponieważ jest jeszcze wcześnie, pogoda dopisuje, a widoki z Wielkiej Rawki sprawiają, że nie chce się stąd schodzić, zatrzymujemy się w okolicach betonowego słupa i kładziemy w wysokiej trawie na zboczu. Leżąc, przysłuchujemy się opowieściom turystów robiących sobie zdjęcia ze słupem. Dla jednych jest to stary słup graniczny, dla innych pozostałość, jakiegoś pomnika. W istocie jest to stary znak geodezyjny. W przeszłości nad słupem stała drewniana wieża triangulacyjna, służąca do wykonywania pomiarów.

Bacówka pod Małą Rawką

Wyspani i wygrzani w słońcu schodzimy szlakiem żółtym na Małą Rawkę, a następnie zielonym do bacówki pod Małą Rawką. Dostajemy dwa ostatnie miejsca w pokoju wieloosobowym. Na obiad zamawiamy żurek i grule z bundzem, czyli ziemniaki zapiekane z owczym serem, przyprawami i sosem czosnkowym – bacówkowy specjał. Na szczęście wzięliśmy jedną porcję, bo i tak we dwoje mieliśmy problem, żeby wszystko zmóc. Schronisko to klimatyczna bacówka, wiele osób zachwyca się tym miejscem. Obsługa miła. Ciepła woda w ograniczonych ilościach. Właściwie jest tu wszystko, co potrzeba, choć trochę stare i zniszczone, jak na przykład łazienki. Podobnie jest w wielu schroniskach w polskich górach, ale kto spędził noc w takim miejscu, wie o co chodzi i chętnie wraca. Przecież wieczory spędzone w schroniskowej jadalni zawsze są jednymi z najmilej wspominanych momentów wypraw w góry.

Więcej o naszych wyprawach możecie przeczytać na blogu Góry dla każdego,
a także na stronie na Facebooku.

Kategorie: 
Wczytuję...
Wczytuję...

Czy wiesz, że...

W portalu Góry i Ludzie również Ty możesz zostać autorem artykułów, które przeczytają tysiące Internautów! Już dziś zarejestruj się i zacznij bezpłatnie dodawać swoje treści. To doskonała reklama dla Ciebie i Twoich górskich dokonań. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Dodaj własny artykuł

Już dziś zarejestruj się i dodawaj własne artykuły dla tysięcy czytelników portalu!

Chcę zostać autorem!

Wczytuję...